Wspominam ten duet, bo pierwsze spotkanie z mixtapem Izy Lach podsunęło mi takie skojarzenie. Podobieństwo zauważalne jest niekoniecznie na poziomie produkcji – o tej za chwilę. Za to wokal Izy przypomina już śpiew Jack Davey: kolejne partie wykonywane są jakby od niechcenia, ale ten leniwy, rozmarzony głos w ogóle nie irytuje. Wprost przeciwnie, jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, jest w nim coś uwodzicielskiego i słodkiego.
Słychać przy tym, że mamy do czynienia z dziewczyną świadomą własnych warunków i konwencji, w której się obraca; taką, której róż kojarzy się prędzej z The Diplomats niż Katy Perry, a sformułowanie „soul brother” w jej ustach natychmiast przywodzi na myśl jeden z pseudonimów Pete’a Rocka. IZA mogłaby być więc godną następczynią Jack Davey, ale tak się złożyło, że znalazła się pod skrzydłami Snoop Dogga. A ten, choć z niejednego pieca jadł i w wielu stylistykach próbował swoich możliwości, nie należy do osób, którym szczególnie zależy na uprawianiu twardej awangardy. Muzyce wyprodukowanej przez uznanego rapera brakuje więc ciężaru podziemia, nieoczekiwanego przełamania rytmu czy ambitnego zderzenia dźwięków. Z jego strony otrzymaliśmy podszyte funkiem, proste, ale skuteczne elektroniczne r&b.
Otwierające zestaw, syntetyczne „Hello I’m Ready” spokojnie mogłoby trafić na playlistę warszawskiego „Powiększenia”. W „That’s What It Is” bit jest już bliżej hip-hopu lat 90.: miarowa, płaska perkusja podbita jest głębokim basem. Jeśli ktoś szczególnie lubi słuchać Izy w bardziej klasycznej konwencji, powinien przeskoczyć do numeru 14: tytuł „Soul Disco Lady” w końcu zobowiązuje, break buja aż miło, w czym znów zasługa świetnej linii basowej. Tej słucha się zresztą równie przyjemnie, gdy w miejsce sampli pojawiają się reggae’ujące klawisze i kosmiczna elektronika.
{sklep-cgm}
Mimo że aranże w poszczególnych numerach nie są specjalnie imponujące, w ogólnym rozrachunku na „Flower…” dzieje się dużo, i to nie tylko ze względu na ilość utworów. Dobrze wiedzieć, że autorka równie dobrze odnajduje się w popowej stylistyce („American Gangster” czy „Just Like A Man” mogłaby równie dobrze nagrać Estelle), co w nagraniach o organicznym brzmieniu: monumentalnym („Make Luv To Me”) i kameralnym („I Can Feel You”, tropikalne „Baby Come Around”). Niestraszne jej także cykające, przesycone południem bity, czego dowodem „Reach Out And Touch Me” czy „I Can’t For Us To Fall In Love”.
Podczas odsłuchiwania „Flower In The Jungle” skojarzeń otwiera się więc dużo: od wspomnianych J.Davey po Solange. Pytanie, jak w tych wszystkich inspiracjach odnajdzie się sama IZA. Pytanie jest otwarte, w końcu to tylko mixtape. W pierwszej kolejności do poprawy są na pewno teksty: nazwać je poprawnymi jest już i tak wystarczająco dużym komplementem. Całe szczęście zaśpiewano je tak, że trudno coś zarzucić w kwestii akcentu – to kolejny dobry znak, że IZA może coś zawojować za Oceanem. Póki co otrzymaliśmy materiał bardzo wiosenny – w sam raz na pogodę, którą mieliśmy przed kilkoma dniami.