Bonson: „Dużo czasu straciłem na bycie zgorzkniałym gościem, który obarczał wszystkich swoimi niepowodzeniami”

Zapraszamy na kolejny odcinek podcastu Flintesencja, Marcina Flinta


2020.03.03

opublikował:

Bonson: „Dużo czasu straciłem na bycie zgorzkniałym gościem, który obarczał wszystkich swoimi niepowodzeniami”

Foto: P. Tarasewicz / CGm.PL

O alkoholu na koncertach, wyjściu ze strefy komfortu, kolejnej smutnej i ryzykownej płycie, ghostwritingu, czekaniu na gości, karmie, córkach, raperach terapeutach, płycie Małolata, rockowym życiu, o Almost Famous, Tymku, nagrywaniu dla Def Jamu, współpracy z Asfaltem, porównaniach do Bedoesa, depresji w rapie, zwątpieniu, ulubionych numerach, byciu Piotrusiem Panem. Zapraszamy na najnowszy odcinek podcastu Flintesencja. Tym razem gościem Marcin Flinta jest Bonson.

Marcin Flint: Cześć wszystkim. Flintesencja. Moim gościem jest Bonson, który tu już był…

Bonson: Niedawno.

M.F: Ze swoimi producentem. Wtedy byłeś ze zdartym gardłem. Pamiętam, że miałem wrażenie, że cię boli z każdym słowem, które wyduszałeś z siebie i tak trudno mi się zadawało pytania. Dzisiaj chyba jest lepiej, ale nie do końca, bo zima chyba dała ci się we znaki i też jakaś choroba cię dopadła.

B: Przeziębienie zwykłe, wiesz. Wiesz wtedy byliśmy po koncercie, świeżo, więc ten głos był taki rekordowy, moje zdarcie takie. Jak później oglądałem wywiady, które miałem tego dnia, to przecież nic nie słychać co ja mówię. Trzeba było napisy zrobić.

M.F: A to jest też ciekawe. Jesteś bardzo dobrze warsztatowo przygotowanym raperem jeżeli chodzi o nawijkę, więc chyba nie powinieneś tego głosu tak zdzierać na tych występach.

B: Ja nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale to wiesz… Umówmy się jest parę czynników, które się na to składają.

M.F: Nie jest tak, że jesteś w stanie utrzymać się w pełnej kontroli na koncercie. W pewnym momencie coś puszcza i już płyniesz. Czy raczej przeciwnie? Po?

B: Po koncercie jak to po koncercie, czasem z ludźmi się spotykamy. Napijemy się. Alkohol nie wpływa jakoś na struny głosowe po koncercie wybitnie. Zdarza się nie? Że się gardło zedrze.

M.F: Nie znudziło ci się jeszcze?

B: Grać? (Śmiech)

M.F: Nie, no na pewno ci się nie znudziło, bo domyślam się jaka to jest adrenalina, ale siadać z ekipą i melanżować pokoncertowo?

B: Wiesz, niekoniecznie z ekipą, bo my mamy – ci co są na koncertach wiedzą, że ja po koncercie zawsze schodzę ze sceny, dużo czasu spędzam z ludźmi, którzy są, rozmawiam z nimi. Oprócz tych standardowych zdjęć i podpisu to bardzo dużo ludzi pojawia się też z kieliszkiem wódki, wiesz. Jeden, drugi no wiadomo. Wypijesz w ciągu dziesięciu minut parę kieliszków wódki, to już w głowie zaszumi. Też nie jest tak, że siadamy nagle i robimy piątek, sobota wielki bal i litrami wódka się leje, ale jednak ten alkohol się pojawia na koncertach. Też nie, właśnie, w takich ilościach, że po koncercie siadamy z ekipą, zamykamy się i kirzymy. Albo przed koncertem, że wchodzimy na czworaka na scenę. Ale jednak ten alkohol się pojawia. Jest to taka specyfika zawodu.

M.F: Zostawiamy ten temat, bo dryfuje w stronę typowego wywiadu z Bonsonem.

B: Śmiech

M.F: A mamy tu płytę, która w twojej dyskografii nie jest specjalnie typowa. To znaczy oczywiście jest kolejną smutną płytą. Takich optymistycznych, bagnerowych, stu procentowo radosnych płyt – nie wiem, czy szybko będziesz w stanie takie nagrywać.

B: Nie wiem, czy będę chciał nawet. Ja muszę czerpać przyjemność z tego co robię. Mimo, że tematyka, czy klimat jest taki, a nie inny, to jednak sprawia mi to przyjemność. Ja się całkiem nieźle bawię robiąc to. Tym bardziej robiąc taką płytę, gdzie pozwoliłem sobie na troszkę więcej.

M.F: Tak, tak właśnie i to jest tak jak mieliśmy chwilę przez płytą okazję rozmawiać, jest to twoje wyjście ze strefy komfortu.

