Mø – „No Mythologies To Follow”

Koncertowy pewniak.

2014.03.31

opublikował:


Mø – „No Mythologies To Follow”

Wydawca reklamuje Mø (wym. Muu) jako artystkę, która ma pogodzić fanów Rihanny i Grimes. Trafne, choć jeśli sypiemy już nazwami, warto dorzucić jeszcze Florence The Machine, Lanę Del Rey, a w „Slow Love” nawet Roisin Murphy.

Materiał, który trafił na będący pełnowymiarowym debiutem Dunki krążek „No Mythologies To Follow”, poznawaliśmy od kilkunastu miesięcy. Podjeżdżające twórczością Grimes „Maiden” pojawiło się już w 2012 roku. 2013 przyniósł cztery kolejne single, w tym kawałek „XXX” nagrany przy wsparciu Diplo. W ten sposób już na kilka miesięcy przed premierą znaliśmy praktycznie jedną trzecią płyty. Po drodze  Mø zaśpiewała jeszcze w „Dear Boy” u Aviciiego. Przy okazji premiery pojawił się kolejny singiel – „Never Wanna Know”. To właśnie w tej piosence Dunka nisko kłania się Lanie Del Rey. Do tego stopnia nisko, że miejscami trudno znaleźć różnice.

Pewnym problemem „No Mythologies To Follow” jest fakt, że jeśli już Mø pokazuje swoje inspiracje, robi to nazbyt wyraźnie. Dzięki temu otwierające album wokale w „Fire Rides” sprawiają, że natychmiast przekopujemy internety w poszukiwaniu wieści dotyczących nowej płyty Florence Welch i jej zespołu. Po chwili skojarzenie – przynajmniej tak bezpośrednie – mija, a sam utwór zbudowany na syntetycznym bicie jawi się jako jeden z najlepszych momentów płyty. Znakomite wejście ciepłej gitary a`la Carlos Santana i przejście do dwuwarstwowej (oprócz wokalu prowadzącego mamy znakomity chórek) – klasa. Mø czuje r&b, ale nie to, które znamy od lat tylko nowe, hipsterskie kwitnące na Wyspach Brytyjskich.

Patent z dorzucaniem dźwięków „żywych” instrumentów nadaje ludzki pierwiastek większości zimnych, wręcz odhumanizowanych podkładów. Wspomniana już gitara w „Fire Rides”, dęciaki w „Pilgrim” czy wyjątkowo zabawowym „Don`t Wanna Dance” (Mø zostawia w tyle choćby Lily Allen) nie tylko dodają piosenkom kolorytu, ale też czynią je bardziej przyjaznymi. Nagromadzenie chórków pozwala Mø wykorzystywać głos nie tylko do opowiadania historii, ale też jako dodatkowy instrument. Sam głos wokalistki jest paradoksalnie największą siłą i wadą płyty. Z jednej strony charakterystyczny i ciekawy, z drugiej miejscami zbyt bliski pisku i w większych dawkach niestety irytujący.

Niesamowity ładunek energetyczny płynący z „No Mythologies To Follow” czyni z tych numerów koncertowy pewniak, przynajmniej teoretycznie. Wkrótce będziemy mieć możliwość sprawdzenia tego w praktyce – Mø przyjedzie bowiem do Polski, by wystąpić podczas Free Form Festivalu.

{sklep-cgm}

Polecane