Paul McCartney – „New”

McCartneyowi nadal się chce. Recenzja przesłana w ramach "wasz.txt".

2013.10.27

opublikował:


Paul McCartney – „New”

71 lat na karku, sukcesy, o jakich inni mogą jedynie pomarzyć oraz absolutnie zasłużony status legendy współczesnej muzyki. Nie ma wątpliwości, że Paul McCartney od dawna nie musi już nic nikomu udowadniać. Mimo to, nadal przemierza świat, czarując tłumy na swoich koncertach. Jak widać jednak, odgrywanie dawnych przebojów nie wystarcza ex-Beatlesowi. Nadal chce mu się tworzyć nowy materiał. I właśnie takie odczucie towarzyszy słuchaniu „New”. Że mimo wszystkich okoliczności wymienionych powyżej, McCartneyowi nadal się chce…

Nad brzmieniem płyty czuwało czterech znakomitych producentów – Mark Ronson pomógł odnieść sukces Amy Winehouse, Paul Epsworth odpowiadał za „21” Adele, stawkę uzupełniają Ethan Jones (produkował najlepsze płyty Kings Of Leon) oraz Giles Martin, którego ojciec pracował z sir Paulem w czasach Beatlesów. McCartney śmiał się zresztą niedawno, że wszyscy wielcy producenci są dziećmi jego kolegów. Dobór współpracowników pomógł osiągnąć nowoczesne i dość miękkie brzmienie. Zdecydowanie więcej tu popowego sznytu, który zapewnia choćby spora ilość elektroniki, aniżeli typowo rockowych dźwięków. Na albumie znajdziemy zarówno bogato zaaranżowane utwory, jak i te bardziej oszczędne, jak choćby „Early Days”, gdzie akustyczna gitara do spółki z delikatnym rytmem, mogą przywodzić na myśl beatlesowski „Blackbird”.

Skojarzeń z legendarną czwórką z Liverpoolu jest tu zresztą więcej, choćby w melodiach czy też sposobie śpiewania samego McCartneya, który w utworach takich jak „Queenie Eye” powraca do swojej maniery sprzed pół wieku. Żebyśmy się jednak nie nudzili, Paul używa również innych barw ze swojej bogatej wokalnej palety, w skład której wchodzą m.in. piękne i delikatne falsety jak we wspomnianym wcześniej „Early Days”, harmonie, jak te w otwierającym całość „Save Us”, lekko przetworzony głos w „Appreciate”, trochę krzyku słyszalnego tle podczas „Everybody Out There” oraz zmęczony ton, jakiego używa w zamykającym longplay „Scared”. Wszystko to dobrze wpływa na sposób oddawania emocji. 

Sporą różnorodnością cechują się również same kompozycje. W części prym wiodą urokliwe melodie, czasem optymistyczne i radosne jak w singlowych „Queenie Eye” czy „New”, innym razem posępne, jak choćby ta w „Scared”. Jest i również miejsce na mniej przebojowe fragmenty, które z kolei kupują słuchacza klimatem, jak „Appreciate” z monotonnie powtarzanym tytułem oraz trochę mocniej zarysowanym rytmem, ascetyczna „Hosanna” czy „Road”, gdzie na tle elektronicznego podkładu, w pewnym momencie wraz z głównym wokalem słychać zadziwiająco niski śpiew McCartneya.

   

Naprawdę dobry album. Jasne, nie jest przełomowy. Do tego, aby uznać go za wybitny, również trochę brakuje. Z pewnością jednak nie można powiedzieć, że jest przewidywalny, że powstał w oparciu o utarte schematy. „New” to płyta różnorodna, na której każdy fan McCartneya (może z wyjątkiem entuzjastów czadów typu „Helter Skelter”) znajdzie coś dla siebie. Czuć, że mamy do czynienia z artystą dojrzałym, ale mimo to nadal pełnym twórczej werwy. Pozostaje tylko  przyklasnąć i cieszyć się, że Paul McCartney jeszcze raz postanowił zrobić użytek ze swojego ogromnego talentu.   

Polecane

Share This