Ad.M.a. – „Gdy skrzydła w popiele, boginie schodzą na ziemię”

Za dużo jak na jeden raz.

2016.01.08

opublikował:


Ad.M.a. – „Gdy skrzydła w popiele, boginie schodzą na ziemię”

Co wyjdzie z połączenia Wdowy z Quebonafide? Najprawdopodobniej Ad.M.a.. Ta opinia, powracająca co jakiś czas w internecie, może się wydawać trochę przegięta i naciągana, ale nie tak znowu bezsensowna. Wersy raperki z Chełma łączące teorie freudowskie z legendami o kamieniu filozoficznym, opowieściami o Salome i Antonie Delbrücku przypominają trochę kulturalną, wikipediową magmę, w którą lubi rzucić nas Quebo. Z kolei wizerunek silnej, świadomej swojej kobiecości artystki, która na dodatek lubi poeksperymentować z brzmieniem – to ewidentne zadurzenie w byłej członkini Alkopoligamii.

Na „Gdy skrzydła…” Ad.M.a. nie robi zbyt wiele, by uciec od powyższego obrazu. Cóż, to dopiero początki. Mam nadzieję, że się wyrobi. Zwłaszcza że nauczona przykładem Wdowy powinna wiedzieć, jak łatwo w zdominowanym przez mężczyzn świecie polskiego hip-hopu jest nazwać kobietę „damską wersją” (a więc kopią) rapera X.

„Gdy skrzydła…” nie grzeszy więc oryginalnością. Można jednak polubić ten album za co innego. Po pierwsze, za spójny wizerunek. Opowieść o dziewczynie, która po kilkunastu chudych latach odnajduje siebie w muzyce, rządzi całym krążkiem. Nawet gdy na tym wizerunku niezależnej, uwodzicielskiej kobiety pojawiają się rysy słabości – jak chociażby w dobrze napisanym „Golden Ratio” – nie mam wątpliwości, że to rysy kontrolowane, szramy, które czynią ten portret bardziej kompleksowym.

Po drugie, na „Gdy skrzydła…” może się podobać odwaga gospodyni, która chwyta się różnych technik, by przyciągnąć uwagę słuchacza, a przy okazji zbadać własne możliwości. Już teraz można powiedzieć, że to styl całkiem pojemny: agresywnie rymowane wersy sąsiadują tu, nieraz zupełnie bezpośrednio, z szeptanymi, przeciąganymi partiami oraz z czymś podpadającym pod śpiew. Trzeba jednak poczynić w tym miejscu kilka uwag. Odwaga i kreatywność to jedno, ale jednak w głosie jeszcze nie słychać tej pewności siebie, która powraca w tekstach. Może po prostu potrzeba zahartowania w praktyce? Oby, bo taka „Syrena” ma potencjał, by brzmieć jeszcze bardziej zalotnie. Nie wystarczy wyszeptać kilku pikantnych fraz, by odbiorcy zmiękły uszy. Z drugiej strony: może to kwestia tekstów? Może to one nie wywiązują się ze swojej roli? W końcu najlepiej Ada wypada w tych fragmentach, gdy kilkukrotnie i na różne sposoby powtarza jakiś wers (patrz np. świetny moment z tytułowym „Bum Bum”).

Podobne zarzuty – i proszę to uznać za „po trzecie” – wypada postawić warstwie muzycznej. Kreatywność, która prowadzi do zdecydowanej nadpodaży pomysłów. Nowoczesna, bardzo amerykańska produkcja najlepiej wypada wtedy, gdy zostaje sprowadzona do minimum. Gdy przestrzenie są odpowiednio zimne i rozległe, Ada może po nich szaleć, zachowując jednocześnie czytelność („Syrena”, „Bum Bum”, „Tramwaj zwany pożądaniem”). Najsłabiej pod tym względem prezentują się „Młode lisy”, „Niebezpieczna przestrzeń”, „Lity” i „Golden Ratio”. Tu w muzykę i strukturę nagrań wkrada się już chaos i niepotrzebne rozpasanie. Po co te smyczki w „Niebezpiecznej…”? Dlaczego refren – swoja drogą fatalny – gubi się w kompozycji „Golden Ratio”? Te piosenki mają na ogół zbyt wyraźny układ zwrotko-refrenowy, by powyższe wpadki traktować jako formę eksperymentu.

Polecane