Hades – „Czasoprzestrzeń”

Nowe dobro to wciąż zło.

2014.12.03

opublikował:


Hades – „Czasoprzestrzeń”

Gdy niedawno ukazał się nowy klip promujący album Quebonafide, w internecie można było spotkać się z komentarzami, jak to fajnie jest poczuć lato na styku jesieni i zimy – i jak to fajnie, jest móc obserwować wakacje gościa, który wygrał życie i przebalował pewnie kilka dobrych tygodni w najlepszych europejskich kurortach. Rozśpiewany, eurodance`owy „Trip” uderzał w tęsknotę za ciepłem, słońcem i morzem. Wydawana niemalże równolegle „Czasoprzestrzeń” Hadesa, Emade i Kebsa uderza w zupełnie inne tony.

Stołeczne trio nie mogło lepiej trafić z premierą „Czasoprzestrzeni”. W dniach, gdy nad miastem wiszą sinawe chmury; gdy człowiek wychodzi do pracy o zmroku i o zmroku wraca; gdy lada chwila z ulic straszyć będzie warszawski śnieg wymieszany z psim gównem – wtedy płyty takie jak ta smakują najlepiej. To rzecz dla ludzi, którzy nie oczekują na przyjście Nikogo, przedświąteczna atmosfera powoduje u nich odruchy wymiotne, muzykę dobierają adekwatnie do pogody za oknem, a leków na grudniową depresję nie szukają w oficjalnym spisie NFZ-u.

Krążek zaczyna się więc na haju. Odległość skojarzeń nie odbiega od tych Ostrego na „Jazzurekcji”, obrazy nakładają się na siebie, skok z jachtu okazuje się upadkiem w otchłań kosmosu, szybka jazda samochodem ni stąd, ni zowąd łączy się raperowi z lewitowaniem, między tymi opisami trafia się mistyka w rodzaju: „Dusze są głodne słońca, nie świadomi tego, że świecą jaśniej / Zobacz, wszystko jest ogromnym przypadkiem albo ogromnym dziełem Boga”. Za tym tripem podąża zanurzony w najdalsze głębiny, ociężały podkład – krzyżówka J Dilli i cloudu. Haj ten kończy się jednak kacem. „Za daleko od słońca / wkurwiona Polska, jej puste kieszenie / moja matka, moja siostra, w Imię ojca / Nie ma co czekać na rozgrzeszenie”, słyszymy w refrenie ostatniego numeru na płycie, a klasycznie pocięty, esencjonalny bit uderza już w zdecydowanie nowojorskie tony.

To mógł być wybitny album. Najważniejszą pracę wykonał tutaj Emade. Zimne, ponure podkłady pomalowano bardzo monochromatycznie: gdy ich słucham, widzę właściwie różne odcienie szarości, ewentualnie pojedyncze plamy zgniłej zieleni i brązu. Trzeszczące smyczki osadzają się na posępnych, niskich partiach fortepianowych („Dziwki i dilerzy”), krótkie wokalne sample napotykają na zamglone partie klawiszowe („Już po mnie”), jest wreszcie sekcja rytmiczna, bębny i bas, które niejednokrotnie organizują cały utwór niemalże samodzielnie (brudny funk „Muzyki z brodą”, paradoksalnie ejtisowe „Dziewięćdziesiątki”). Nawet jeśli trafia się leniwa gitara, to przywodzi na myśl raczej środek października niż lipca („Nigdy w życiu”); jeśli bębny łapią odrobiny baunsu, to oczekuj raczej hymnu blokowisk („Bieg po linie”); jeśli trafia się ciepły sampel jak w „Prostych słowach”, to rozgrzewa on raczej jak grzaniec. Rzecz to wzorowa pod wieloma względami: aranżacyjnym (jak połączyć oszczędność z właściwym doborem środków), brzmieniowym (posłuchajcie tylko tych siadających na płucach syntezatorów w „Dziewięćdziesiątkach”)… Organizacyjnym też, bo materiał okazuje piekielnie spójny, a przecież wzorców tu co niemiara: od Detroit po Nowy Jork, od The Ummah po El-P, od „Tical” po „Dah Shinin”.

To mógł być wybitny album, szczególnie że niewielu jest MC`s, którzy potrafiliby się wkleić w te podkłady. Szorstki, ziarnisty styl Hadesa wydaje się idealny. Posłuchajcie tylko, jak fantastycznie sprawdza się „mówiona” nawijka w „Nie przestaniemy”, jak lekkie przyspieszenia w „Pełnym słoiku” dynamizują całość. Gdy w jednym kawałku przez chwilę pojawia się cut z Fokusa, pomyślałem: „bingo!”, oto mamy godnego następcę tamtego głosu – niewiele wyższy, ale może dlatego bardziej uniwersalny, mniej podatny na monotonię. A skoro o cutach mowa, osobne pochwały należą się Kebsowi, który dobrze wyczuł klimat płyty i w paru miejscach umiejętnie spowolnił, fantastycznie zresztą dobrane, wokale Sokoła i Eldo.

A jednak, z czystym sumieniem nie mogę wystawić „Czasoprzestrzeni” maksymalnej oceny. Koniec końców, album ten – bliski klimatem solowego debiutu Hadesa, „Nowe dobro to zło” – powiela też niektóre błędy tamtego krążka. Jasne, nagrań jest już zdecydowanie mniej, ale wciąż uważam, że tracklista bez np. „Sumo rapu” mogłaby się obyć. Nie w tym jednak rzecz, bo zasadniczo całość prezentuje bardzo równy poziom. Problemem pozostają wciąż teksty, nad którymi można by było przysiąść i w kilku momentach lepiej napisać. Chciałoby się więcej takich linijek jak: „Młode rapery myślą, że są w formie / Widocznie mieli bezstresowe wychowanie / Nie wyszło im to na dobre, wszystko w chuj wyszczekane / Brak stylu, a co dopiero dobrych manier, synuś”, a mniej tych, w których pomysły wyślizgują się z rąk i zdani jesteśmy na zapychacze: „Sam materializuję własne sny / Kraj mi wiele nie pomógł, ale chuj z tym”. Warto by też popracować nad koncentracją i narracją, bo są tu zalążki fantastycznych historii („Już po mnie” to trochę „Kosmos to rytm” z „NDTZ”, a trochę „Nie pierwszy raz” Weny; marsz głodnych ludzi-zombie w „Pełnym słoiku” też robi wrażenie). Mimo to – pozycja obowiązkowa.

Hades – „Czasoprzestrzeń”

Prosto Label

Tracklista:

01. Doskonałe Proporcje

02. Muzyka z Brodą

03. Robo Ty

04. Pełny Słoik

05. Dziewięćdziesiątki

06. Proste Słowa

07. Sumo Rap

08. Nigdy w Życiu

09. Nie Przestaniemy

10. Dziwki i Dilerzy

11. Bieg po Linie

12. Już po Mnie

13. Za Daleko od Słońca

Polecane