„Próbowałem się kiedyś wykreować na rapującego bawidamka, którzy chleje i ćpa. Dziś, gdybym spotkał tego Ryśka, pewnie dałbym mu w ryj” – wyznał Peja w wywiadzie na T-Mobile Music. Padło wiele pytań, ale tu zabrakło tego najważniejszego – z pięści czy z otwartej? „Jestem teraz po drugiej stronie barykady – nie biorę żadnych używek; nawet jedzenie rzucam” – tłumaczy raper. Wszystkich będących po niewłaściwej stronie barykady prosi się ostrożność, można dostać w głowę konserwą. „Słabe jest to, że pod filmikiem z niedawnego koncertu Mobb Deep w Katowicach są komentarze: dobra, <ch*j z nimi, wrzućcie lepiej Ziperę…> Nie muszę być członkiem Zipery, żeby czuć głębokie zażenowanie” – mówi RPS. Oczywiście, członek Zipery to chyba jedyna osoba, która po takiej deklaracji odczułaby głęboką radość. „Ja takich <prawdziwych fanów> staram się prostować”. Wyobraziłem sobie tę scenę: Gandzior trzyma delikwenta za nogi, Decks za głowę, a Peja rozwalcowuje go cytowaną z pamięci dyskografią KRS-One’a. Hip-hop taki piękny.
Gazeta „Nam nie jest wszystko jedno” Wyborcza pokazała właśnie, że jest jej wszystko jedno czy publikuje zdjęcia Kasty, czy Donatana. Złośliwcy oczywiście dopatrzyli się w tym dziennikarstwa śledczego i wyjaśnienia zniknięcia Waldemara Kasty z rapowej sceny. Pytali też czy L.U.C już skomentował.
Wywiadu udzielił w ostatnim tygodniu również Rudi. Poza użalaniem się, że nie osiągnął takiego sukcesu jak inne Młode Wilki Popkillera i – jakże ciekawej – opowieści o tym jak to poznał Buczera i jak to nie chce się pchać (do wielkiego labelu), zdołał podzielić słuchaczy w całkiem intrygujący sposób. Typ pierwszy jest prawdziwy i chce poznawać, czyli nudy. „Jest natomiast drugi typ <słuchacza>, który jest typowym nerdem. Ten typ nie słucha muzyki, on ocenia wszystko co wychodzi. Musi przeanalizować każdy element każdego kawałka, jakby to kurwa miało jakiekolwiek znaczenie. Czy ktoś w drugiej zwrotce trzeciego numeru na piątym albumie zrobił rym na czasownikach. Takie głupio mądre typki, które traktują muzykę jako sposób pokazania swojej wyższości nad innymi przez mądrości w komentarzach. Muszą mieć coś takiego, bo nie są w stanie w żaden inny sposób się dowartościować siedząc przed jebanym komputerem całymi dniami”.
„Każdy się martwi, że powoli kończysz” – stwierdza w rozmowie z Eldo Anna Piątkowska. „Tu się nie ma czym martwić! Wiesz, byłem ostatnio z Grubsonem na koncercie The Pharcyde podczas Warsaw Challenge. Obaj bawiliśmy się niewiarygodnie, bo uwielbiamy ten zespół i ich kawałki znamy na pamięć. Kiedy ci czterdziestokilkuletni panowie fikali koziołki na scenie, przyszedł mój kumpel, który zna mnie od wielu lat. Popatrzył na nich i powiedział : <Wiesz co, Leszek, już rozumiem, o co ci chodzi. Ja sobie ciebie w ten sposób nie wyobrażam>” – odpowiedział raper. Że niby co, że koziołka nie zrobi? On tu na tej scenie takie wolty robił, że uwierzyłbym w salto mortale zakończone telemarkiem. Chociaż z tym Grubsonem to może rzeczywiście. Na szczycie góry lepiej nie fikać.
A tak swoją drogą pojawił się nowy klip Eldo . „Teledysk do utworu <Miasto Słońca> obrazuje nam, jak postrzega je autor. Wykorzystana w nim technika <timelapse> podkreśla niespokojny i dostojny ton miasta, w którym przyszło nam żyć szybko i konsumpcyjnie, a jednocześnie nie zauważając zmian zachodzących wokół nas”. Dostojnym? Serio? To się Grzesiuk, Wiech i paru innych w grobie przewraca. Warto stanąć sobie na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, między parkingiem, jednym kebabem, drugim kebabem, trzecim kebabem, parkiem pełnym żuli i nowym zejściem do metra. Dostojność aż jebie w oczodół. Proszę mi tu z miasta cwaniaków wersalu nie robić.
