KęKę – „Nowe rzeczy”

Ugruntowanie pozycji.

2015.03.20

opublikował:


KęKę – „Nowe rzeczy”

Debiutanckimi „Takimi rzeczami” KęKę spłacał jeszcze dług zaciągnięty w podziemiu. Premierowe, nagrywane w profesjonalnych warunkach utwory sąsiadowały z numerami, które pamiętały czasy, gdy obecnego reprezentanta Prosto kojarzono głównie w Radomiu i okolicach. I to wszystko było słychać. Otrzymaliśmy wówczas materiał tyleż wszechstronny, co nierówny.

„Nowe rzeczy” przynoszą styl już w pełni ugruntowany, przetrenowany na poligonie gościnnych występów. Od samego początku chwalono radomskiego rapera za osobowość i zadziorność, ale dopiero po 2014 roku możemy powiedzieć, że ten rap wreszcie okrzepł i zahartował się na scenie. Oczywiście, „charyzma” jest w tym wypadku słowem–kluczem, ale by zrozumieć, w czym rzecz, musicie wejść w warsztat. Posłuchać, jak gospodarz chwyta za mordę i nostalgiczną klasykę w rodzaju „Świadomości”, i nowoczesne produkcje, które równie dobrze moglibyście usłyszeć na ostatnim albumie Gedza („Zmysły”, „To, co mam”, „Było blisko”). Porównać to ze sposobem, w jaki siada na leniwych, spalonych słońcem i zalanych wódką podkładach („W dół kieliszki”, „Fajnie”). Odpalić wreszcie flirtujące z radiową melodią „Czasem muszę” – i uwierzyć, że to wciąż ten sam raper. Ten sam, który wykładał się na pierwszym singlu ze swojego debiutu.

Można długo chwalić warsztat Kę, bo jest za co. Ot, choćby za osławione już niedokładne rymy (albo ich zupełny brak); za to, w jaki sposób przeciąga „OPS” i zestawia je z równie wydłużonym „Caritas”; za to, że takimi zabiegami potrafi utulić tropicieli rymów czasownikowych i sprawić, że nie będą się krzywili na zbitki w rodzaju „życie / robicie / możecie”. Albo za to, że równocześnie potrafi poskładać techniką w starym stylu, rzucić niewymuszonym podwójnym czy ukąsić bit „krzyczanym” flow.

Najbardziej w „Nowych rzeczach” cieszy mnie jednak co innego. To, że sukces debiutu nie stępił tych radomskich pazurów. Że w kilku momentach Kę dokręca śrubę, rozwija patriotyczne wątki z poprzedniego albumu („Niezrzeszony”, „Świadomość”), ale nie mizdrzy się przy tym do słuchacza przyzwyczajonego do zbitki „wóda i kraj” („W dół kieliszki”, „Było blisko”). Nawet jeśli bije z tego albumu duma i samozadowolenie, daleko mu do nieznośnego wygrywania życia. Może dlatego, że pozycja radomianina na scenie przemycana jest jakby mimochodem, bez nadęcia i zarozumiałości: we flow z singlowego „Wyjebane”, w rozbrajającym, znamionującym pewność siebie refrenie z „Niezrzeszonego” (potrafię sobie jednak wyobrazić, że niektórzy odbiorą to jako kpinę i przesadę), w tych kilku żartobliwych studyjnych wstawkach w stylu: „to moja płyta, mogę robić na niej, co mi się podoba”, wreszcie w samym fakcie, że na krążku po raz kolejny nie ma ani jednego gościa. Wyrasta to wszystko z bezpretensjonalnego przekonania, że to tylko (szczere i trafiające w łeb) teksty do bitu.

Wyszła z tego rzecz przebojowa, zdecydowanie nowoczesna, napędzana nośnymi, absolutnie koncertowymi refrenami i – co budziło moje obawy – równą warstwą muzyczną. Czy można się w niej do czegoś czepić? Jeśli już, to do szczegółów. Nie mam nic przeciwko syntetykom, ale jednak okropieństwa, które się dzieją w tle „Pamięć zostaje”, trudno wybaczyć. Czasami chciałoby się też podciągnąć niższe rejestry, rzucić niektóre podkłady na głębię, zadbać o bas („Młody Polak”), innym razem urozmaicić aranż lub dopracować melodię (z „Czasem muszę”, gdyby tylko wyciągnąć z tej gitary coś więcej niż pierwsze lepsze szarpnięcie, mógłby wyjść pachnący latynoskimi klimatami, letni hit). Nie będę jednak narzekał. „Nowych rzeczy” dobrze jest słuchać głośno i przy otwartych oknach. A pewnie jeszcze lepiej na żywo.

KęKę – „Nowe rzeczy”

Prosto Label

Tracklista:

1. Zmysły

2. Młody Polak

3. W Dół Kieliszki (WuDeKa)

4. Niezrzeszony

5. Pamięć Zostaje

6. Świadomość

7. To Co Mam

8. Nie Bądź Zły

9. Wyjebane (Tak Mocno)

10. Sprawy Ważne

11. Czasem Muszę

12. Fajnie

13. Było Blisko

Polecane