B: Jedną nogą na razie. Może przygotowanie. Ale tak. Umówmy się, że mam ten komfort, że mam Soulpete, z którym robimy rzeczy klasyczne, też troszeczkę się bawimy, jak na poprzedniej płycie było czuć trochę innych już zajawek, ale jednak wszystko jest w tych ramach, których się mniej więcej trzymamy. Almost Famous, które cały czas gdzieś tam się przewija temat, że zaczniemy to robić to, to ma swoje sztywne ramy, chociaż też specyfika tego projektu jest taka, że się może wszystko tak wydarzyć, ale jednak nie w taką stronę w którą poszedłem teraz na solówce i mam to do siebie, że tak naprawdę nikt nie ma nade mną kontroli, jak ja to robię, tak? Sam. Bo tu Soulpete może powiedzieć: dobra, ale ja takiego beatu, to nie zrobię, albo może mi się nie spodobać taki klimat. Na Almost Famous będziemy jednak, tam fani oczekują czegoś innego. A tutaj mogłem sobie puścić wodze fantazji, po prostu się pobawić, nie? A bawiłem się całkiem nieźle.

M.F: A dałeś do zaopiniowania te beaty Soulpeteowi, żeby tak rzucił uchem i sprawdził co wybrałeś, czy absolutnie trzymałeś z daleka, żeby nie torpedował twoich decyzji.

B: To było coś takiego, że jak nagrywałem numer, to wszyscy moi znajomi, którzy brali udział, z których zdaniem się liczę, to musieli słuchać tych numerów. Jarałem się, że coś innego zrobiłem, że jednak wyszedłem z tej strefy komfortu i że mi się to podoba. To co zrobiłem i ludziom, którzy słuchali tego, którzy są przyzwyczajeni do trochę innej mojej stylistyki, byli zaskoczeni ale mówili że spoko. Robiłem sobie taki reaserch po prostu. Kilka numerów też wywaliłem z tracklisty. Każdy słuchał. Soulpete też słuchał. Początkowo miało go nie być na płycie, ale jak posłuchał mówi: kurcze, coś tam potrafisz. Dał też swój beat. Może, żeby wypoziomować, żebym nie przegiął to: dam troszeczkę coś od siebie, żeby ci ludzie nie mieli tam takiego szoku, nie? (śmiech)

M.F: Soulpete też nie jest jednorodny, o czym mieliśmy okazję rozmawiać już poprzednio. To co było dla ciebie najmniej komfortowe i najbardziej ryzykowne jeżeli chodzi o tę płytę.

B: Najbardziej ryzykowne? Cała płyta jest ryzykowna. Przed pierwszym singlem teraz, to wszystko było dużym ryzykiem, bo nie było wiadomo jak to zostanie przez ludzi przyjęte. Ludzie z tego co widziałem w komentarzach, pisali że jest duże zaskoczenie ale że jednak zachowałem swój klimat i cząstkę siebie. Nie jest to takie typowe pójście w inną stronę, w innym kierunku, tylko jest zabawa ale nie tracę przy tym siebie i myślę, że mi się to udało i nie miałem jakichś takich niekomfortowych momentów. Wręcz przeciwnie dobrze się bawiłem śpiewając itd. Ja się bardzo zaskoczyłem nagrywając pierwszy numer, że wiesz, ja nie wiem czy zauważyłeś, ale tam nie ma autotune’a. Nie ma nakładanego autotune’a. Nie śpiewam na autotune. Ja się bardzo zaskoczyłem, że ja po prostu zaśpiewałem. Ja się zastanawiałem skąd nagle ja zacząłem aż tak śpiewać jak np. w tym kawałku „Złap mnie”, bo tam typowo śpiewany numer. Gdzie wcześniej, nawet jak próbowałem, to mi to nie wychodziło. Wychodziłem obrażony ze studia. Te numery rzucałem w kąt. Nie powiem, że nie próbowałem kiedyś, ale jakby to nie było takie, nie było na takim poziomie. Nie mówię, że to jest jakiś nieosiągalny dla kogoś poziom, czy mega poziom, ale jednak przekroczyłem jakieś parę schodów wyżej i sam się zaskoczyłem. Zastanawiałem się skąd się to wzięło i wpadłem na pomysł, że po prostu jak zrobiłem prawo jazdy i zacząłem jeździć samochodem i wyć sobie sam w samochodzie te piosenki, to nagle nie wiem może struny głosowe mi ruszyły. Jakoś tam mój głos się przestawił na podśpiewywanie.

M.F: Ja też mam wrażenie, że jak śpiewałem córce kołysanki, to po tym czasie zacząłem śpiewać zdecydowanie lepiej. A, że głównie od tego zasypiała, to rzeczywiście działa, coś w tym może być. I współpraca. Miałeś przy sobie trochę osób, które śpiewać potrafią. Ja zawsze czekam, po tej płycie to już zupełnie będę czekał, na wszystkie twoje współprace z Romą, bo zawsze coś się wyjątkowego tworzy z zetknięcia waszej dwójki.

