fot. mat. pras.
Fani Bryana Adamsa mają powody do świętowania. W najbliższy weekend artysta wystąpi w dwóch polskich miastach, promując swój wydany na początku marca czternasty album „Shine A Light”. 21 czerwca Kanadyjczyk zawita do położonej na granicy Gdańska i Sopotu Ergo Areny, dzień później będzie można go zobaczyć we wrocławskiej Hali Orbita. Na kilka dni przed koncertami muzyk odpowiedział na nasze pytania m.in. o nową płytę, o pozycję ze swojej dyskografii, za którą przepada najmniej, a także o bohaterskiej akcji ratowania wieloryba.
Twój nowy album przyniósł niespodziewane współprace z Edem Sheeranem i Jennifer Lopez. Możesz opowiedzieć o tym, w jakich okolicznościach doszło do połączenia waszych sił?
Miałem pomysł na „Shine A Light”, ale jeszcze nie napisałem jeszcze ani jednej linijki. Spotkałem Eda i zapytałem, czy nie zechciałby pomóc mi w napisaniu piosenki. Niezwykłe jest to, że po tym jak się spotkaliśmy, cały proces twórczy odbył się już drogą mailową. Z kolei z JLo było tak, że napisaliśmy wspólnie piosenkę „That’s How Strong Our Love Is” i zdecydowałem, że utwór musi być duetem, ponieważ tekst dotyczy kogoś, kto przeżył już trochę problemów sercowych. Zapytałem, czy nie zechciałaby zaśpiewać, a ona odwaliła kawał dobrej roboty.
O ile kariera muzyczna JLo trwa już ponad dwie dekady, to Sheerana wciąż możemy określać mianem młodego artysty. Czy poza nim masz jeszcze jakichś faworytów wśród młodych muzyków?
Doskonałe pytanie! Tak dużo się dzieje, stale odkrywam coś nowego. Dosłownie wczoraj natknąłem się na Tylera, the Creatora. Podoba mi się jego vibe i humor. W muzyce dzieje się tak dużo! Naprawdę jest w kim wybierać.
Zamknąłeś „Shine A Light” przeróbką klasycznego „Whiskey In The Jar”. Skąd pomysł akurat na ten cover?
Pomysł narodził się podczas trasy. Kiedy byliśmy w Dublinie, szef mojej ekipy oświetleniowej zasugerował, by spróbować zagrać tę piosenkę. W efekcie na stałe weszła do naszego koncertowego repertuaru, a teraz jest także na „Shine A Light”.
Nagrałeś 14 albumów. Z którego jesteś najbardziej dumny?
Tak naprawdę jestem dumny ze wszystkich. Kiedy spoglądam wstecz, nie mogę uwierzyć w to, ile muzyki udało mi się stworzyć od czasu, kiedy grałem pierwsze próby ze swoim zespołem w piwnicy w północnym Vancouver.
A czy w takim razie wskazałbyś album, który lubisz najmniej?
Powinienem chyba wskazać „Tracks of My Years” (wydany w 2014 roku album z coverami – przyp. red.), czyli tak naprawdę krążek, który teoretycznie powinien przynieść mi najwięcej frajdy. Jedynym powodem, dla którego wskazuję właśnie tę płytę, jest fakt, że została mi w pewien sposób narzucona przez wytwórnię i management, a ja nie odmówiłem, choć powinienem.
Grasz bardzo długie, złożone z 30 utworów koncerty. Jak udaje ci się utrzymywać formę?
Dużo śpię! Mogę to robić, bo podróżowanie temu sprzyja. Loty do Azji czy Australii są na tyle długie, że spokojnie wysypiam się podczas nich. Roger Daltrey z The Who powiedział mi kiedyś, że nie zarabia na śpiewaniu, za to płacą mu za podróżowanie. Pamiętam, że bardzo mnie to rozbawiło.
Twoje występy zamyka piękne „All For One”, które nagrałeś wspólnie z Rodem Stewartem i ze Stingiem. Udało wam się kiedyś wykonać ten utwór wspólnie?
W pełnym składzie nigdy. Kilkukrotnie śpiewałem go ze Stingiem, ale np. nigdy nie zaśpiewałem go z Rodem. Właściwie nie wiem dlaczego, bo okazji było mnóstwo.
Od lat jesteś weganinem. Dlaczego zdecydowałeś się zmienić dietę i styl życia?
To efekt troski o zdrowie i środowisko naturalne. Nie mogłem zrozumieć, jak to możliwe, że ludzie deklarujący, że chcą ocalić oceany i naszą planetę, jednocześnie nadal jedzą ryby i mięso. Jedzenie stworzeń przyczynia się do emisji gazów cieplarnianych, niszczenia ekosystemów, prowadzi do wymierania gatunków. Do tego potrafi być przyczyną wielu chorób, m.in. raka. Ludziom wydaje się, że muszą jeść zwierzęta, by przeżyć, tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Prawdopodobnie jeśli nie będziesz ich jeść, będziesz znacznie dłużej żył.
Twoja troska o planetę i życie na niej to nie tylko dieta. Niedawno udało ci się uratować wieloryba.
Tak, miałem taką przygodę, kiedy byłem na Karaibach w jednym z rezerwatów dzikiej przyrody. Zauważyliśmy humbaka, który pokazywał płetwę ogonową. Był przepiękny. Nagle zobaczyłem łódź wielorybniczą i kilka motorówek z ludźmi próbującymi zaatakować go harpunami. Wskoczyłem na paddleboard i wpłynąłem między wieloryba, a wielorybniczą łódź. Podpłynąłem do niego na tyle blisko, by nie mogli go zastrzelić. Wielorybnicy wyklinali mnie i próbowali usunąć z linii strzału, ale na szczęście zanim im się to udało, wieloryb zniknął. Niestety, zabili kilka innych na pobliskiej wyspie Bequia, więc jeśli szukasz spokoju w ekologicznej atmosferze, polecam ci ominąć tę wyspę, dopóki nie zakażą tam polowań.
Rozmawiał: Maciek Kancerek