Fakt, że Onar rozpoczął pracę nad „Pod prąd” jeszcze w trakcie konfliktu z Tedzikiem i że do studia zaprosił właśnie Kociołka, musiał jakoś odbić się na tym, co ostatecznie weszło w skład tracklisty. Wydany na początku października 2007 roku album zawierał nagranie „Śliski parkiet”, wedle słów samego Onara „smaczek”, który powinien zaciekawić wszystkich tych, którzy kilkanaście miesięcy wcześniej pasjonowali się beefem. – Jest to numer mocno punchlinowy i z tak zwanym zadziorem. Był to kawałek nagrany w okresie beefu, dobry numer więc nie widziałem powodu dlaczego miałbym go nie wrzucać na moją płytę – mówił w rozmowie z hip-hop.pl.
Jasna sprawa. Bo przecież co jest złego w strzelaniu sobie w kolano? Rok wcześniej Onar zarzucał TDF-owi, że opublikował „Zamknij pysk” ponad pół roku po „Co jest” Płomienia – akurat wtedy, kiedy wydawał swoją płytę „Esende Mylffon”. Teraz raper z Ursynowa sam po roku wracał do tematu, gdy na półki sklepowe trafił jego krążek. A przecież „Śliski parkiet” mógł się obyć bez tego wojennego tła. Gdy słucha się tych przechwałek i zaczepek, pozbawionych konkretnego adresata (ksywka Tedego nie pada, chociaż jest kilka konkretnych odniesień), powraca pytanie o „Co jest” – czy aby na pewno tamten kawałek był tylko „antyhejterskim” nagraniem i na Płomieniu nie było dissów? „Śliski parkiet” zresztą traci na tego typu ciosach z ukrycia. Mimo że mowa o jakimś beefie, brakuje tu bolesnych ciosów, pamiętnych wersów, pikanterii. Nagrany na pół gwizdka, bezbarwny kawałek – wcale nie tak dobry, jak twierdził sam Onar.
Tede te podchody skrupulatnie wykorzystał. W opublikowanym kilka dni po premierze „Pod prąd” wideo intuicyjnie powiedział, że „Śliski parkiet” (mimo że podobno sam go wówczas jeszcze nie słyszał) jest, jak wszystkie inne kawałki Onara, o niczym. I miał rację, bo w gruncie rzeczy był o niczym. W tym samym, pamiętnym filmie MC z Ursynowa oberwał również za publikację utworu rok po jego zarejestrowaniu. – Jeśli ty chciałeś sobie zrobić marketing na mnie, to ja ci pokażę, jak się, kurwa, robi marketing – tak Tede zapowiedział jedną z pierwszych zdumiewających akcji „promocyjnych”, z których w kolejnych latach będzie słynął. Zamiast wrzucać do internetu odpowiedź na kawałek Onara, postanowił, że wyda go na gigowych empetrójkach Samsunga (product placement, a jakże! Pamiętacie TEDEFON? 😉 w limitowanej ilości dziesięciu egzemplarzy. A do tego wypuści specjalne koszulki z wizerunkiem Onara pod krawatem i napisem „Mordo ty moja” – wszystko to w związku z ówczesnymi wyborami parlamentarnymi i perfidnymi spotami wyborczymi .
Ta akcja była faktycznie czymś pionierskim. W sumie nie dziwię się Tedemu, że uciekł się do tego typu zagrania, bo samo nagranie z trudem się broni. Wśród niezliczonej ilości linijek, w których Tede z dumą ogłasza, że jest zbyt zajęty, by posłuchać „Śliskiego parkietu” (może gdyby posłuchał, wpadłby na coś bardziej błyskotliwego?), trafiają się fragmenty, które jeśli już o kimś źle świadczą, to o ich autorze. W porządku, historia z numerem Gadu-Gadu jest jeszcze całkiem śmieszna, ale weźmy chociażby to: „Ja to totalnie walę, a ty dalej ciotuj / Chuj z Onarem, to było w Galerii Mokotów / Stałem trzy metry z boku, musiałeś mnie dostrzec / Jak na zioma z bloku wypadłeś niedobrze / Co przewiduje zachowań kanon? / Ja jechałem po niej, a ty stałeś z tą panną / Ludzie, do których chcesz się zaliczać / W tych sytuacji obliczach to w mordę walą” – rapuje TDF w pierwszej zwrotce. OK, Onar nie zachował się jak ulicznik, ale czy to źle? Ważne, że Tede zachował się jak burak.