B: Ten numer wyszedł całkowicie spontanicznie. Z tego co pamiętam, ten numer przygotowywaliśmy dość długo ale wyszedł spontanicznie z tego powodu, że mieliśmy wokale Romy, bo one były u Pelo na dysku. Pelo zaproponował zróbmy taki numer, tylko że on był zupełnie na innym beacie, Roma wyjechała. Miała wyjeżdżać ze Szczecina i to być może mógł być ostatni numer, który razem nagramy. Mówię kurcze, dobra. Ale nie miałem kompletnie pomysłu. Napisałem na początku jakąś taką zwrotkę. Zrobiliśmy beat pod wokal i wyszli nam „Chcesz mnie poznać 2”. Mówię nie! Tak nie może być. Miałem tak naprawdę zamkniętą całą płytę, miałem jechać do Pela po wokale do „Złap mnie”, a że miałem chwilę wolną, to napisałem akurat ten numer. Dobra spróbuje. To jest duże ryzyko z tym zaśpiewaniem, bo nie wiem jak mi to wyjdzie, a miałem zachrypnięty głos, bo to było niedawno po wywiadzie naszym, pojechałem z tym głosem do Pela.

M.F: Dziwne, że cię nie wyrzucił.

B: I się udało. Walka była straszna. Wiesz, ja jak wchodzę do studia to zdarza mi się wejść, nagrać i wyjść. Nie jestem przyzwyczajony, jak muszę więcej niż godzinę w kabinie przesiedzieć. Zaczynam się denerwować, że taki mój… Moja praca tak nie wygląda w studio, że siedzę godzinę.

M.F: Siadam od razu albo nie siadam w ogóle.

B: A tu musieliśmy jednak porzeźbić z tym. Ale z tego co widziałem, jak napisałeś, to bardzo fajnie wyszło. Więc cieszę się.

M.F: Tak. Ja też zacząłem myśleć, czy nie sprawdziłabyś się jako taki ghostwriter wokalistek, z tym co masz do powiedzenia.

B: Mogę się zareklamować. Jeżeli ktoś będzie chętny, to ja mogę spróbować.

M.F: A byłbyś gotów zrobić i przeżyłbyś, gdyby ktoś te twoje – jednak nasączone własnym emocjami, wziętymi nie z dupy, a z tego co przeżyłeś – teksty wykonywał?

B: Zależy jak bym do tego poszedł? Bo, gdybym podszedł, że po prostu pisze tekst dla kogoś to myślę, że spoko. Jeżeli by coś fajnego z tego wyszło. Zresztą ja już kiedyś pisałem dla mojego kolegi teksty. Pamiętam, że się świetnie przy tym bawiliśmy. On był wokalistą. Ja mówię: dobra, dawaj, napiszmy to. Nie chce tu jakieś głupoty palnąć, że to się wydaje jakoś mega łatwe w porównaniu do pisania tekstów rapowych, ale sam układ nawet. Bo piszesz cztery wersy, bridge, refren, bridge i numer gotowy tak naprawdę. Tak mniej więcej to wygląda jak sprawdzam popowe numery. Jednak to nie są dwie szesnastki i refren ósemka. I wiesz, w dwóch szesnastkach, to cały numer zamkniesz. Mógłbym się porwać na to, jeśli ktoś byłby chętny. Nie ma problemu.

M.F: Emocje emocjami, ale zdaje się, że też masz taką umiejętność spojrzenia na twórczość, jak na rzemiosło. Jak na dobry warsztat. Jak słyszałem przed chwilą, jak opisujesz ten schemat utworu, to nie jest tylko tak, że wena spłynie z chmury na Bonsona, po siedmiu butelkach, tylko że jesteś trochę w trybie rapera z krwi i kości, który przychodzi i jest w stanie sieknąć trzy dobre szesnastki i nie rozczulać się nad sobą.

B: Trochę nie do końca, bo te numery pisane były jednak w taki sposób, że ta wena musiała spłynąć. Nie siadłem przy biurku i: dobra, to dziś muszę napisać dwa numery. I fajnie byłoby, żeby były w takim i takim klimacie. Ja bardzo długo kompletnie nie miałem, jakby nie tyle pomysłu, ale chęci do nagrywania. A bardzo chciałem zrobić trochę inną płytę, bardzo chciałem zacząć już robić solówkę. Ale nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Brakowało mi beatów. Brakowało mi pomysłów, samozaparcia, żeby się wziąć w to w końcu, żeby ruszyć. Jak już napisałem trzy numery, a napisałem je w ten sposób, że po prostu wyszedłem zapalić papierosa i nagle mnie coś trafiło, bo sprawdzałem czyjś beat. I nagle pyk. Jest dwanaście wersów w głowie. Nawet nienapisanych, ale już wiem. Albo sama melodia wchodzi. Doszło do mnie, że chyba w ten sposób to zrobię, że nie zrobię tego klasycznie: siadając i pisząc, tylko będę czekał na odpowiedni moment. Piszę i jadę do studia. Bo to też było tak. Napisałem. Już jest trzy godziny chodzenia po domu rapowania i wycia do wszystkich. Nikt się nie może odezwać.

