10 najlepszych produkcji O.S.T.R.-a dla innych raperów

Wybrać raptem 10 beatów z bogatej dyskografii Ostrego to nie lada wyczyn.

2018.02.21

opublikował:


10 najlepszych produkcji O.S.T.R.-a dla innych raperów

foto: mat. pras.

Badając dyskografię O.S.T.R.-a warto skupić się na kilku produkcjach dla innych raperów. Tu jest naprawdę z czego wybierać, czy to w Polsce, czy zagranicą. Tego jest tyle, że może pojawić się mały ból głowy. Postanowiłem to sprawdzić i przypomnieć sobie o kilku świetnych kawałkach, którym wyjątkowości dodał łódzki raper i producent.

Głowa mnie nie rozbolała, wręcz przeciwnie, bo fajnie było sobie przypomnieć kilka płyt i pojedynczych utworów. Jakby tego było mało, to od razu pojawiają się reminiscencje najfajniejszych i najciekawszych czasów w polskim rapie.

Poniższe zestawienie przy okazji jest stylistyczną podróżą, która pokazuje kilka kluczowych punktów na mapie. Nie przedłużając – kolejność zupełnie przypadkowa.

Obóz TA „Idę w świat”

Obóz TA jest niesłusznie trochę zapomniany. Szkoda. Warto wiedzieć, że łódzki skład to nie tylko nasz dzisiejszy bohater, ale również, a może nawet przede wszystkim, Spinache, Cezet, Red i kilka innych postaci. „Idę w świat” jest jedną z pierwszych produkcji (a może nawet pierwszą?), którą O.S.T.R. pokazał światu i znalazła się na debiutanckim longplayu grupy wydanym w Camey Records. Czym jest ten numer? Fantastycznymi zwrotkami na jeszcze lepszym beacie, który oparty jest na prostym samplu z „Nie znasz jeszcze życia” Breakoutu. Cały lognplay to wartość historyczna, którą należycie docenimy za kilka lat. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Afirmacja „To nasz czas”

Zupełnie nieprzypadkowo „To nasz czas” rozpoczyna się słowami Martina Luthera Kinga, przynajmniej patrząc w kontekście Dobrego Piotrka, jednego z największych speców od kultury afroamerykańskiej w naszym pięknym kraju. Ten dziennikarz nie tylko pisał do największych hip-hopowych pism w kraju, ale również całkiem nieźle rapował, czego najlepszym dowodem jest „Przełom” – jeden z najciekawszych podziemnych albumów w polskim rapie. Może i nie przetrwał czasu „jak poezja Jana Chryzostoma Paska”, ale zapisał się w historii masą genialnych kawałków, gier słownych i dobrych beatów. Najlepszym był zdecydowanie „To nasz czas”, który delikatnie antycypował późniejsze jazzowe fascynacje Ostrego.

Fenomen „Dlaczego tak?”

Druga płyta Fenomenu – „Sam na sam” – to nie tylko genialny singiel, który „poruszył” nawet Piha w słynnym podsumowaniu o wdzięcznym tytule „2003”. To również wybór ówczesnego producenckiego dream teamu. Wyobraźcie sobie, że na jednej płycie spotykają się Magiera, Kociołek, Camey, DJ 600V i O.S.T.R. Wygląda chyba nieźle, prawda? Kto z nich dał chłopakom najlepszy beat? Trzeba chwilę pomyśleć, ale nie będzie wielkim nietaktem, jeśli postawimy na jeden z najbardziej melancholijnych podkładów Ostrowskiego. Klasyk.

Otsochodzi „Yo mamo!”

Świeży przykład. Otsochodzi bardzo sprytnie zmienił stylistykę i wydaje się, że wyszło mu to na dobre, przynajmniej kasa w portfelu się zgadza, ale logika podpowiada, że artystycznie kiedyś było lepiej. I to „kiedyś” wcale nie było tak dawno temu, bo przecież „Slam” jest jedną z najlepszych płyt 2016 roku. Punkt kulminacyjny? Nie, nie „A&K”. Jest to „Yo mamo!” napędzane samplem z „How Will I Know” Margie Joseph.

