Diego Cichy Don – „Nazywam się”

Raggowa pochwała prostoty.

2014.04.02

opublikował:


Diego Cichy Don – „Nazywam się”

Snobów i hipsterii, która syczy jak tylko usłyszy one drop, mamy w środowisku osób zajmujących się muzyką tyle, że przyznanie się do polskiego, szeroko rozumianego reggae to jak coming out. Oczywiście trochę w tym winy samych twórców zbyt, chętnie sięgających do portfeli studentów rodem z biesiad piwnych albo goniących w piętkę. W 2013 roku scena wydawała się zbyt zapyziała, jedynie incydentalnie prowokując do zwrócenia na nią uwagi, ale idzie chyba ku lepszemu. Przynajmniej tak po opisywanym wcześniej longplayu Chonabibe  i właśnie recenzowanym minialbumie Diego Cichego Dona można wnioskować.

Nawijanie Diego jest specyficzne, zwłaszcza jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do rymowania na jedną końcówkę, trzymania się intonacyjnych schematów i niepoważnej często tematyki. Kto się skusi, ten zostanie wynagrodzony radością nawijania, której debiutujący 8-9 lat temu raggowcy zdążyli się już pozbyć. Kontakt z Diego bywa odświeżający, a że doświadczenie wyniesione z regularnie występującego soundsystemu Zjednoczenie  procentuje, należy w tym wypadku chwalić coś ponad dobre chęci. Jeżeli rozumie się konwencję i nie wystawia oceny z góry, to to „raggamuffin na pół etatu” brzmi dobrze, swobodnie, naturalnie jeśli chodzi np. o przestawianie akcentów, adaptowanie jamajskich zaśpiewów. Don zróżnicował muzykę, toteż może popłynąć w bardziej dubowe przestrzenie, sprawdzić się na klimatycznej, wolno bujającej produkcji z dęciakiem, ale też poszaleć w opcji „Sleng Teng”, gdy praży syntezator, przenika ośmiobitowy blip, czy odzywa się syrena. Niezależnie od tego czy trzeba posłużyć się angielskim i postawić na melodię we flow („Reggae Lover”), czy spiąć trochę i poprzyspieszać na trapowych niemalże rewirach (bonusowe wejście na koniec), gospodarz daje radę, choć akurat ten ostatni wariant mógłby jeszcze poćwiczyć.

Tekstowo też jest przyzowicie. Hitem „Nazywam się” jest oczywiście „Pies Kefir”, historia wielkiego serca (tudzież małej asertywności), rzecz podana z przymrużeniem oka. „System Transportu” idzie (czy może raczej – jedzie) drogą wydeptaną kiedyś przez hiphopowe Stare Miasto za pomocą utworu „Jak się poruszać po mieście?” narażając twórców na zarzuty o trywialność. Znajdziemy też jednak momenty poważniejsze. „Nawigator”, utwór wsparty przez Pablopavo (gdzie się nie pojawia, tam sieje melancholią), z wersami „choć sądzę, że dla reggae już przeminął już czas / wciąż łapię za mikrofon kiedy płynie bas” do takich należy. Niby z tego Diego wesołek, niemniej od Lacana do Bursy jakoś przemknie, a z niewyszukanej niby metafory mu takielunek albo Dziki Gon wystaje. Tak więc sporo się dzieje, nawet jeśli nawijacz nie pisze jeszcze tak stylowo jak zaproszony na featuring Earl Jacob.

Chociaż Cichy Don zapatrzony jest w przeszłość, w starych mistrzów gięcia języka, wczesny dancehall, rub-a-dancehall, ja z zadowoleniem patrzę w przyszłość, w stronę pełnoprawnego albumu Zjednoczenia. Przystawka weszła, dajcie więcej.

 Numery z EP-ki do posłuchania tutaj.

{sklep-cgm}

Polecane