M.F: Tyran.

B: Jest tragedia. Nikt się nie może odezwać i nie daj Boże, że studio będzie zajęte. Nie będę mógł tego dziś zrobić, to tragedia. Ja napisałem numer i wieczorem już siedziałem w studio, u Kuby nagrywałem. Albo też dużo nagrywałem tutaj, w Def Jam’ie w studiu, kiedy przyjechałem miałem już cztery, czy pięć numerów na płytę, byliśmy już w trakcie rozmów na temat wydawnictwa, że się prawdopodobnie dogadamy. Jak zostałem akurat na dobę jeszcze to chłopaki udostępnili mi swoje studio, to trzy numery zrobiłem. Taka czysta zajawka mnie złapała i cyk trzy numery. Później przyjechałem to w dwa dni jeszcze cztery numery nagrałem i tak naprawdę wyjeżdżałem już z prawie gotowa płytą. Nagraną, nie? Zostały aranże i kilku gości, na których jeszcze czekam.

M.F: Czekanie na gości jest piątym elementem.

B: Wiesz co, ale to jest karma za to co ja robiłem. Jest tyle projektów, na które ostatecznie się nie dograłem, albo na które ostatecznie bardzo długo trzeba było czekać. Ostatnim rzutem na taśmę się dograłem. Więc ja po prostu przyjmuje to co los daje i wiem, że teraz pokutuje za to, co ja robiłem.

M.F: Skoro o karmie. To tak przyszło mi przez głowę, co możesz przeżywać, no bo nie byłeś prostym synem. Temat, że przysparzasz matce siwych włosów wraca kolejny raz. A co jeżeli twoja córa będzie taka, że ci siwych włosów będzie przysparzać?

B: Dwie córki! To jest jeszcze gorzej!

M.F: Wiem!

B: Wiesz co staramy się, żeby tak nie było. Wiadomo, że moja mama też się starała. Ja jednak liczę na to, że to są dziewczynki nie? Choć w dzisiejszych czasach to różnie bywa, ale wiesz… Na razie to są bardzo grzeczne dzieci i staram się nie wybiegać tak daleko w przód. Nie narażać sobie głowy z moją psychiką kruchą dość. Jak ja zacznę sobie wkręcać coś, to już w ogóle będzie.

M.F: Absolutnie nie mówię, że muszą się od razu buntować itd.

B: Chyba każdy rodzic musi przejść to. Trzeba się na to nastawić i przygotować, żeby to wszystko było jakoś odpowiednio przejść ten czas, który przyjdzie, a przyjdzie na pewno czas buntu. Będziemy z tym walczyć.

M.F: Mignął mi w internecie gdzieś taki mem, gdzie było pokazane ludzie z lat 90-tych, subkultury, punk, hip hop, emo. I kolejne pokolenie bipolar, autyzm, stany lękowe, depresja. Tylko gdzieś komentarze pod tym, że może dlatego takie są te dzieci, bo tacy byli rodzice.

B: Bardzo prawdopodobne.

M.F: Wiralowo roznosi się tekst o tym, że w ogóle jeśli chodzi o specjalistów, którzy są gotowi pomoc nam z tym co się dzieje w naszych głowach, to Polska jest w ciemnej dupie. Nie ma żadnego sposobu na to, żeby efektywnie dzieciakom i nie tylko dzieciakom pomagać, i może gdzieś też taka funkcja raperów przez to. Że raper teraz jest psychoterapeutą. Ty też pewnie nieraz się tak czujesz.

B: Dla mnie był. Zawsze. Rap formą terapii. Ja dlatego taki rap robię. Stąd moja taka stylówa, moje takie… ja słuchając starych naszych rapowych płyt za dzieciaka, w gimnazjum… Tak, słuchałem rapu w gimnazjum. Robili rap dla gimbusów jakby nie patrzeć. Wszystkie moje doły, jakby ratunku szukałem w rapie. Nie, że ktoś mi powie rób tak, czy tak, tylko ja poprawiałem sobie tym humor i jakby słuchając płyty Pezeta, Eldo, czy coś to uciekałem od swoich smutków i problemów. Dlatego też taki rap robię. Traktuję go jako formę moje wyrzucania z siebie rzeczy – złych zazwyczaj – to po wiadomościach jakie dostaję, po ludziach z którymi rozmawiam po koncertach, to widzę że oni traktują to, tak jak ja kiedyś traktowałem. Bardzo dużo dostaję wiadomości z podziękowaniami, że jednak tak muzyka wpływa na ich życie i im pomaga. Nie traktuję siebie jako jakiegoś terapeutę, ale jeśli dzięki mnie ktoś poczuje się lepiej to jest to świetna sprawa.

