foto: mat. pras.
Na takie albumy warto czekać. Nawet 4 lata. Tyle waśnie czasu Jakub NOX Ambroziak nagrywał swój nowy, zaskakujący materiał. Na swoim autorskim, zdecydowanie instrumentalnym „Wildness” ten znakomity, ale wciąż (za) mało znany muzyk nie tylko przesuwa granice techno, ale wręcz je zaciera. W czym osobiście upatruję szansę, że o tej niezwykłej – ambitnej i ogromnie intrygującej, ale bywa że bezczelnie przebojowej muzyce – dowiedzą się wreszcie miliony nowych słuchaczy. No dobra – tysiące też będą OK!
Nasza scena muzyczna przypomina górę lodową. Widzimy tylko jej wierzchołek. Ale kiedy zanurzymy głowę pod wodę, lub – mówiąc bardziej precyzyjnie – uważniej nadstawimy ucho na dźwięki, to natrafimy na wspaniałe, wartościowe rzeczy, których na próżno szukać na listach przebojów komercyjnych (i nie tylko) rozgłośni radiowych, czy w zestawieniach najchętniej kupowanych płyt pewnej multimedialnej sieciówki.
Właśnie pod powierzchnią głównego muzycznego nurtu tworzy Kuba Ambroziak – 27-letni muzyk ze Słupska o zaskakująco bogatym CV, na który składają się dwie EP-ki i tyle samo dużych płyt (ostatnia to „Mikrokosmos” z 2014 roku). NOX ma na koncie również współpracę z takimi artystami sceny elektronicznej i hiphopowej, jak Teielte, Ailo, Kinta, Robot Koch, Eufoteoria, Maceo Wyro czy Noon. Kto śledzi jego muzyczną drogę wie, że w tym wytyczaniu własnego szlaku sięga po dźwięki tak bardzo niebanalne i nieoczywiste, że w naturalny sposób można go nazwa artystą osobnym.
Z drugiej strony elektroniczne, ilustracyjne i „filmowe” brzmienia, które Nox serwował nam do tej pory, były na tyle jednak przystępne, że można je było śmiało poleca nie tylko fanom electro. W przypadku „Wildness” jest już chyba nieco inaczej – niemniej intrygująco, ale o wiele bardziej rytmicznie, transowo, a momentami wręcz plemiennie. Czy taki delikatny, a jednak mający szansę na komercyjny sukces zwrot w twórczości Kuby zyska mu nowych słuchaczy?
Jest na to spora szansa – w czym nie tylko zasługa jego nowych, świetnych kompozycji, ale również rosnącej koniunktury na podobne, alternatywne brzmienia, które wychodzą dziś z komputerów i studiów nagraniowych takich rodzimych artystów, jak Daniel Spaleniak, Grabek, Tomasz Mreńca, Lux Familiar, czy dwóch producentów, już niemal instytucji na scenie elektronicznej i eksperymentalnej: Pawła Stachowiaka (EABS, Kroki, Hatti Vatti) i Piotra Kalińskiego (Hatti Vatti, HV/NOON, Nanook Of The North, Ffrancis). Swoim nowym krążkiem Ambroziak zgłasza akces do tej muzycznej „Ligi Mistrzów”.
– Praca nad krążkiem trwała prawie 4 lata. Oczywiście z mniejszymi bądź większymi przerwami. Z początku nie miał być to album techno, co chyba słysząc na początku płyty – w utworach takich, jak „Poranek w głuszy” czy „Escape From Society” – mówi Nox. Rzeczywiście – ta mieszanka ambientu, trance’u, a nawet gitar (w pierwszym z tych utworów zagrał Tomasz Lachendro, a w drugim Paul Anderson z Irlandii) nie zapowiada, że to będzie aż taka pulsująca tanecznym (?) rytmem płyta.
– Muzyka była i jest dla mnie pewną formą ucieczki od codziennego życia. A bardziej niż proces wydawniczy, czy sama publikacja pojedynczych singli, jara mnie proces twórczy. Upraszczając – to po prostu momenty, w których powstają dane melodie. Po publikacji tej muzyki lubię do niej wracać – ze względu na to, że przywołuje mi w głowie dane wspomnienia z okresu powstawania utworu – wyjaśnia Nox, który podczas pracy nad premierowym materiałem inspirował się filmami, w tym m.in. „Into the Wild”. – Stad też tytuł – chodzi tu o dzikość, pewne zatracenie się w tej muzyce. Ponadto dużą inspiracją były także pokazy mody i twórczość takich twórców techno, jak Gesaffelstein czy I Hate Models – dodaje producent, który drugiemu z twórców zadedykował jeden ze swoich utworów.
Ja na tym krążku słyszę przede wszystkim rytm. Bardzo transowy, a momentami wręcz etniczny – jak w „Red Thunder”, „Poganie” czy mocno zakorzenionym w stylistyce afro-beatu „Runway”. W tej formule doskonale sprawdzają się rożne perkusjonalia, bębny, konga i tajemnicze, plemienne zaśpiewy. A kiedy Nox podkręca tempo, jak w „Hard” czy „Plur” , to nogi same chcą ruszyć na taneczny parkiet. – W wielu moich utworach występują sample, czasem są to pojedyncze dźwięki wycięte np. z YouTube. Czasem sample z płyt winylowych. Ale są też utwory, które – jak właśnie „Plur” – gram w 100% jak PLUR. W jednym z utworów został wykorzystany sampel z filmu pornograficznego, a w minimalistycznym „Intro” słyszymy fragmenty obchodów upamiętniających Powstanie Wielkopolskie – opowiada muzyk.
Ten wachlarz – wydawać by się mogło bardzo spolaryzowanych stylistycznie dźwięków – spiął brzmieniowo sam Noon, który zajął się masteringiem albumu. I tę spójność wyraźnie słychać. Ale chyba jeszcze cenniejsze jest to, że tego – filmowego, ilustracyjnego, ale bywa, że bardzo rozedrganego rytmicznie albumu po prostu świetnie się słucha. Mimo, że to niemal jedynie (ale za to jakie!) dźwięki.
Artur Szklarczyk
Ocena: 4/5
Tracklista:
1. Intro
2. Poranek w głuszy
3. Wildness
4. Escape From Society
5. Red Thunder
6. Mallory
7. Poganie
8. Hard
9. Plur
10. I Hate Models
11. Our Bodies
12. Ghost
13. Runway