W kręgu gimnazjalnych happeningów. „Elo, dostałem od mojego „idola” Eripe (raper) podpis na snapback`u, który nie jest zwykłym podpisem, lecz narysowanym kutasem. :v Ogarnia może ktoś jak się tego pozbyć? Wygląda to dosyć komicznie, a czapka nietania” – napisał na forum torg.pl „mega wymiatacz” Aquzlies. No cóż, trzeba wiedzieć co dajesz do podpisania. Z cycków by zeszło. Poza tym czy to aby na pewno to sam zainteresowany myśli? Może artysta machnął autoportret?
W kręgu gimnazjalnych happeningów, vol.2. „Jakiś czas temu wybrałem się na koncert raperów Eripe oraz Quebonafide. bardzo lubiłem ich kawałki więc nie było mi szkoda wydać te kilka złotych. Podczas koncertu świetnie się bawiłem, a kilka minut później podbiegłem do schodzącego ze sceny rapera Eripe. Miałem przy sobie ich płytę”Płyta roku” i poprosiłem go o autograf. Eripe uradowany podpisał mi płytę , powiedział „Trzymaj ziomeczku” zbił ze mną pionę i odszedł. Wyszedłem z klubu zapalić, i przy świetle latarni spojrzałem na podpisaną przed chwilą płytę. Widniał na niej czarny napis „Diox” ERIPE TY KURWO” – napisał Patryk na wallu Patokalipsy. No tak, warto pamiętaj jak wiele Dioxa i Eripe różni. Ten pierwszy nie zarapował w jednym kawałku z Kaenem.
{sklep-cgm}
Wciąż happeningi, wciąż Kraków. „Wczoraj po koncercie w Nowym Sączu wróżka Salmonella przepowiedziała Sabotowi przyszłość! Jesteście ciekawi, czy Wysokilot osiągnie sukces na wielkiej scenie?” – pyta zespół hiphopowy Wysokilot. Rany, od kiedy trzeba fatygować wróżki, by uzyskać odpowiedzi na pytania retoryczne.
Theodor ostrzega – będzie refleksja, albo zrobi karierę rapera! „Mam dla Was deal. Wrzucam tekst do mojej zwrotki z kawałka z przed, hmm 9 lat w Komentarzach pod tym postem, chciałbym poczytać Wasze interpretacje lub refleksje dotyczące tematu tej zwrotki (taki sprawdzian czy w ogóle ktoś się zastanawia na tym co ja rapuje, czy może lepiej żeby rzucał bezsensowne potrójne i robił karierę rapera) – jeśli czytacie/słuchacie ze zrozumieniem to napiszcie to w komentarzach. Jak będzie tu fajna dyskusja na temat `sensu życia`, który jest tematem tego numeru to wrzucam na Youtuba jakiś stary numer, którego nie ma na Youtubie”. Nie sprawdzaliśmy co dalej, ale podejrzewam, że kwiat polskiej filozofii się zebrał i ten nieznośny sens życia został rozkminiony. W końcu była przecież odpowiednia motywacja.
Dalej jedziemy ambitnie. I wracamy do Krakowa, gdzie mądrość pod smogiem się chowa (elo). „Czy na tej płycie również znajdą się motywy nawiązujące do filozofii, poszukiwania sensu świata itp.?” – takie pytanie otrzymał Bosski Roman w wywiadzie na GlamRap. „Jasne, ale bardziej niż ontologicznie czy epistemologicznie poleciałem egzystencjalnie” – odpowiedział artysta. „To nie jest płyta nagrana swagiem Jana Miodka tylko klasyczny polski uliczny i filozoficzny rap z elementami tego co kocham najbardziej czyli nowych prądów. Jednak klasyczne brzmienie i egzystencjalne przesłanie będą dominowały” – wyjaśnił wcześniej.
„Mamy niby 2 boom na hip hop, a widzę, ze przedstawiciele mediów nadal nic się nie nauczyli i nie umieją traktować nas poważnie. Przykre to…” – zauważył Hukos. I słusznie, dlaczego nie ma jeszcze Bosskiego Romana na okładce „Tygodnika Powszechnego”. Przecież redakcja mieści się w Krakowie.