M.F: Ja na przykład za sprawą twojej poprzedniej płyty poczułem się zdecydowanie gorzej. Słuchałem sobie jej w pociągu i w pewnym momencie wysłuchałem…

B: BonSoula, czy solówkę?

M.F: Solówkę.

B: A no to tak.

M.F: Nagle zapragnąłem wypić bardzo dużo wódki i pójść do przodu, przed siebie i zedrzeć buty.

B: Są takie płyty, które jednak w tą drugą stronę będą nas pchać. To nie jest spoko, ale trudno, co ja poradzę. Sam pamiętam ile słuchałem jakichś numerów. Ja tak miałem po płycie Małolata „ W pogoni za lepszej jakości życiem”. Po jego płycie, to chciało mi się strasznie złych rzeczy robić. Wlecieć w miasto, dzwonić po dealerach, to była jedna z tych płyt (śmiech)

M.F: Dobrze, że nie kolportować. Do tego też ta płyta mogła namawiać.

B: Trochę tak. Nie było tak, że się wyciszałem i moje smutki odchodziły. Tutaj nie. Budziły się wszystkie demony.

M.F: Pamiętam, jak rozmawiałem z ludźmi z Łodzi o tej płycie Małolata i oni byli cali w szoku, że można o takich rzeczach mówić.

B: No.

M.F: Była raczej omerta w temacie, a tu przyznał się do tego, co można mu było potem wyciągnąć nawet będąc adwokatem.

B: To się zbiegło wtedy, on przecież chyba poszedł do więzienia i był domysł że nagrał płytę i go zamknęli za tą płytę. Pamiętam, że takie głosy też były. Przesiąknięta szczerością ta płyta była. Jednak coś tam miała takiego w sobie.

M.F: Tak. Ale to już raperzy nie są pierwszym pokoleniem melancholijnych, problemowych muzyków, bo też to co było przed nimi było naznaczone takim polskim ciężarem. Chętnie, to znaczy chętnie, sięgałeś przy okazji „Pana śmiecia” po Lady Pank, po „Wciąż bardziej obcy”. Teraz Lady Pank wraca w tytule przynajmniej w „Mała Lady Pank”. Wydaje mi się, że ta muzyka, którą nasiąknęliśmy za dzieciaka, też zrobiła nam swoje w głowy.

B: Cała otoczka tego. Wiesz takie, jakby rockowe życie, które tak naprawdę jest bardzo kuszące. Oprócz tego, że może okazać się dość krótkie, to jednak jest kuszące i może być momentami fajne. Konsekwencje są tego dość ciężkie ale jednak ludzie lubią ryzyko.

M.F: Ja to nigdy nie mogę się nadziwić patrząc na tych emerytowanych rockandrollowców, którzy dożywają sędziwego wieku, żyjąc tak, że już powinni to życie, nawet jakby byli kotami, to powinni…

B: Są zakonserwowani dobrze. Nie takie rzeczy przeżyli. To jest ich już dwunaste życie (śmiech)

M.F: Tak, nawet jakby byli kotami, to już powinni nie żyć. Miałem to poczucie. Ale coś ciągnie raperów do tego motywu i kariery rock and rollowej. Sobota jest tu przykładem. Przykładów jest dużo. On miał nawet płytę, gdzie ten motyw powracał.

B: Bardzo dużo przecież raperów zapowiedziało płyty punkowe, teraz będą robić. Bedoes coś pisał, że będzie robił punkową płytę.

M.F: No tak, na Wac Toja jest punkowy numer. Posłałem go Soulpete’owi.

B: Zawsze był ten romans rapu z rockiem. Beaty często były…. Nawet Almost Famous masz, ale dużo wcześniej bardzo dużo czerpali producenci z gitar. Dość prosto robiło się te beaty – technicznie to nie wiem jak – ale połączenie bębnów i te riffy gitarowe robią robotę jednak. Jeśli można było zrobić taki beat i na nim nawinąć, no to zupełnie inna energia była niż na takiej typowe trueschoolowej.

M.F: Jest coś takiego, że trudno osiągnąć w rapie taką kulminację jak w nagraniu rockowym, czy punkowym.

B: Połączysz nawet bębny dziewięćdziesiątki, dasz do tego mocne riffy, wchodzisz na koncert i masz pozamiatane.

M.F: Gdzieś nie bez znaczenia było, że jak Run DMC robiło to z Rickiem Rubinem, to biali odbiorcy chętniej to kupowali, a białe media chętniej to puszczały. To też musiało mieć swoje znacznie. Ale „Złap mnie”, które na początku rozmowy wynikło nam ma energię zupełnie rockową już.