Odpowiedź członka Płomienia 81 była błyskawiczna. I tym razem szala zwycięstwa przechyliła się na jego stronę. Nie dlatego, że „Teraz ty jesteś pragnienie” był jakimś wyjątkowym dissem. Wersów o głębokim gardle czy złotych pałach spodziewałbym się prędzej dwa lata wcześniej, gdy Pih pojedynkował się z Pe, ale w tych dwóch zwrotkach można było dostrzec jakieś zalążki pomysłów (dubbing, TVN Turbo) na ataki. Poza tym Onar lepiej wypunktował swojego oponenta, zajrzał mu w biografię i dorobek, wypomniał osobiste historie, wszedł na wygląd (podkrążone oczy, odzieżowa choinka). Oczywiście poza naśmiewaniem się z baunsu, które nie było może zbyt trafnym posunięciem („jesteś pizdą, ale bardzo miłą”) .
„Wydawało mi się, że będziemy prowadzili ten beef na poziomie tekstów, kawałków, punchline`ów, tego, co kojarzy mi się z hip-hopem. Tede wybrał drogę promowania się przez film na YouTubie (…). Ja jestem zwolennikiem załatwiania sprawy tak jak przy zeszłym beefie: konkretnych kawałków, konkretnych argumentów (…). Tede wybrał drogę szopki, błazenady, więc ja nie idę w tę stronę”. A jednak, poszedł. I to już w momencie, w którym to mówił. Wywiad przygotowany dla wytwórni, która wydawała jego album, nie był może tak efekciarski jak wideo Tedego, ale mimo to – Onar wszedł na ścieżkę, którą sam krytykował. Zamiast „konkretnych kawałków, konkretnych argumentów” wybrał gęstą, zupełnie niepotrzebną wypowiedź do filmiku, który następnie wylądował w internecie. Po co? Decyzja o tyle niezrozumiała, że w wideo padło kilka tekstów, których bez problemu można by użyć w dissie. Chociażby te o „Bezelach” na Vivie, wyciąganiu kiełbasy z żołądka Stacha czy naśladowaniu Jaya Z. No cóż, błąd Onara. I kolejny strzał w kolano.
Tymczasem Tede kontynuował swoje marketingowe show. W styczniu 2008 roku, a więc prawie trzy miesiące od ostatniego dissu, w internecie pojawiła się tajemnicza łamigłówka sygnowana przez Wielkie Joł. Osoba, która przebije się przez gąszcz haseł i zagadek nawiązujących do „Piły”, miała dotrzeć do długo oczekiwanego, czwartego mixtape`u DJ-a Buhha. Czy ta zabawa rzeczywiście do czegoś prowadziła – trudno powiedzieć, ale bardzo możliwe, że Tede przez cały czas zwodził internautów, po czym najzwyczajniej w świecie wrzucił płytę.
Na krążku temat beefu powracał wielokrotnie. Ksywka Onara pojawiała się kilkanaście (jeśli nie kilkadziesiąt) razy, jeden z utworów – „Jak w stajni” – poświęcony był nawet klubowi The Fresh, którego właściciele byli jednocześnie wydawcami P81 (to dlatego DJ-e Wielkiego Joł mieli zakaz gry w tej miejscówce). Najbardziej znanym nagraniem z „Voluminu IV: Pierdolę was” jest jednak „Olej Onara”. „Fajnie? Czy moje klipy widzisz? / Od MTV do Vivy nie ma miejsca dla mnie”, rapuje Tede, odbijając tym samym zarzuty o promowanie się w masowych mediach. Czy jednak odwraca się od mainstreamu? Wprost przeciwnie, z dumą mówi o sobie jako o ojcu baunsu: „Masz sprawcę, przeze mnie to zło wyrosło / To przeze mnie hip-hop stał się pizdą / Teraz pieniądz w cenie, to ode mnie wyszło / Kozak Krzysztof sponsorował wszystko”.
Bardzo dobrze, że ten dwuczęściowy beef się skończył (choć niektórzy widzą jego echa w utworze „Tam się kurwa patrz” Projektantów i Płomienia 81 z lutego 2008 ). Panowie dawno wyczerpali już swoje argumenty, a ataki Onara i obrona Tedego przybierały znaną w polskim rapie formę: prawdziwy hip-hop vs zła komercja (wersja Onara), hipokryzja vs szczere rymowanie dla zarobku (wersja Tedego).