„50 Centa witano w Polsce z wielką pompą. Na Marszałkowskiej zgromadził się potężny tłum fanów, z którymi rozmawiał Filip Chajzer. Nie mogło zabraknąć także największego fana Fiftiego, Pikeja. Jego wybór, jako eksperta do spraw rapu, trochę dziwi. Jeszcze bardziej zaskakuje rozmowa z Chajzerem. Prawda jest taka, że gdybyś ty urodził się w Stanach i to jeszcze na dodatek czarny, to rozumiem, że z 50 Centem Don Perignon pilibyście co wieczór? – żartował Filip Chajzer. – Słuchaj, myślę, że tak. Don Perignon i Crystal lałyby się hektolitrami! Generalnie byłoby wiesz, fajnie, imprezowo, byłby klimacik. Myślę, że razem nagrywalibyśmy w jednym studiu, byłoby na pewno ciekawie – opowiadał podekscytowany <raper>” – donosi Plotek. Pompa rzeczywiście była, nie no, ewidentna pompa. Błagam, jeśli mamy markować splendor, to pamiętajmy, że to jest Dom Perignon. Don to może być Cartagena albo Corleone (wersja dla hiphopowców), względnie Johnson (wersja dla Pikeja). Nie no, wspólne spotkanie Kukulskiego i Fiftego musiałoby być czymś. Aż mi się z tych emocji przypomina ulubiony wers tego drugiego – „Yayo, bring the condoms, I`m in Room 203”.
„CZAS ZACZĄĆ OGŁASZAĆ LINE UP ! JAKO PIERWSZY ZAGRA PIKEJ!” – napisano na wallu festiwalu Warsaw Challenge. Ohohoho. Komentarz czytelnika: „Myślę, że on jako pierwszy, jedyny i ostatni”.
„Ta beka z ddtvn to już chyba dla zasady jest co? Jedyne co tam było żenujące to tańczące dziewczyny. To jest program dla mas i goście tez są dla mas. Bardzo fajnie ze 50 udało się im zaprosić i Prokop elegancko pogadał. Środowisko hiphopowe w naszym kraju to owczy pęd jakiś. Jeden „opiniotwórczy” człowiek zasadzi ziarno i rosną chwasty. Kurwa dystansu ludzie więcej. Co do koszulki to ja bym się cieszył z czeskiego odpowiednika mojej ksywy i zapewne wielu innych twórców tez. Cebulandia to jest przed telewizorami w sporej mierze. Statystycznie średni iloraz inteligencji Polaków wynosi 99…Kurwa aż tyle?” – skomentował zamieszanie Planet ANM. Ja muszę mieć niższe IQ, trudno mi bowiem wyobrazić sobie jak zabawna musiałaby być po czesku jego ksywka.
{program-muzyczny}
„Warszawski raper dołącza do obsady <Na Wspólnej>. Epizod Wujka Samo Zło związany będzie z serialowym Romanem. W odcinku z udziałem artysty będzie można usłyszeć fragmenty utworów z najnowszego albumu „Wszystko gra”, który ukaże się nakładem Proper Records 10 maja. Wujek Samo Zło nie jest pierwszym artystą hip – hopowym, któremu złożono propozycję występu w <Na Wspólnej>. Rozmowy prowadzone były z Tedem, Liroyem i Vieniem. – Liroy okazał się za niski, Tede za sztywny, a Vienio za drogi. Tak oto wypadło na mnie – komentuje Wujek Samo Zło” – czytam w wielu miejscach, na przykład na portalu RapDuma.pl . Planet ANM zbyt zdystansowany, Pikej zbyt Kukulski, Roman Bosski zbyt egzystencjalny – Wujek Samo Zło rzeczywiście idealny, do rany kijem golfowym przyłóż. Swoją drogą – od Wspólnej Sceny do „Na Wspólnej” – ładna klamra spinająca historię polskiego hip-hopu.
„Rap jest Bogiem, wersy nałogiem, rymy zabawą, a bit podstawą! / 50 Cent jest z nami, nawijaj rymami, czaisz już bazę? Więc pisz komentarze!” – namawia Media Markt Polska. „Na rejonie w Media Markcie nie jest kolorowo, czasem zakładasz słuchawki i bywa chilloutowo!” – odpowiedział redaktor naczelny Popkillera, Mateusz Natali. „Muzyka zrelaksuje każdego na rejonie, przyniesie ukojenie wśród bloków na betonie” – ripostował MMP. Może jakaś wspólna płyta na jesieni? MyMusic albo UrbanRec mogłoby się skusić – w końcu trzy cytowane komentarze zebrały razem ponad pięćset lajków.
Dwa dni później Media Markt zachęcał do wyboru najbardziej żałosnego superbohatera. Zgłosił swój typ: „Red Bee z DC Comics. Typ, którego jedyną bronią była wytresowana pszczoła”. A co z gościem wyposażonym w słuchawki SMS Audio, który samym kolorem skóry hipnotyzuje polskich celebrytów?
GlamRap krzyczy tytułem : „50 CENT: <NIEKTÓRZY LUDZIE SĄ JAK MLEKO>”. Proste, biali i wydojeni.
