Kraj przechodził przez okres gigantycznych i dynamicznych przemian. Rynek muzyczny też. Pojawiały się i znikały wytwórnie i „wytwórnie”. Państwowe molochy padały, zagraniczni giganci przyglądali się raczej i rzucali nad Wisłę back katalog. Kontrakty polskich artystów przechodziły z rąk do rąk wraz z przejmowaniem jednej polonijnej firmy przez inną prywatną, która miała paść niebawem. Masę wartościowych rzeczy wciąż bardzo trudno namierzyć legalnie w streamingu. Ale nie jest to niewykonalne. Mniejsza o to. Z czasem się to przecież poprawi, bo świat, a zwłaszcza Internet, nie znoszą próżni.
Świetną ilustracją powyższych słów są „losy” płyty „Legenda” Armii. Płyty uznawanej za jedną z najlepszych płyt polskiego rocka. „Legenda” została wydana, a później wznawiana przez w sumie 5 (pięć) różnych wydawnictw.
O ile mnie pamięć nie myli, to w 1991 roku ukazały się u nas co najmniej dwie płyty z tytułem „1991”. Jedna z nich to album Republiki, dość wyjątkowy, bo nagrany bez udziału żadnego basisty, a drugi to już Izrael. Też wyjątkowy, bo rzadko się wtedy zdarzało, by polski zespół nagrywał płytę w Londynie. W sumie to w 91` pierwszy raz na CD ukazała się też „Czarna Brygada” Brygady Kryzys, czyli ich pierwszy studyjny album z 1982 roku. Ale to tylko ciekawostka. Taka sama jak to, że Bielizna wydała w tamtym roku „Bieliznę”, czyli kompilację dwóch pierwszych swoich płyt, w tym killera „Taniec Lekkich Goryli”.
Pozycję, którą można bez żadnych wątpliwości przypisać do 1991 roku jest „Detox” Dżemu. Jedna z ich najlepszych pozycji. Dodatkowo – nagrana w iście ekspresowym tempie. Tego roku przyszedł na świat też „Anioł i Derwisz” Maanamu. Ale żeby nie było zbyt prosto, najpierw tylko na kasecie i na winylu. Na CD album ten pojawił się rok później.
Oficjalnie 1991 roku Proletaryat wydał dwie płyty. „Proletaryat” i „Proletariat”. I to są dwie różne płyty, Żeby nie było. Kazik Staszewski, który dziś ogranicza już raczej liczbę projektów, w których bierze udział lub którym lideruje, wtedy, w 1991 roku rozpoczynał właśnie solową karierę płytą „Spalam się” – to kolejna ultra-ważna pozycja w polskim rocku. Bardzo ważną płytę wydał też Lech Janerka. Ważną nie tylko dlatego, że nieco inną od swoich dotychczasowych (i późniejszych) dokonań. Ważną, bo doskonałą (która z jego płyt nie jest co najmniej dobra?). Tu mówimy o „Ur”. Najbardziej znany chyba z tej płyty jest utwór „Labirynty”. Polecam. A wracając jeszcze do Kazika, to przecież Kult w 91 wypuścił album „Your Eyes”.
Duże zmiany i bardzo ważną płytę przyniósł rok 1991 zespołowi T.Love. Muniek wrócił z angielskiego zmywaka z „Warszawą” i innymi numerami i z mocno odświeżonym składem T.Love wydał „Pocisk Miłości”. Kawałki z tej (i następnej płyty) to dziś pozycje obowiązkowe na każdym ich koncercie.
Może trudno w to uwierzyć, ale od wydania „Dirty Money, Dirty Tricks” Acid Drinkers też minie w tym roku 25 lat. Ani się nie obejrzeliśmy, a płyta, która zdaje się miała nosić tytuł „Street Metal” stała się już klasykiem.
Aktywni byli wówczas już doświadczeni gracze. Nie próżnowało Voo Voo, Martyna Jakubowicz, Collage czy Kolaboranci. Debiutowało Farben Lehre. Pewnie o wielu zespołach zapomniałem. Lata lecą…
Sporo działo się w czymś, co dziś być może nazwalibyśmy szeroką alternatywą. Np. Balkan Electrique wydało swoją debiutancką płytę o takim samym tytule. Rzecz wówczas bardzo świeżą, do dziś frapującą. Poza tym, jak nie lubić Fiolki? Klasykiem stała się też płyta Władysława Komendarka „Fruwająca lalka”. Kurcze, Komedarek to postać dziś może nieco zapomniana, zatem fajnie byłoby, gdyby chociaż w nocy ktoś sięgnął po jego dokonania z pierwszej połowy lat 90. i odważył się poużywać ich nieco choćby w nocnych audycjach…