Mam dwie miłości: jazz i Air. Gdy w 2000 roku duet z Paryża nagrał ścieżkę dźwiękową do filmu Sofii Coppoli pt. „The Virgin Suicides”, a ja usłyszałam ją po raz pierwszy – zakochałam się po uszy. Nicolas Godin i Jean-Benoît Dunckel są magikami, którzy zamiast królika z kapelusza, wyczarowują piękne dźwięki z różnych elektronicznych instrumentów. Ich styl od roku 1998, kiedy to wydali swój pierwszy krążek „Moon Safari” jedynie nieznacznie ewoluuje, nie ma w nim gwałtownych, rewolucyjnych przewrotów. Odstępstwem od charakterystycznego brzmienia było „10,000Hz Legend”, jednak przez wielu krytyków album nie został dobrze przyjęty. Duet przyzwyczaił już słuchaczy do nastrojowych, spokojnych melodii, trącających popem i zakorzenionych w tradycji muzyki francuskiej.
„Love 2” nawiązuje do najlepszych dokonań grupy: „Moon Safari” czy „Talkie Walkie” z 2004 roku, ale samo nawiązanie to trochę mało. Brakuje mi na tej płycie powiewu świeżości, chociaż dwóch-trzech utworów, które wbiłyby mnie w ziemię, które nie chciałyby wyjść z mojej głowy i zmuszały do ciągłego odtwarzania ich w pamięci. Owszem, naturalnie, owszem, krążek jest równy, poprawny, zakochanym w Air tak, jak ja, dostarczy zapewne sporo radości, ale nie sposób paść przed nim na kolana. „Nowe francuskie brzmienie” już nie brzmi nowo. Liczyłam na to, że skoro Air nagrają płytę w swoim własnym prywatnym studiu – Atlasie – a wyprodukuje ją Joey Waronker, który współpracował wcześniej z Beck, Smashing Pumpkins czy R.E.M., to w ich muzyce coś drgnie. Dunckel i Godin pozostali jednak wierni swojemu stylowi i dzięki temu na „Love 2” możemy posłuchać 12 nastrojowych kompozycji, w stosunku do których nie wiem jak odnieść programową wypowiedź członków zespołu: Ta płyta jest znacznie bardziej energetyczna, żywa i swobodna. Uważam, że brzmi świeżo i o to nam chodziło. Nie staraliśmy się świadomie obrać kursu, lecz wyprodukować żywy, dynamiczny materiał?. Może mam inne, absolutnie niefrancuskie pojęcie o dynamice i żywiołowości, myślę jednak, że jeśli posłuchacie utworów takich jak tytułowe „Love”, „So Light Is Her Footfall”, „Sing Sang Sung” czy „You Can Tell It To Everybody”, to zgodzicie się ze mną. Chyba, że losowo traficie akurat na „Be a Bee” z wyjątkowo jak na Air „dynamiczną” perkusją, „Night Hunter” o interesującym, wciągającym rytmie lub „Missing The Light Of The Day”, wtedy ja zgodzę się z Wami, że drobne odstępstwa zdarzają się.
„Mamy własny statek kosmiczny, którego jesteśmy kapitanami i możemy lecieć, dokąd nam się podoba?” – twierdzą muzycy. Póki co daleko nie polecieli. Może to i dobrze, bo znane są przypadki zespołów, które odlatują na tak duże odległości, że nie wiadomo co o tym sądzić, jak ocenić, jak to się wiąże z dotychczasowym dorobkiem, czy jest chwilową odskocznią, pastiszem, wyrazem silnej inspiracji. W przypadku Air możemy odetchnąć, bo panowie wciąż krążą nad dobrze znanym (sobie i słuchaczom) kawałkiem stabilnego gruntu. Pytanie tylko, kiedy ów grunt okaże się tak ciasny, że można jedynie chodzić po nim w kółko?
Sandra Kmieciak / uwolnijmuzyke.pl