W teorii taki popadający w skrajności rap prezentuje się całkiem interesująco. W końcu najwięcej emocji dostarczają bodaj ci muzycy, którzy na co dzień gniją w swym introwertyzmie, a przedrostek „ekstra-” dodają sobie tylko wtedy, gdy stają przed mikrofonem. Na kogoś takiego kreuje się tutaj Onar. I dodaje za chwilę: ale tak naprawdę nic o mnie nie wiecie. A więc mamy jeszcze aspekt tajemnicy. Intrygujące.
Oddajmy teraz głos samemu autorowi i sprawdźmy, jak ta koncepcja „przemytnika emocji” pracuje w wersach. „Stoję tu na brzegu i czekam tu na falę / Jest pieprzony odpływ, a czekam na pieprzony przypływ / Krew gotuje się jak woda na herbatę – back in business / Jeden strzał w łeb i może być po wszystkim / Ale piękne wspomnienia pomagają żyć z tym” („Dorosłe dziecko”); „Mówisz: jutro też wstanie dzień / Nie wiem, kurwa mać, czy doczekam / Moje serce jak bezpański pies / Stoi moknie i szczeka” („Wszechświat”); „Teraz już nic nie czuję / Nawet ostatnio słyszałem, że jestem bezwzględnym chujem” („Nobody Knows”); „Księżyc gaśnie jak żarówka Osram / Mam gdzieś już te waśnie, mówię: weź to zostaw, osraj” („Jutro”).
Bardzo chętnie zakończyłbym tę recenzję już w tym miejscu. Powyższe wersy, moim zdaniem, same sobie wystawiają świadectwo. Gdy słucham Onara opowiadającego o gwiazdach na niebie i rosie, która czeka na pierwszy promień słońca, zastanawiam się, czy warszawski raper chce za wszelką cenę nagrać płytę z Pelsonem i Eldo, czy bardziej uciec od osiedlowego wizerunku, który ciągnął się za nim przez lata, a i tutaj przebija w kilku momentach (np. „to kolejna dobra płyta na dobrych kurwa bitach / w moim stanie byś na tapczanie leżał jak stara cipa”). W tej drugiej konwencji, gdy przekleństwa wpadają mu naturalnie, a porównania mają brud i bezczelność, wypada o wiele naturalniej i bardziej przekonująco (delikatnie mówiąc). Doceniam ewolucję w twórczości i to, że wraz z wiekiem Onar porusza inne, dojrzalsze problemy – rzecz w tym, że jest on najzwyczajniej w świecie bardzo słabym, mało sprawnym tekściarzem, który za każdym razem, gdy chce powiedzieć coś ważnego, ociera się o banał.
Rzecz adresowana jest do tych, których urzekły zwrotki warszawiaka na „Nowym świetle” z Miuoshem czy „Utopii” Pawbeatsa. A więc do tych, którym brakuje elementarnego poczucia dobrego smaku. Do tych, którzy zwykli się wzruszać za każdym razem, gdy rozkleja się pianino, wchodzą patetyczne smyczki, rozlewają się eurodance`owe syntezatory, a uderzające z pogłosem bębny podkreślają raz to białą, rockową podniosłość nagrań, raz to ich symfoniczny wymiar. Produkcja Czarnego w „Starychrzeczach / Nowychrzeczach” momentalnie robi różnicę – podkład zyskuje charakter, rozpoznajemy w nim szorstki styl autora, słychać też dialog z poprzednikami (Noonowskie cięcie sampli).
„Przemytnik Emocji” dawał nadzieję, że Onar rzeczywiście „dorósł do rapu”. „Nowe światło” traktowałem jako wypadek przy pracy dwóch zadowolonych z siebie MC`s; „Autodestrukcja” kuleje natomiast w tych samych momentach, co wydany chwilę wcześniej „Pan z Katowic” Miuosha. W zamierzeniu skrajny, autodestrukcyjny koncept rozłazi się ze względu na niewystarczające umiejętności tekstowe gospodarza. Tak, to zdecydowanie smutny, przykry wręcz rap.
Onar – „Autodestrukcja”
Step Records
Tracklista:
01. Daj mi rękę
02. Dorosłe dziecko
03. Starerzeczy/Nowerzeczy
04. Ptaki na niebie feat. Luka
05. 1000e serc
06. Sinusoida
07. Wszechświat feat. Luka
08. Nobody knows feat. DJ Grubaz
09. Smutny rap
10. Wolne atomy
11. Do lustra
12. Jutro