Tam gdzie dzieją się w hip-hopie rzeczy wielkie, tam miękko ląduje kapitan Hirek Wrona. W swojej publikacji Gazeta.pl cytuje go często i gęsto. Zresztą popatrzmy: „Przyjeżdża do Polski raper – 50 Cent, który tak naprawdę nie promuje u nas za bardzo nawet swojej muzyki, tylko jakieś słuchawki. Jest natomiast już przedstawiany jako zbawca polskiej gospodarki!!! OK. Jakiś start-up dzięki niemu dostanie szansę pokazania się w USA. Ale to jednak jedna firma” – pisze i zaraz pyta o kondycję <polskiego przemysłu hiphopowego>. Jego zdaniem: bardziej niż przyzwoitą. Rozpoznawalne hiphopowe marki w Polsce? Wrona wymienia: Prosto Label, Asfalt Records, 100 procent, MaxFloRec, Step Records, TERRORYM, Wielkie Joł. „Czy ktoś policzył, ile podatków płacą i ile miejsc pracy stworzyły polskie wytwórnie hiphopowe” – pyta Wrona. Na to pytanie odpowiedź znajduje mu natychmiast internauta – „jeszcze nikt, ale Urzędy Skarbowe zaraz się temu przyjrzą”. „Wielu z tych ludzi mogłoby uczyć biznesu innych. Nie są jednak szanowani, bo wywodzą się ze świata hip-hopu” – dodaje Hirek. Cóż, od czasu Roweru Błażeja wiadomo, że hip-hopowcy inaczej się witają. Zaawansowana negrofilia powoduje, że wydzielają zapach hebanu, przenoszący się później na pieniądze, którymi płacą. I nigdy nie wiadomo czy w trakcie rozmowy biznesowej nie zaczną śpiewać albo kręcić się na głowie.
Bonson to prawdziwy żołnierz – najlepiej prezentuje się na froncie, wypada odpowiednio nawet gdy zawiśnie. „Dwóch młodych ludzi, wiszących dziwnie spokojnie na sznurach okalających ich szyje. Bonson wyraźnie ma wyjebane i se jara szluga. Kolega obok nie inaczej. Wręcz widzę szyderczy uśmieszek na jego twarzy. W to wszystko tak pięknie wkomponowuje się żyletka z logiem wytwórni. Oto okładeczka najnowszej płyty szczecińskiego duetu i metafora tego co możemy znaleźć w środku. Czy na pewno? Pewne jest że wszyscy czekali na bardzo emocjonalny krążek, czyli właśnie to co przedstawia front. Front który swoją drogą fajnie wyszedł” – recenzuje na swoim blogu Dżi.
Okładka okazała się ważna w wypadku 2NA. „Okazuje się, że ten młody, płocki emce działa już na scenie lokalnej od jakiegoś czasu i czeka na możliwość wyjścia na światło dzienne. Zaintrygowała mnie okładka i zdjęcia 2na i choć nie oceniam po wyglądzie, zastanowiło mnie, jak będzie rymować chłopaczek z piękną grzywką na oczach” – zastanawia się Polski Hip Hop. I jest to uzasadniony lęk, bo jak się nie wychodzi na światło dzienne, to po co odgarniać grzywkę? Spokojnie, z recenzji wynika, że raper nie jest krótkowzroczny, a jego myśli – włochate. Jak to się mówiło przed wojną – całkiem wyczesana płyta.
„W którejś ze scen filmu <Sztuka rapu> – dokumentu będącego jednym z najlepszych hołdów dla kultury hiphopowej – jego autor, Ice-T, wspomina, że w początkach całego ruchu wystarczyło postawić któregokolwiek osiedlowego gangstera, dilera czy alfonsa przed mikrofonem, a on zaczynał opowiadać swoją historię. Co ciekawe, wszystkie te relacje zdawane były za pomocą rymujących się wersów. Słuchając oficjalnego debiutu kalifornijskiego MC noszącego ksywę Schoolboy Q, mogłoby się wydawać, że przez ostatnie 40 lat nic się nie zmieniło (… )I choć zastępy trueschoolowych marud zrzędzą ciągle na forach, wspominając z rozrzewnieniem złotą erę, to ja się cieszę. Fajny jest ten współczesny hip-hop (…)” – czytam w tekście Filipa Kalinowskiego w nowym „Aktiviście”. To jest całkiem przewrotna myśl, by w recenzji Scholoboya Q wyjść od pochwały filmu, w którym nie znalazło się miejsce dla żadnego z pokolenia młodych raperów (a który, jak sama nazwa wskazuje, nie jest hołdem dla kultury hiphopowej, bo z przedstawicielami breakdance`u czy graffiti nikt nie rozmawia) i jednocześnie wbić szpilkę trueschoolowym marudom.
W tym tygodniu nie piszemy o 15 latach Prosto. Zapewne są lepsze miejsca, by rozważać jakość druku, papieru, bawełny, japońskich zamków i analizować listę wymienionych ksywek.