foto: cgm.pl
Już w najbliższy piątek premiera nowego albumu Ostrego. Z tej okazji prezentujemy cykl artykułów, w których przybliżamy sylwetkę łódzkiego rapera. Na pierwszy ogień nagrania, które mogą Wam umknąć podczas przeglądania dyskografii reprezentanta Asfalt Records. Takie, których nie znajdziecie na oficjalnych albumach Ostrego. Takie, do których łodzianin dołożył albo kilka wersów, albo zarapował cały numer. Od hip-hopu dla świntuchów po wyrafinowany jazz. Od samplowanego soulu po zimną elektronikę. O.S.T.R. w ośmiu odsłonach.
„Nie dzwoń do mnie” (z: Eis i Spinache, ok. 2001)
Luźny numer, który krąży po sieci i może zaskoczyć niejednego fana Ostrego. W tym, że łodzianin współpracował ze Spinachem i Eisem, nie ma, rzecz jasna, nic dziwnego. Spinache to, wiadomo, przede wszystkim czasy Obozu TA. Z Eisem też zdarzyło się Ostremu kilkukrotnie nagrywać, by wspomnieć tylko o słynnym „Boks i koks” z „Gdzie jest Eis?”. „Nie dzwoń do mnie” zaskakuje jednak bezpardonowym, szczeniackim podejściem do relacji damsko-męskich. „Zamiast do mnie dzwonić, zrób na moim fiucie szpagat”, rymuje łodzianin. „Się nie martwię, język na łechtaczkę, koniec złudzeń / Ze wszystkich macho świata ja rucham na dłużej”. Tak się robiło hip-hop w 2001 roku.
„Na raz” (White House, „Kodex”, 2002)
O.S.T.R. znalazł się w gronie wykonawców, którzy w 2002 roku mieli okazję współtworzyć jedną z najlepszych płyt producenckich w historii hip-hopu. Nagranie łódzkiego rapera promowało zresztą pierwszy „Kodex”. Nic dziwnego. Refren „Na raz” niósł się daleko poza hip-hopowe podwórko i do dziś kojarzony jest także przez nierapową publiczność. Ten numer to nie tylko świetna wizytówka stylu producenckiego Magiery i L.A., ale również dobry wstęp do twórczości samego Ostrego – w parze z bezkompromisowymi, ciętymi wersami idzie tu olbrzymi koncertowy potencjał. W kolejnych latach łodzianin jeszcze kilkukrotnie będzie współpracował z wrocławskim duetem. Żaden jednak z następnych utworów nie osiągnie takiej popularności jak „Na raz”.
„Niebo” (Emade, „Album producencki”, 2003)
Niedługo po wydaniu „Kodeksu” O.S.T.R. dograł się do jeszcze innej wyczekiwanej przez branżę płyty bitmejkerskiej, „Albumu producenckiego” Emade. I podobnie jak „Na raz”, tak i „Niebo” doczekało się teledysku. Operujący detalami oraz zbliżeniami klip dobrze oddawał abstrakcyjną, duszną atmosferę samego utworu. Z perspektywy czasu zwiastuje on jakby surrealistyczny rozdział w karierze Ostrego. Przecież już kilkanaście miesięcy po wydaniu „Albumu producenckiego” na rynku ukaże się „Jazzurekcja”, krążek, w którym O.S.T.R. zagęścił rymy, obrazy i myśli z intensywnością nieznaną nigdy wcześniej i nigdy później.
„Witaj w 2003” (Różni Wykonawcy, „JuNouMi Records vol. 3”, 2003)
Jak przystało na rapera mocno identyfikującego się z kulturą winyli, O.S.T.R. nie przepuścił okazji i dograł się do kultowej serii JuNouMi, czyli wydawnictwa znanego z publikowania limitowanych, rapowych kompilacji wyłącznie na czarnych krążkach. Do tej mocno podziemnej inicjatywy łodzianin wpuścił trochę mainstreamowego powietrza, bo jego podkład – napędzany przyspieszonym, wokalnym samplem – bliższy był raczej filozofii Kanye Westa aniżeli amerykańskich undergroundowców. Co ciekawe, na ten słodki bit wylano masę goryczy i frustracji, której dziś już raczej w twórczości Ostrego nie znajdziemy. Mimo to autor musi mieć do nagrania szczególny sentyment, o czym świadczy nawiązanie do „Witaj w 2003” już po latach w singlu „Podróż zwana życiem”.
