fot. mat. pras.
Przez lata uczęszczania na koncerty i festiwale nauczyliśmy się, że do samego końca trzeba liczyć się z tym, że występ zostanie odwołany. Czasami jest to choroba artystów, czasami względy logistyczne, czasem aresztowanie w innym kraju. Zdarzają się oczywiście również takie sytuacje, w których gwiazda tak bardzo imprezuje przed koncertem, że po prostu nie jest w stanie wyjść na scenę.
Sytuacja z tegorocznej brazylijskiej odsłony Lollapaloozy jest najbliższa temu ostatniemu przypadkowi. Drake miał być gwiazdą ostatniego dnia festiwalu, ale nie dotarł na imprezę, ponieważ dzień wcześniej imprezował z 50 Centem w Miami. Tak przynajmniej wynika z wersji opublikowanej na łamach TMZ, bo oficjalny komunikat brzmi nieco inaczej. Organizatorzy Lollapaloozy poinformowali, że raper bardzo chciał wystąpić dla brazylijskiej publiczności, ale z powodu „nieprzewidzianych okoliczności nie mógł skorzystać z usług członków swojej ekipy dźwiękowej i produkcyjnej, których obecność jest niezbędna do realizacji koncertu”. W oficjalnym oświadczeniu znalazło się także zapewnienie, że sytuacja „nie wydarzyła się z winy Drake’a”.
Jak było naprawdę? Tego być może nie dowiemy się nigdy. Wiadomo jedynie, że organizatorzy w ostatniej chwili awaryjnie ściągnęli do Sao Paulo Skrilleksa, a także że zaoferowali fanom zwrot pieniędzy za bilety.
Drake oczywiście nie komentuje sytuacji.