B: Tak. Wiesz to jest taki remix numeru MGK. Na tyle się zajarałem tym numerem. Mówię: kurcze, tak sobie go zrobię dla jaj. Nawet nie spodziewałem się, że wyjdzie mi coś tak fajnego, i że wielu osobom się on spodoba i będzie on chyba jeszcze większym zaskoczeniem, niż najlepsza rzecz. Bo najlepsza rzecz po prostu zacząłem śpiewać. Ludzie dostali nagle takie puuuuch! Tutaj myślę, że też dość mocno to zaskoczy. Pelo zrobił całą muzykę, która jest… bardzo energiczny numer, tylko wziąć gitary, klip, skaterów, basen i pool party robić. Taki mam cichy plan, że tak to zrobimy. Mam nadzieję, że mi to wyjdzie. Fajnie jest robić takie numery. Ja bardzo lubiłem te stare klipy na Vivie, punk rockowe, te klipy deskorolkowe, Tony’ego Hawk’a. Teraz mogę sobie do tego trochę wrócić i z tego trochę zaczerpnąć.

M.F: A te new metale, Limp Bizkity, Korny, Rage Against the Machine i tak dalej?

B: Limp Bizkit jeszcze tak, pamiętam że w podstawówce mieliśmy mini playback show i z kumplem chyba „Rollin” żeśmy wykonywali. Coś też było, ale chyba nie aż tak. Nie jarałem się.

M.F: Fred Durst jednak był zawsze przypałowcem, co by nie mówić, za tym mikrofonem zwłaszcza. Ale na chwilę skacząc jeszcze do tej energii to chyba zdaje się, że Almost Famous jest taką punkowo-hip hopową płytą. Tak się pozycjonujecie, że to ma być taki z kopa w drzwi. I że powstawało chyba równolegle z tą płytą.

B: Nie powstawało równolegle, bo będzie dopiero powstawać. Powstało kilka numerów, które są takim fundamentem tego co tam będzie. I też będzie się trochę różnic od pierwszej. Pierwsza była taka, jeszcze nie wiedzieliśmy z czym to się je. A teraz ja trochę odpłynąłem, poszerzyłem horyzonty. Otworzyłem drzwi od tej strefy komfortu i powychodziły nam inne numery. Takie typowo hardcorowe. Też miałem w głowie, pisząc jeden numer na pewno, koncerty jakie zagraliśmy z Almost Famous, a to wyglądało. To nie wyglądało jak koncerty BonSoul: śpiewamy, rapujemy, jest fajnie, wszyscy się dobrze bawią. Tylko tam to głośniki trzeba było trzymać, bo mogły spaść na kogoś. Ludzie tam w szał wpadali. Myślę, że jak tak na nich to działało, to zróbmy to jeszcze mocniej. I zróbmy płytę przy numerach, przy których będziemy widzieć, co będzie się działo na koncercie. Nie róbmy płyty typowo koncertowej, róbmy ją po swojemu, ale raju taką energię, żeby od razu sobie wyobrazić co będzie działo się na koncercie, przy tym numerze. Mamy taki numer, że mam nadzieję, że będzie woda lała z sufitu.

M.F: Nie obawiasz się, że niepijący Laikikie1 jest już innym człowiekiem, innym twórcą?

B: Będziemy w studiu. Mamy zamiar zamknąć się, tak jak przy BonSoulu. Mamy zamiar zamknąć się w studiu i nagrać to. Nawet, jak mamy nagrane numery, to nagramy je jeszcze raz, żebyśmy te wszystkie numery zrobili razem, nie? To jest jego wybór. To jest dobry wybór.

M.F: Och, na pewno.

B: Myślę, że przy tym co on nagrywa i pokazał zwrotki, które nagrał na Almost Famous, to w niczym mu to nie przeszkodziło, nawet mu to pomogło. Wyostrzył mu się język.

M.F: Odpukać, absolutnie.

B: Trzeba robić swoje i … Ja wiem, że ekipa jest specyficzna i teraz dla niego to jest dość spore wyzwanie, żeby z nami wytrzymać. Nie wyzwanie, żeby nie zacząć pić, bo raczej wątpię, żeby on się złamał, ale żeby wytrzymać z nami i się nie pokłócić i nie mieć nas dość, nie? (śmiech). To będzie dla niego wyzwanie. Ale co, my jesteśmy przyjaciółmi. Znamy się już jakiś czas. Mocno żeśmy się przywiązali do siebie i nie takie imprezy się kładło i nie takie się jeszcze położy (śmiech).

M.F: To na pewno. Też chcę tu absolutnie odciąć się od tego, że sugeruje że picie alkoholu, czyni cię lepszym artystą, bo tak nie jest. Słyszałem już próbkę twórczości trzeźwego Laikikie1 i podoba mi się bardziej, niż to robił wcześniej. Żeby tu nie wyciągnąć mylnych wniosków. To też jest ciekawe, że taki Bonson w jednej chwili album z Laikikie1, a w drugiej chwili kawałek z Tymkiem. To mnie trochę zaskoczyło-muszę przyznać. A Tymek bardzo fajnie tam usiadł, z tym takim dość swobodnym, wymamrotanym, wokalem na dużym luzie. I fajnie to zagrało. Ale to jest chyba jeden z ostatnich gości, którego bym się spodziewał po twoim albumie.

