Luxtorpeda – „MYWASWYNAS”

Luxtorpeda pędzi dalej.

2016.04.02

opublikował:


Luxtorpeda – „MYWASWYNAS”

Jedna rzecz chyba się do końca nie udała. Litza z kolegami zapowiadali, że chcą uwolnić się od brzmienia Luxtorpedy. Riffy spod ciężkich łap Roberta i Drężmaka wciąż są tak charakterystyczne, że trudno je pomylić z czymś innym. Podobnie jest z dziką motoryką sekcji rytmicznej, a zwłaszcza nieokiełznaną perkusją Krzyżyka. Taka suma styli. Choć próby przełamania pewnych schematów, a to za pomocą celnie użytych efektów, zupełnie inaczej filozofii użycia gitary – jednej czy drugiej, jak w „Księgowym” czy „Dziurach po ospie”, dodają muzyce Luxów zupełnie nowej przestrzeni. Sporo tu też ściągania lejców, tak jakby numery miały z całą mocą eksplodować dopiero grane na żywo. Idealnym przykładem będzie „Silnalina”, kawałek, który na koncertach prawdopodobnie zostanie wykrzyczany z porwaną w wspólną podróż publicznością. Jedni nakręcą drugich, drudzy napędzą tych pierwszych. Zresztą ciosów koncertowych jest na „MYWASWYNAS” więcej. No ale to przecież nic nowego.

Nie zmieniają się muzyczne światy, z których przychodzą i które chętnie odwiedzają muzycy Luxtoredy. Czym skorupka nasiąkła… Nie ma sensu powtarzać inspiracji czy skojarzeń. Opisując czwartą płytę coraz trudniej znaleźć coś, o czym nie wspomniało się już wcześniej, próbując opisać poprzednie albumy. Nie jest to jednak niemożliwe i wcale nie wymaga jakiegoś nadludzkiego wysiłku. Są takie numery, jak m.in. „Imago”, które zaskakują tym, co dzieje się pod tekstem.

Mam wrażenie, że za wieloma powiewami świeżości stoją tu ludzie, którzy towarzyszyli zespołowi podczas prac nad albumem. Taką postacią jest Wasyl, odpowiedzialny za gościnną realizację nagrań w Custom34, taką postacią jest też – uwaga, uwaga! – sam Howie Weinberg, który odpowiada za mastering całego materiału. Nie wiem jeszcze, jak doszło do tej współpracy, ale zakładam, że gość który pracował z Nirvaną, Beastie Boys, Ramones, Tomem Waitsem, Herbie Hancockiem, Rush, Rammstein, The Mars Volta, Public Enemy, Aerosmith czy The White Stripes, bierze na stół tylko to, co mu się spodoba i co go zaintryguje. To dzięki Weinbergowi, kiedy z „MYWASWYNAS” opadnie już nimb nowości, odkrywać będziemy ciekawe niuanse, przesunięcia w brzmieniu i inne takie dodające smaku elementy. Pamiętać jednak trzeba, że Luxtorpeda to wciąż ten sam zespół. Coraz szerzej patrzący na swoją muzykę, coraz chętniej i zachłanniej sięgający w różne rejony gitarowego grania, ale jednak zespół ze swoim charakterystycznym brzmieniem. Czy im się to podoba, czy nie. Od siebie samych się nie uwolnią. Na szczęście nie ma takiej potrzeby.

Zatem rewolucji nie ma. Dodatkowo Hans wciąż leci odważnie i nawija z zaangażowaniem to, co leży mu na wątrobie. Pustosłowia brak. Tekstów o niczym szukajcie gdzie indziej. Spółka autorska Litza-Hans wciąż wnikliwie i trafnie opisuje świat swój i swoich fanów. Można łatwo nad tym przeskoczyć, ale warto się na chwilkę zatrzymać. Dobrych tekściarzy nie brakuje nam w kraju. Nie tylko w szeroko pojmowanym rocku. Zazwyczaj świetnie oddają oni to, co kołacze się po ich głowach, to co ich zajmuje, porusza. Ale takich, którzy oddając w tekstach siebie, swój moralny kręgosłup i światopogląd świetnie rysują codzienność i niecodzienność zwykłych fanów, słuchaczy, wciąż mamy niewielu. Takich, co potrafią wejść w świat słuchaczy z wielkich aglomeracji i małych miasteczek też mało. A Robertowi i Hansowi przychodzi to bardzo naturalnie. Do tego wciąż zręcznie unikają wpadania w pułapkę moralizowania czy – nie daj Boże – ewangelizowania. To czyni przekaz Luxtorpedy bardzo uniwersalnym. I jeszcze jedno – poczucie humoru, dystans, przymrużenie oka. Bezcenne i – znów się powtórzę – rzadkie.

Mimo zapowiedzi, że zespół zabierając się za prace nad nowym albumem, zamierza wypuścić się w dalekie wycieczki i nie ma pewności, z czym z nich wróci, dziś już wiemy. Luxtorpeda wraca i wciąż jest tą samą formacją. Prą do przodu, nie są zainteresowani zjadaniem własnego ogona. Fani będą zachwyceni.

 

 

Polecane

Share This