„J.A.Z.Z.” (Michał Urbaniak, „Urbanator III”, 2005)
W 2005 roku, po niespełna, dziesięciu latach została reaktywowana seria „Urbanator”. Tym razem Michał Urbaniak, łącząc jazz z hip-hopem, postanowił zaprosić do współpracy raperów z Polski. Nic dziwnego, w połowie pierwszej dekady XXI wieku nadwiślański hip-hop miał już silną pozycję w mediach i był całkiem zaawansowany technicznie. Sam wybór Ostrego też się wydawał naturalny. W końcu mówimy tu o facecie, który w tytułach dwóch swoich ostatnich albumów miał słowo „jazz”. Jego numer z Michałem i Miką Urbaniak pachnie pierwszą połową lat 90., czasami, gdy dokonywano pierwszych prób łączenia jazzu z rapem, a na scenie brylowały takie ekipy jak Digable Planets.
„Z odzysku” (Różni Wykonawcy – „Z odzysku OST”, 2006)
Tytułowy utwór do filmu Sławomira Fabickiego powstał w okresie, gdy O.S.T.R. odstawił sample, a wraz z nimi jazzowe inspiracje, i postanowił opierać swoją muzykę na autorskich, elektronicznych kompozycjach. Muszę przyznać, że początkowo trudno było mi się przekonać do tego zwrotu w twórczości łodzianina. Syntetyczne podkłady Ostrego (chociażby na albumie „7”) wydawały mi się zbyt ubogie i prymitywne, zwłaszcza gdy porównać je z tymi Emade na wydanym rok wcześniej „Szum rodzi hałas”. Dziś jednak doceniam je bardziej i fakt, że z ograniczonej liczby środków udało się Ostremu wycisnąć „czarny” groove, jest naprawdę imponujący. „Z odzysku” to elektroniczny Ostry w najmroczniejszym wydaniu. Zimny, klaustrofobiczny numer kapitalnie oddaje duszną atmosferę Śląska, na którym rozgrywa się akcja „Z odzysku”.
„Nawet jeśli” (Ortega Cartel, „Lavorama”, 2009)
To na pierwszy rzut oka tylko kolejny numer Ostrego. Ot, w warstwie tekstowej nie dzieje się nic specjalnego, również styl, w jakim łodzianin składa rymy, jest dla niego bardzo typowy. Z jakiegoś jednak powodu chce się do tego nagrania wracać. Może wychodzi tu na jaw talent do pisania chwytliwych, zapadających w pamięć refrenów? A może to kwestia melodyjności i vibe’u, dzięki któremu O.S.T.R. z łatwością odnajduje się na każdym podkładzie? A może to soulujący, miękki bit Patr00 robi tu taką robotę? W każdym razie – „Nawet jeśli” to kolejny dowód na to, że gdzie mowa o ambitnych, zakrojonych na szeroką skalę projektach, tam jest i Ostry. Nie inaczej było w 2009 roku, gdy na rynku ukazała się fantastycznie przyjęta „Lavorama”. Wśród gości (m.in. Tede, Reno, Proceente, Spinache) nie mogło też zabraknąć łodzianina.
„Bez granic” (z: Pyskaty, Termanology, Fokus, Łona, Mes i inni, 2010)
A skoro mowa o szeroko zakrojonych projektach, nie sposób nie wspomnieć o „Bez granic”, głośnej kooperacji topowych polskich raperów, kooperacji, do której zaproszono cieszącego się wówczas sporą popularnością, amerykańskiego undergroundowca Termanology. W kolejnych latach nastąpił wysyp tego typu gwiazdorsko obsadzonych posse-cutów („A pamiętasz jak”, remiksy „Pushera”, nagrania promujące różne trasy koncertowe), ale w 2010 roku – tuż po tym, jak polską scenę podzielił konflikt Tedego z Peją – taki utwór brzmiał naprawdę świeżo i odkrywczo.
Karol Stefańczyk