Ania Rusowicz i Goście – Flower Power – Przystanek Woodstock 2015

Festiwal wolności.

2016.01.08

opublikował:


Ania Rusowicz i Goście – Flower Power – Przystanek Woodstock 2015

Polski Przystanek Woodstock to miejsce osobliwe. Wolne i nieskrępowane muzycznie, kulturowo, światopoglądowo. Pełnymi garściami czerpie z tradycji „hippie”. Line-upy poszczególnych edycji zdają się to potwierdzać. By dopełnić obrazu całości – z uwagi na mnogość różnych wydarzeń społecznych i kulturalnych – chyba błędem jest mówienie o nim jak o festiwalu muzycznym. Bliżsi prawdy będziemy, kiedy stosować będziemy termin festiwal wolności. Muzycznej też.

W tym świetle projekt „Flower Power” to zwierciadło, w którym odbija się jedna z najważniejszych i najbardziej oczywistych twarzy tego festiwalu. I w prostej linii kontynuacja sztandarowego projektu „40 lat Woodstocku”. No, może nie w takiej prostej, bo tu jednak koncepcja nieco inna i filozofia udziału gości zupełnie inaczej zbudowana. Całość zaś rozpięta wokół Ani Rusowicz i jej zespołu, którzy fenomenalnie poruszają się stylistyce lat 60. i 70. minionego stulecia. Rusowicz musiała wykazać się też pewną odwagą artystyczną. O ile wejście w taki projekt może okazać się szalenie kuszące, to po chwili łatwo uświadomić sobie ryzyko podejmowane przez muzyków. Zwłaszcza przez Anię. Chodzi o łatwość, z jaką ludzie szufladkują i przypinają łatki. I tu wyjątkowym bezpiecznikiem okazała się bardzo szczęśliwie dobrana lista gości. W ten sposób Ania Rusowicz i jej ludzie firmują projekt Flower Power, ale nie można powiedzieć, że to tylko ich dzieło.

Wśród gości najjaśniej chyba zaświeciły panie. To Natalia Przybysz w zeppelinowskim „Whole Lotta Love” i Natalia Sikora w utworze „swojej” Janis Joplin. Panowie nie gorsi, bo taki Dawid Podsiadło udowodnił swój nie tylko talent, ale i coraz większą wszechstronności wcielając się w rolę Beatlesa. Gigantyczne wrażenie zrobił też Kamil Czeszel. Jego wzruszające wejście na scenę i pierwszy polski numer na Flower Power spowodowały, że publiczność wzięła go w ramiona. Polski Joe Cocker – nie ma w tym dużej przesady. Warto wspomnieć o Piotrze Nalepie, który „przyniósł” na scenę gitarę ojca, czy o postaci, o której głośno od dawna, nie tylko u nas – to Kev Fox. Gości jest tu zresztą znacznie więcej. Każdego warto zobaczyć, nie każdy robi aż tak kosmiczne wrażenie. Ale wszystko tu gra i pasuje.

Płyta, jak to w przypadku woodstockowych koncertów, ukazała się w dwóch formatach – z obrazkiem i bez, czyli CD i DVD. I to DVD warto przynajmniej raz sobie włączyć, by zobaczyć na własne oczy, czym jest Przystanek Woodstock i czym są projekty specjalne prezentowane na jednej z największych scen w Europie. A jak ktoś tam był i widział na własne oczy, to warto zerknąć, jak wiele nam umknęło. Nie da się być jednocześnie wszędzie tam, gdzie były kamery.

Polecane