Foto: @piotr_tarasewicz / @cgm.pl
Choć farby interesowały go jako twórcę bardziej niż rap i nie zaczął mikrofonowej demolki specjalnie młodo, to dwie dekady rapowania zbliżają mu się wielkimi krokami. Nie musi się przejmować, bo póki co nie traci z wiekiem na wartości – przeciwnie, on zyskuje. Choćby dlatego, że głos robi mu się ostrzejszy, głębszy, bardziej chrapliwy, przez co mocniej wcina się podkłady, których selekcja okazuje się niezawodna, na miarę doświadczonego ucha i sprecyzowanego gustu. Facet nie tylko brzmi jakby żarł rozgrzany żużel i popijał benzyną, co pozwala z większym impetem słać na bębny destrukcyjne wersy. Swoją drogą, to nie tylko przechwałki, sprytne gry słów czy krucjata przeciw słabemu rapowi. Wredna, domorosła, podbita konkretami filozofia idzie mu lepiej niż kiedykolwiek, posłuchajcie tylko jak wywodzi w „Krok w przód”. Jest coraz bardziej zdecydowany w pokazywaniu swojej refleksyjnej natury, strona tekstowa wydaje się coraz mocniej zniuansowaną i tą kartą w przyszłości z pewnością będzie można jeszcze pograć. Na razie kończące wersję bazową „Mam tylko” i „Co ja tutaj” prezentują się znakomicie. I chciałoby się tego więcej – pisał Marcin Flint w recenzji „Eroizmu” przedstawiciela JWP CREW.
W związku z premierą najnowszego albumu Ero był gościem cyklu Najgorsze Pytania, w którym powiedział Flintowi m.in. o tym jak przewalczyć gastrofazę, o czym by nigdy nie nawinął, czy chciałbym, żeby piekło staniało, czego zazdrości kolegom z ekipy, z którym politykiem najchętniej by się upalił, jakie słowo powinno zostać młodzieżowym , co odbiera mu chęć do życia, czy chciałby mieć wystawę swoich rac w galerii, co najbardziej zaskoczyło go w wychowywaniu dziecka. Raper opowiedział też o najbardziej epickim balecie sylwestrowym jaki mu się przydażył.