„Wydawać by się mogło – 10 numerów, niewielu gości – na pewno album nie pozostawi po sobie większego śladu” – pisze recenzentka albumu Włodiego i już to zdanie smutno pokazuje, czego się oczekuje po rapowych płytach. Ale nic to, idziemy dalej: „(…) jednakże tym Włodi udowodnił najbardziej, że jest profesjonalistą w swojej dziedzinie i że potrafi przekazać dużo więcej emocji i treści niż nie jeden raper rozwlekający się w kilkunastu długich, nic nie wnoszących trackach. Włodi pokazał tym samym ,że wkładając trud w swoją pracę można osiągnąć tylko i wyłącznie triumf”. Cóż, wielu raperów włożyło trud w swoją pracę i osiągnęli bezrobocie, depresję i totalne lekceważenie ze strony słuchacza, ale niech już będzie, trzymajmy się takiej wersji, choćby z racji na jej uroczą składnię.
SMS to kwintesencja polskiego dziennikarstwa muzycznego, cykl, w którym zadowoleni z siebie żurnaliści pastwią się nad utworami, pisząc dla przyjemności (głównie własnej) o muzyce, o której często nie mają pojęcia. Na tapetę trawił Łona z Webberem. „Za inteligentne na większość fanów hh w PL” – wyrokuje Marcin Cichoński. Hola, fani hh są mimo wszystko wystarczająco inteligentni, by móc się obrażać i traktować z góry, nie potrzebują pośredników. „Dowcipny hip-hop to u nas rzadka sprawa. Większość polskich raperów ma potwornie spiętą d***” – napisał Paweł Waliński. Gdyby poszukał ciut zwierając swoją, mógłby znaleźć Dwa Sławy, Okoliczny Element, Procenta i wielu innych, ale najwyraźniej był zbyt zajęty doszukiwaniem się sensu u Run the Jewels z Zackiem i acid jazzu u Eproma z Sensim.
A teraz komentarz, w którym jest tyle miłości, braterstwa i narkotyków, że poczujecie się, jakbyście skakali w błoto w 1969. To Kalipisze u Tau, odpowiadając niejako fanom niezadowolonym z zapowiedzianej obecności krakusa na płycie kielczanina: „Jeszcze nie widziałem tylu moich hejterów w jednym miejscu. Tau, Bracie niech Ci nie będzie za nich przykro, bo nie rozumieją, a Wy Ludzie jak domniemywam pełni miłości do bliźniego (chyba, że Tau uczy Was czegoś innego) poczekajcie na osądy nim moja <przećpana> dłoń napisze <przećpany> tekst. Widać, że nie znacie ani mojej twórczości ani mnie samego, co zmieni się po tym feacie raz na zawsze. Daliście mi tylko dodatkowy powód, by napisać jak najlepsze 16 barów. Oczywiście <o jaraniu>… Idę się <naćpać. Pokój. Dobranoc”. I dobrze. Szczerze mówiąc denerwuje mnie ten brak szacunku do weterana sceny jakim jest Kali, ten brak wiary w jego możliwości. Kali umieć, Kali napisać.
„NIE POLECAM SŁUCHAĆ NICZEGO CO MA CHOĆBY POZÓR ZŁA” – przemówił Tau, ten, który nie waha się włączyć Caps Locka. A ja, brnąc przez recenzję LJ-a Karwelanapisaną przez – proszę, wybacz – autora o ksywce Upadły Anioł, zastanawiam się czy Medium by go polecił. „Rap Karwela to nie opium dla ludu, który dobrze by się przyjął na scenie i był pożywką dla młodocianych słuchaczy” – czyli dobrze, bo nie jest narkotykiem i nie promuje kanibalizmu (lud jako pożywka dla młodych). Ale czy przypadkiem nie promuje kabalizmu? „Czy aby LJ nie przytłoczy bagażem doświadczeń i swoich ciemnych faz?” – pyta potwierdzając moje obawy Upadły Anioł. „LJ Karwel zdążył okrzepnąć w swojej brudnej aurze” – decyduje się w końcu. A zatem sorry, nie słuchamy, choć fajna.
„Najmniej wchodzi mi tutaj Junes, który tym swoim nieuczesanym stylem nieco mnie odpychał” – stwierdza w recenzji mixtape’u Trueszczurs blog Polski Hip-Hop. Tu wchodzi, tam odpycha, a przy tym wszystkim pozostaje nieuczesany. Och ten Junes. Zero szans na zaproszenie od Tau.
