Te zapisy z pierwszego kontraktu okazały się bardziej niż dalekosiężne, a ich echa pobrzmiewają do dziś. Page zakładając swoją nową formację postanowił sobie, że musi mieć całkowitą kontrolę nad brzmieniem. Poza oczywistymi rolami współkompozytora i muzyka położył też łapę na produkcji, kontrolował miksy… a nawet archiwizował pomysły, strzępki utworów. Potknął się tylko przy pierwszym wydaniu płyt Led Zeppelin na CD. Te – w 1987 roku – były przygotowane na podstawie kopii oryginalnych taśm, a ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. Mistrz był wściekły. Więcej już nie powtórzył tego błędu. 20 lat temu już sam kontrolował uwiecznienie na srebrnych krążkach muzyki swojej formacji. Zatem odkurzono taśmy-matki i zremasterowano je na nowo. Kilka lat temu również akceptował każdy detal, kiedy szykowano pliki dla iTunes. Po dwóch dekadach od drugiej edycji na CD przyszedł czas na zmierzenie się z upływającym czasem i rozwijającą się szaleńczym, geometrycznym wręcz postępie technologią. Oto w 2014 znów dostaliśmy w łapy trzy pierwsze płyty (kolejne w drodze!) Zeppelinów. Wszystkie poprzednie edycje zostały zredukowane do roli pamiątek.
To co słyszymy na zremasterowanych I, II i III to dokładnie te same dźwięki, które były zarejestrowane podczas „oryginalnych” sesji (warto sobie doczytać, jak one się odbywały, jeśli ktoś jakimś cudem nie wie…). Zatem co nowego jest w tych wydawnictwach? Otóż chyba po raz pierwszy mamy szansę usłyszeć cały materiał tak, jak słyszeli go muzycy rejestrując ślad po śladzie! Wszystko złożone w całość tak, że wyrywa serce… z zachowaniem wszystkich kultowych już smaczków, jak skrzypienie mechanizmu stopy w perkusji Bonhama, choć jest ono już bardziej dyskretne 😉 Ale uwaga, na szczęście nie są to wydawnictwa dla ortodoksyjnych maniaków, audiofile powinni być jednak zadowoleni.
Wszystkie płyty brzmią świetnie w każdym zakresie pasma. Jest selektywnie i dynamicznie, ale bez wpadania w pułapkę w jaką wpada większość reedycji. Tu oba te kryteria nie miały chyba absolutnego priorytetu. Ten postawiony zostało gdzie indziej: pierwotny, zwierzęcy charakter nagrań miał zostać zachowany i zaprezentowany tak, jakby zespół wyszedł ze studia wczoraj, a nie dekady temu. Wielkość tej edycji płyt polega właśnie na tym, że ta sztuka się udała. Sterylność dźwięku nie przytłacza a dodaje energii nagraniom. Pokazuje je w pełnym świetle.
Obecne reedycje I, II i III są nie mniejszym wydarzeniem dla fanów rocka co koncert z 2007 roku w londyńskiej O2 Arenie (a później jego fenomenalne wydanie). Jest tylko jedna różnica, słowo „współczesność” jest tu odmieniane równie często, tyle że przez (na szczęście) nieco inne przypadki.
A jak komuś nie zakręciło się w głowie i jeszcze mu mało, to są dostępne również specjalne boxy, a w nich dodatkowe płyty z absolutnymi rarytasami. Wszystko dzięki chomikowaniu Page`a i jego detektywistycznemu zacięciu w docieraniu np. do oryginalnych taśm z zarejestrowanymi kiedyś bez wiedzy zespołu koncertów. Jeśli dorzuć do tego piękne wydania winyli to czeka nas rzeź świnek skarbonek. Ale warto. Wiadomo.