– W The White Stripes, nawet jeśli przydarzyło się nam coś naprawdę fajnego, trudno było świętować z Meg, ponieważ ją to zupełnie nie obchodziło. Nie było mowy o żadnych uściskach czy lampce szampana – wspomina White na łamach „Esquire”.
– Często było tak, że podczas nagrywania The White Stripes w studiu byliśmy tylko ja, Meg i inżynier dźwięku. Gdy zakończyliśmy miks jakiejś piosenki, zdarzało mi się mówić: „Hej, to brzmi naprawdę super!”, po czym oglądałem się na Meg oraz inżyniera i nie widziałem z ich strony żadnej reakcji. Cóż, wypadało przejść do następnego kawałka… Tylko ja się ekscytowałem. Ale nie wspominam tego źle. Nauczyłem się przynajmniej, że należy polegać tylko na sobie.