foto: mat. pras.
I cóż z tego, ze ta płyta była gotowa od dawna i mogłaby się ukazać już rok temu? Ważne, że kiedy masz ochotę znów, po 11 latach (!), „pójść na solo”, to nie ma zmiłuj – albo wyciągniesz asa z rękawa, albo narazisz się na śmieszność. Lub – jeszcze gorzej – bolesną obojętność. Ale nie z Fergie takie numery – była wokalistka The Black Eyed Peas nie zawodzi. Wraca na pełnej… frajdzie. I wygrywa. W dodatku w znakomitym stylu.
Tylko nie mówcie, że czekaliście na ten krążek. Po tylu latach? Wolne żarty. Oczywiście narobiła nam smaku swoim grubaśnym singlem-sztosem „M.I.L.F. $”, ale kto z was uwierzył, że za chwilę dostaniemy od tej seksownej Amerykanki całą, dużą płytę? Przecież już w 2014 roku (!) nagrała „L.A. Love (La La)” – bujający, trapowo-dancehallowy „parkietowiec”. A potem cisza. Przez długie dwa lata. Normalnie (będąc jej fanem) można oszaleć! Na szczęście dziś, kiedy „Double Dutches” jest już dostępna w „dobrych sklepach płytowych” (i najlepszych serwisach streamingowych), to wszystko nie ma już znaczenia. Bo „o takie muzyczne powroty walczyliśmy” – aż chciałoby się powiedzieć po przesłuchaniu drugiego solowego krążka (podwójnej) księżnej superpopu.
Oczywiście, jak to bywa w przypadku takich długo pisanych i nagrywanych albumów, mamy do czynienia z czymś na kształt muzycznej bajaderki – „zlepionej” z wielu różnych inspiracji i stylistyk. Z tym że w przypadku „Double Dutches” nie jest to wada, a wręcz przeciwnie – mnogość gatunków, ale też sposobów narracji i produkcji sprawiła, że krążka słucha się wręcz fantastycznie!
Oczywiście wspomniany „M.I.L.F. $” – utwór o tym, że również „mamuśki” potrzebują od czasu do czasu (cielesnych) przyjemności – „wystaje” nieco z tego materiału. Nic dziwnego. Takie petardy zdarzają się rzadko. Być może tylko raz w życiu artysty. Fergie, sięgając po tę produkcję Polow Da Dona trafiła w dziesiątkę. Szkoda więc, że po singlu, który ukazał się przecież w lipcu ubiegłego roku, Amerykanka nie poszła za ciosem. Ale już zostawmy ten temat…
Ważne, ze na „Double Dutches” jest wiele innych, niemal równie znakomitych piosenek. Takich jak choćby „A Little Work” – superpopowy hicior, w którym Fergie pokazuje wokalny kunszt najwyższej próby – z lekkością „biorąc” zarówno wysokie rejestry, jak i fajnie, rytmicznie melodeklamując. Kto wie, czy „Double Dutches”, przy swoim bogactwie produkcyjnym, nie jest właśnie albumem bardziej wokalnym, którym 42-letnia artystka udowadnia, że zaśpiewa wszystko.
Dosłownie. Bo czy to zarymuje do tłustych, trapowych bitów „Hungry” , czy też zmierzy się z balladą „Save It Til Morning” zawsze udźwignie temat. Albo kiedy stylowo, po jamajsku (ale cały czas zmysłowo) nawinie w reggae’owym „Love Is Blind” (z cytatem z klasyka „My Number One” The Paragons), to… wiecie czego nie ma we wsi! Jakieś wady czy minusy? No może w „Just Like You” i „Life Goes On” brzmi trochę jak Sia, ale… trudno. To raczej przypadek niż świadomy zabieg stylistyczny.
A teksty? Oczywiście jest tu dużo o miłości, związkach, pogmatwanych relacjach międzyludzkich. Nieprzypadkowo. Fergie pisała je w trakcie separacji, a później rozwodu z mężem, Joshem Duhamelem. Równocześnie ogłosiła, że jest biseksualistką. Ale to wszystko nie ma znaczenia, bo przesłanie „Double Dutches” jest uniwersalne – Amerykanka chce nam powiedzieć, że życie ma słodko-gorzki smak. Składa się zarówno ze wzlotów, jak i upadków. A robi to w taki szczery, bezpretensjonalny sposób, że chce się jej wierzyć.
Świetny powrót. Bez dwóch zdań.
Artur Szklarczyk
Ocena: 4,5/5
Tracklista:
1. Hungry ft. Rick Ross
2. Like It Ain’t Nuttin’
3. You Already Know ft. Nicki Minaj
4. Just Like You
5. A Little Work
6. Life Goes On
7. M.I.L.F. $
8. Save It Til Morning
9. Enchanté (Carine) ft. Axl Jack
10. Tension
11. L.A. Love (La La) ft. YG
12. Love Is Blind
13. Love Is Pain