B: A wiesz co, my z Tymkiem mamy kontakt od bardzo dawna. Jeszcze jak on przyjeżdżał do Stopro, tam mieli tą akcję Stopro, co był w niej Tymek, był Wac Toja, i oni nagrywali te numery i klip do tego i wtedy jakoś się poznaliśmy. Tymek przyjeżdżał do chłopaków ode mnie tatuaże sobie robić, więc też na ten temat rozmawialiśmy często i tak naturalnie nam to wyszło. Nie było jakiejś kalkulacji i spiny. Czy nagle Tymek ma wyświetlenia, to ja się przytulam, bo nigdy tak nie robiłem. Gdyby ktoś mnie o to oskarżył, to by mi przykro było zwyczajnie. Jest to zaskoczenie dla ludzi. Będzie, może być, ale nie było. W moim mniemaniu jakoś naturalnie do tego podeszliśmy. Nawet długo nie trzeba było czekać na tą zwrotkę. Więc fajnie. Dobrze nam się to robiło.

M.F: O to chodzi.

B: O to też chodzi w muzyce. Też otworzyłem się na to i postanowiłem przestać aż tak poważnie żyć tym. Dużo czasu straciłem na bycie zgorzkniałym gościem, który będzie żółć wylewał na wszytko i obarczał wszystkich za swoje niepowodzenia, czy coś. Zacząłem się bawić muzyką. Żeby nie zabrzmiało, że robię jakieś wejście do tego, że zacznę disco polo robić, tłumacząc, że ja się tylko bawię tym. Nie, po prostu troszeczkę inaczej, więcej przyjemności czerpię z tego. Czy robię Almost Famous, czy BonSoul, czy robię swoje rzeczy.

M.F: Jak są koncerty, są dobre recenzje, frustracji jest chyba mniej i bardziej człowiek koncentruje się na tym gdzie jest, a nie gdzie są inni.

B: Tak. Tylko teraz muszę jeszcze ten kanał na YouTube rozhulać. Bo jak wszystko poszło dobrze, to postanowiłem nowy kanał zrobić. Nie może być aż tak dobrze, a YouTube postanowił wymyślić jakąś nową politykę.

M.F: Patrząc na twoją działalność w Def Jam’ie, to może dobrze, że Tytus nie podpisał z tobą żadnej umowy zakładającej prawo pierwokupu tego materiału, bo to chyba fajnie być pod taką marką i w takim towarzystwie w jakim ty w Def Jam’ie jesteś.

B: Fajnie. Bardzo fajnie. Dobrze mu się pracuje. Ja zakładem od początku, że najważniejsze będzie dla mnie, nie zakładanie ile będzie wyświetleń, ile na tym zarobimy, ile sprzedamy, tylko sama praca. Ludzie, którymi jestem otoczony. Ludzie, z którymi współpracuję. jak współpracuję nie mogę nikomu nic zarzucić, naprawdę, bardzo dobrze mi się w tym wypadku robiło tą płytę. Miałem dostęp do studia nieograniczony. Wszystkie moje potrzeby – w miarę sensowne – były ogarniane. Nic tylko robić muzykę. Fajna marka. Fajne rzeczy się zaczynają tam dziać. Nic tylko działać. Mam nadzieję, że ja spełnię oczekiwania i zaraz nie wylecę (śmiech).

M.F: Właśnie! Tu chyba sentymentów jest mniej niż w małych labelach.

B: Musi być z dwóch stron zadowolenie.

M.F: Tak. Tu nikt tego charytatywnie nie robi. A można powiedzieć, że po współpracy BonSoulu z Asfaltem, spodziewaliście się więcej? Czy jest to nadużycie?

B: Zawsze się spodziewasz więcej. Spodziewaliśmy się więcej. Wyszło jak wyszło i tyle. My wracamy do siebie po prostu i będziemy robić swoje. Zobaczymy, kiedy siądziemy do BonSoulu. Mamy fajną bazę. Fajne podstawy, żeby sobie dalej robić. Zmieniliśmy podejście do tego jak pracujemy. Zamkniemy się w studio zrobimy kolejną fajną płytę.

M.F: Z nowymi doświadczeniami, które będzie można wykorzystać.

B: Dokładnie.

M.F: Z nowymi kontaktami. Być może z paroma szlakami przetartymi więcej.

B: Fajnie rozkręciły się koncerty. Dalej jesteśmy w trasie. Kończymy ją 22 lutego. Znowu zagramy jeszcze Warszawę, Wrocław, Poznań, które już się wyprzedają znowu nam. To będzie drugi koncert BonSoulu z tą samą płytą. Fajnie. To też nie jest tak, że będę, że same minusy, że spodziewałem się więcej. Też bardzo dużo zyskaliśmy na współpracy z Asfaltem. Płyta była w sklepach. Ludzie dalej ją kupują. Ruszyły koncerty, na które mieliśmy bardzo dużo sold outów. Wszystkie duże miasta mieliśmy wyprzedane. Fajnie.