„<Pasja> to w ogóle bardzo ciekawy koncept. Nie bałeś się, że zostaniesz posądzony o bluźnierstwo czy obrazę uczuć religijnych?” – zapytał Pyskatego bloger Mateusz Osiak. „Ale rap to muzyka bluźnierców i rebeliantów. Jeśli myślałbym tymi kategoriami, to już dziś mógłbym zamienić mikrofon na baletki” – odpowiedział Pyskaty. Baletki spoko, Prodigy z Mobb Deep wie coś o tym. Byle nie na sukienkę, za to wywalają z gimbocentrycznych, męskich, prowo-bojówek okołorapowych.
Tego Pana jeszcze nie cytowałem. Cytuję z prywatnego profilu, ale za pozwoleniem. Oto Krzysztof Grabowski, ostatni redaktor naczelny magazynu Ślizg, jeden z adminów niesławnego forum slizg.eu wyraźnie wkurzony przez Andrzeja Budę:„Lis wrzucił na swój portal komentarz odnośnie zachowania internautów po śmierci reportera TVN. Domyślacie się wszyscy, jakiego zachowania. Popieram, bo buractwo wyzierające z polskiego poletka internetowego przeraża nawet mnie, z całym moim cynizmem i dystansem. Oczywista oczywistość. Ale kiedy w komentarzach pod komentarzem (?#?internet?…) zobaczyłem wpis tego ******, to się we mnie zagotowało. Nie dość, że wysnuta przez niego analogia jest kompletnie z dupy i doprowadziła mnie do wściekłości (muszę tłumaczyć dlaczego?), to jeszcze ****** jeden ma czelność publikować te bzdury z profilu napisanej przez siebie żenującej publikacji dotyczącej muzyki, o której ma nikłe pojęcie, ale którą z jakiegoś powodu zdecydował się kalać swoją osobą i dyletanctwem. Dostosuję się do poziomu internetowej dyskusji i zadedykuję mu niniejszy wpis: umrzyj, skur******”. Andrzej Buda to jest ktoś. Trzeba przyznać, że nikt nie zrobił tyle dla połączenia polskiego hip-hopu z fizyką, statystyką, antysemityzmem i Alanis Morissette. Teraz z kolei połączył śmierć pracownika TVN, sytuację postsmoleńską, a wszystko to podpisał jeszcze historią PL HH, niejako wpychając na wszystkich w to szambo. Napisałbym Andrzeju coś o cieniu solidarności zawodowej, ale Ty dziennikarzem nigdy nie byłeś. Dodałbym o Tobie coś niemiłego, ale odpisałbyś zwyczajowo, że „tak o sobie nie myślisz”. Nie mam pewności czy myślisz w ogóle, za to mam nadzieję, że Tau się za Ciebie modli.
„Odsłon dodają linki do recenzji na fanpejdżach rapperów – zwłaszcza tych zadowolonych 🙂 Ale naturalnie te mało przychylne recenzje też znajdowały się na fb, dzięki czemu fani np. Kaczmiego grozili mi srogim wpierdolem” – pisze prowadzący bloga Polski hip-hop, we wpisie bilansującym swoje dokonania. A ja poczułem się trochę jak Mulder i Scully – to fani Kaczmiego jednak istnieją! Zresztą dobrze, że mnie wciągnęło, bo przeczytałem dalej i było o mnie: „Do tego stroną zainteresował się poczytny dziennikarz Flint, który umieszcza co lepsze kąski z moich wypocin w swoim Rap Watch`u na cgm.pl – ciekaw jestem tylko tego, czy uważa mnie on za totalnego grafomana, czy może jednak domyśla się, że te zdania, które zazwyczaj cytuje, są wycezylowane i dopieszczone, aby sprawiały uciechę czytającemu. Uwielbiam zabawę słowami :)”. No więc słowa wycezylowane z pewnością, dopieszczone aż nazbyt, tam gdzie nie wypada. I pozostaje zapytać czy one też tę zabawę lubią, bo autor angażuje je tu w niezłą perwerę, łączy w dziwne pary, stawia na głowie i często odziera z pierwotnych znaczeń. Ale i tak czytałem z dawką fascynacji – i hiphopwpolsce.blogspot.com i krzywa-krooopa.blogspot.com, i wszystkich tych, którzy czynią język polski mniej polskim, ale z pewnością bardziej intrygującym, w walce ze składnią, logiką i frazeologią wykazując się autorskim spojrzeniem na hip-hop. Róbcie swoje, będzie mi tego brakować, zwłaszcza, że wcale nie stawiam się ponad i jestem świadom tego, ile moich własnych tekstów mogłoby by trafić do analogicznego cyklu. Do zobaczenia. To już ostatni Rapwatch.