grafika: mat. pras.
Jeszcze nigdy nie było tak łatwo. Wystarczy mieć pomysł i możesz wydać własną płytę nawet wtedy, gdy… nie masz kasy. Ten największy problem możesz rozwiązać w bardzo prosty i łatwy sposób. Jak? Wyciągnąć rękę do fanów.
Crowdfunding to nie tylko zegarek Pebble i gra „Shenmue 3”. To także masa muzyki, bo przecież taka forma finansowania nie jest zarezerwowana tylko dla start-upów i nowinek technologicznych, prawda? Kasę zbierają nie tylko świeżaki, ale również ci bardziej znani artyści. Tak robili już m.in. TLC, Amanda Palmer czy Steve Grand, a obecnie można pomóc Erickowi Sermonowi, który chce powrócić w wielkim stylu. W Polsce też jest kilka ciekawych przypadków, ale tego jest tyle, że postanowiłem wybrać 8 najciekawszych zbiórek i dorzucić jeden mały bonus. To co? Zbieramy kasę?
Kto by kilka lat temu spodziewał się, że legendarny producent będzie potrzebował takiej pomocy? Nawet mając takie nazwiska, jak Pharrell Williams, Ghostface Killah, Redman i Big K.R.I.T. jest spory problem z uzbieraniem kasy na „Go”.
Trochę ponad 20 dni do końca i z wymaganych 60 tys. dolarów udało mu się zebrać raptem 14 tys. Na nowy album zrzuciło się 200 osób. Można tylko domniemać, że są to zapewne ci fani, którzy nie mieli okazji słyszeć „E.S.P.”, czyli poprzedniego solo Zielonookiego Bandyty, więc może tutaj narodził się problem? Niemniej naprawdę szkoda, że taka postać – z uznaniem i szacunkiem na hip-hopowej scenie – nie ma za co wydać płyty.
Czy w przypadku tej zbiórki nagrody są atrakcyjne? Nie, bo jest lepszy sposób na wydanie dwóch dolarów niż poświęcenie ich na bonus track, który pojawi się na kickstarterowej edycji płyty. Siedem osób było jednak odmiennego zdania. Bandana i pendrive też nie wydają się być dobrym bodźcem, podobnie jak CD za… 25 dolarów. A może kurtka za tysiaka? Sporo, jednak 5000 dolarów za beat Sermona w tych czasach to, ekhm, no nie wiem…
To było coś! Legendy rapu nagle ogłaszają, że potrzebują kasy na nowy album. Pokazują wstępne próbki, ujawniają zaproszonych gości, m.in. Davida Byrne’a i Snoop Dogga, i w końcu udaje im się namówić ponad 11 tys. osób na wsparcie „And the Anonymous Nobody…”. Bardzo fajnej i ciekawej płyty, oczywiście nie tak spektakularnej, jak sądzili niektórzy, ale z dawnym feelingiem, dobrymi kawałkami i… ciekawymi nagrodami. Za 2500 dolarów można było iść z zespołem na kolację. Zamiast tego można było np. dołożyć 7500 dolarów i dostać od Dave’a jego platynową płytę za debiutancki album. Całkiem nieźle.
Julia Marcell
Stare dzieje. Ponad 10 lat temu, konkretnie w 2007 roku, jeszcze szerzej nieznana Julia Marcell zebrała od fanów ponad 50 000 dolarów. Co ciekawe – zbiórka odbyła się w Niemczech! Dzięki temu kilka miesięcy później pod okiem niemieckiego producenta Mosesa Schneidera powstał album „It Might Like You”. Historia dalej jest już znana, ale warto pamiętać, co Julii otworzyło wrota do dużej kariery.
Liczby może nie robią wrażenia, ale te robi za to „Za Wysoko”. Płyta, która została wydana dzięki fanom była oznaką totalnej niezależności artystów. Prawie 44 tys. zł pozwoliło nagrać album, o którym będzie mówiło się latami i to wcale nie w kontekście jednej z najlepszych płyt 2017 roku.
Same nagrody może nie przykuły uwagi (chociaż za koncert w kuchni za 2000 zł należy się szacunek!), ale w tym przypadku nie ma to żadnego znaczenia. To właśnie dla takich projektów ktoś wymyślił crowdfunding, więc chwała Jareckiemu i BRK, że nie zawiedli.
Eskaubei i Tomek Nowak Quartet
Idealny przykład na to, że crowdfunding został stworzony do takich celów. Jest nisza na rynku, więc zapewne jest też niewielkie zapotrzebowanie.
Jazz rap w Polsce w zasadzie nie istniał, przynajmniej w takiej formie, jaką prezentują Eskaubei i kwartet Tomka Nowaka. Prawie 11 tys. zł od 127 wspierających przełożyło się na ponad 50% więcej niż ci potrzebowali. Nagrody nie były co prawda powalające, raczej „średnia krajowa”, ale „Będzie Dobrze” zrobiło coś ważnego. Przypomniało o istnieniu acid jazzu i udowodniło, że da się go robić w Polsce z klasą. Druga płyta – „Tego Chciałem” – była tego potwierdzeniem, a przecież być może by jej nie było, gdyby nie wcześniejszy album ufundowany przez fanów. Tak samo, jak koncertów i zadowolenia nie tylko wspierających, ale również i nowo zdobytych fanów.
Très.b
Jeden z pierwszych polskich przykładów finansowania społecznościowego, który zakończył się powodzeniem. Zbiórka na „40 Winks of Courage” nie była wielce skomplikowana – już za 100 zł muzycy oferowali tzw. „Très.Paczki”. Te zawierały płytę, wejściówkę na koncert i podziękowania w książeczce. Co ciekawe to w finansowanie zaangażowała się też firma Hortex. Nagrody może nie należały do tych najbardziej atrakcyjnych, ale zespół Misi Furtak i Oliviera Haima swoje miejsce w historii ma. Przynajmniej pod tym względem.
To jest dopiero klęska! Niby ktoś tu nawija (i to całkiem nieźle, nie powiecie mi, że nie!) o swoim bogactwie, a nie ma kasy na nagranie płyty? Z potrzebnych 12 500 euro udało się zebrać, UWAGA, 191 euro. Takie datki od 10 osób wystarczą co najwyżej na waciki, a nie dobrą płytę, ale trzeba wierzyć – koleś musi jeszcze kiedyś nagrać zajebistą płytę.
Rycerzyki, czyli jeden z najfajniejszych alternatywnych popowych zespołów potrzebował tylko 10 000 zł. Żaden problem – cel został osiągnięty przy pomocy 147 osób, które już za 300 zł mogły liczyć na… mały koncert online. Fajne, nie? To, co powiecie na lekcje śpiewu z Gosią Zielińską za raptem 5 stówek? Jedna osoba się na to zdecydowała.
Na sam koniec warto zostawić przykład szczecińskiej formacji Tragarze. Ich płyta przeszła kompletnie bez echa, co nie powinno dziwić, ale należy docenić starania zespołu, którego członkiem są m.in. legendarny DJ Twister i Przemysław Kazaniecki, obecnie… prezes Stowarzyszenie Polskiego Związku Futbolu Amerykańskiego. Miało być 14 000 zł, udało się zebrać o 105 zł więcej. Szacunek za determinację! Jak widać nawet stówa może dużo zmienić.
Dawid Bartkowski