Eis „Box i kox”

Jedna z najbardziej zaskakujących kompozycji Ostrego i podobnie, jak cały album Eisa – należycie doceniona po czasie. Kto by się spodziewał, że zastosowane tu patenty będą miały rację bytu na całej „7”.

Tede „Ja mój walkman i mój notes”

Tede chyba nie mógł sobie wybrać lepszego openera na swój pierwszy „Notes”. Maksymalnie charyzmatyczne zwrotki nie byłyby tak fajne, gdyby nie zostały podane na tak ładnym beacie – pozornie prostym, ale polanym soulową słodkością i wrażliwością. Ten podkład idealnie trafiał pomiędzy klasycznego Ostrego z wysokości „Tabasko”, a tego, który zaczął chłonąć jazz z takich płyt, o jakich inni polscy ówcześni diggerzy i producenci nie słyszeli.

Skill Mega „Lateshift” / „Gardening (remix)”

Brytyjski okres O.S.T.R.-a z perspektywy czasu wydaje się być tym najbardziej interesującym. Tamten czas to nie tylko nowe możliwości, płyty i spojrzenie na muzykę, ale również zawarcie znajomości, które artystycznie trwały krótko, ale pozostawiły po sobie absolutnie genialne i fantastyczne rzeczy. Jedną z takich są albumy Skill Mega, a w szczególności „Normal magic”, którego nazwa wydaje się jak najbardziej adekwatna do zawartości. Specyficzny akcent Repsa i Dana tylko w sobie znany sposób idealnie korespondował z produkcjami Ostrego i gramofonowymi popisami DJ-a Roda Dixona. Ciężko wybrać jednego faworyta, więc może warto postawić na dwie, jakże odległe od siebie produkcje? Osobny props należy przekazać Tytusowi za wydawniczą odwagę. Raczej dobrze się to nie sprzedało, ale pod względem artystycznym jest to czołówka i najbardziej zapomniana perełka katalogu Asfalt Records.

Afront „HC”

No dobra, ostatnia płyta Afrontów – „Coraz gorzej” – jest zdecydowanie lepsza od „A miało być tak pięknie”. Nawet w bezpośredniej konfrontacji pomiędzy producentami, Metro wygrywa z Ostrowskim, ale przecież Jasiu, Kasina i DJ Funksion kilka lat wcześniej nie mogli postawić na lepszego producenta. Crème de la crème ich współpracy pojawia się praktycznie na samym początku i z perspektywy czasu, nakazuje mówić w takim samym kontekście o całej twórczości łódzkiego składu.

Witchdoctor Wise „S.I.T.C.”

Kolejna perełka, za którą największe gratulacje trzeba złożyć Tytusowi. Nie mam pojęcia, ile osób w Polsce mogło kupić „Trapped in the asylum” Witchdoctor Wise’a, ale kolejna brytyjska płyta w katalogu Asfalt Records nie zawiodła. Album rapera związanego ze sceną z Brighton był zupełnie inny od wydanego kilka miesięcy wcześniej „Normal Magic”. Tutaj było o wiele mniej luzu, beztroskiego wstawania w południe i english breakfast z obowiązkową tanią pintą. Obserwacje, wyciąganie wniosków, opowieści i stricte wyspiarski klimat, w który przy okazji wpasował się m.in. Dr. Syntax, autor jednej z najciekawszych płyt… początku 2018 roku. Z wszystkich numerów zdecydowanie najbardziej wyróżnia się dość proste „S.I.T.C.”, które jest idealnym pomostem łączącym oszczędność brzmienia znaną z „7” i diggerską czarną miłość z „HollyŁódź”.

Warszafski Deszcz „Świat zwariował w 33 lata”

Świat zwariował w momencie, kiedy pojawiło się „Podostrzyfszy”, trochę lepsza wersja świetnego skądinąd „Powrócifszy”. Taka kasa za płytę?! W tamtych czasach wydać kilka stówek na winyl było zadaniem ciężkim, ale chyba było jednak warto, bo O.S.T.R. wniósł nowego ducha, kompletnie zamiatając w „Świat zwariował w 33 lata”.

Dawid Bartkowski

Polecane