M.F: Jako, że tych koncertów grałeś już trochę, masz określone kluby, miasta, gdzie wracasz chętniej? Oczywiście nie zrobię ci tego i nie każę wymienić, żeby cała reszta Polski się wkurwiła (śmiech). Ale jestem ciekawy, czy jakichś wewnętrznych faworytów masz i konkretne koncert pamiętasz szczególnie?

B: Są takie miasta, że dość pewny jadę tam, ale są miasta które mnie zaskoczyły. I na pewno wrócę. Są też miasta, które mnie zaskoczyły i na pewno tam nie wrócę przez jakie czas, albo po prostu będę uważniej patrzył na przedsprzedaż. Ale w tym wypadku, to była fajna trasa. Więcej było pozytywnych zaskoczeń i momentów, niż jakichś tam zawodów. Bo nie ukrywajmy były trasy, że wiatr hulał. Ale to wiadomo. Są rożne przyczyny tego. Teraz było bardzo fajnie. Mamy kontakty z klubami, z organizatorami do których wrócimy. Ja też pokazałem się z trochę innej strony. Nie wchodziłem prosto z melanżu, tylko starałem się fajny zrobić koncert, ludzie mówili, że naprawdę świetnie. To tylko do przodu. Ja cały czas progresuję i mam nadzieję, że jeszcze trochę przede mną. Zaraz będę miał trzydzieste urodziny, więc pewnie w depresję wpadnę, że już dwójka się skończyła z przodu.

M.F: Ja mam tam inną cyfrę (śmiech). I powód do depresji.

B: No tak, ale… Ale ty jednak nie nagrywasz płyt i nie przychodzą młodsi cały czas, żeby cię wygryźć.

M.F: To akurat, gdzieś słuchacz, to że słuchacze się wymieniają co kilka lat odczuwam równie boleśnie. Mam czasem wrażenie mówienia do nich innym językiem, niż oni rozumieją, ale to zawsze tak jest. A jak reagujesz, jak pod swoim nowym singlem czytasz, że flow jest bedoesowe? W intonacjach, w krzyku, nawet obrazek jest trochę może gustawowy.

B: O Obrazek to trzeba pytać Barwińskiego, jest jego wizja. Obrazek jest niby taki, bo wysypisko, o to chodzi. Tam wysypisko. Tu wysypisko. Tylko, że ja miałem już klip na wysypisku z Gruz Braders. Ja nie wiem, czy kilku nie miałem.

M.F: Możesz wynająć na stałe, żeby się opłacało.

B: Albo otworzyć swoje (śmiech).

M.F: To bardzo intratny biznes jest swoją drogą.

B: Ten follow up, którego ja tam użyłem, „mama nie chciała menela”. Mi się wydaje, że bardziej on działa ludziom na wyobraźnie.

M.F: Krzyk na koniec. Na pewno.

B: Ale każdy, kto krzyczy jest Bedoesem?

M.F: Nie. Ale specyficzny jest to krzyk.

B: Może po prostu jest tak zmiksowany, ale to może tak działać po prostu ludziom na wyobraźnie. Nic więcej po za tym follow upem nie miałem na myśli.

M.F: To nie była taka próba sprawdzenia się, przymierzenia nowego garnituru flow?

B: Nie, ja po prostu sobie to napisałem i zarapowałem i podśpiewałem i tyle. Tak to wygląda u mnie. Myślę, że jest tam parę komentarzy i myślę, że jest to spowodowane… Nie wiem, jakby nie było tego follow up, to ciekawe, czy byłoby?

M.F: Byłoby.

B: Czy gdybym do kogoś innego wrzucił follow up, to czy np. by nie nakierowywało… Gdybym followupował Tymka, to czy by mówili: o trochę Tymek.

M.F: Ja w ogóle miałem takie odczucie, że bardziej Bedoesowy jest inny numer na płycie. Nie ten, który został wybrany na singiel, tylko następny na trackliście „Nikt…”

B: „Nikt tu”. To jest naleciałości niemieckich numerów, które słuchałem. Tam troszeczkę klusek miałem w buzi w niektórych wersach.

M.F: Czujesz, że chłoniesz inspiracje. Czy jesteś typem, który musi mniej słuchać, bo przykleja mu się to do flow?

B: Nie.

M.F: To dobrze, bo to sporo osób na to narzeka. Część tym tłumaczy, że nie specjalnie słuchają kolegów po fachu.

B: Każdy słucha przecież. Nie ma tak, że nie słuchają. Każdy słucha. Każdy zna każdą plotkę o każdym i każdą nowinkę.

M.F: To prawda.

B: Ale tak ogólnie, to nie słuchałam nikogo. A kto to jest? Nigdy nie słyszałem. Bardzo dobrze wszyscy się słuchają.

M.F: Lubię wszystkie rozmowy, które tu prowadzę, ale rzeczywiście zdarza się tak, że kiedy kamera jest wyłączana, to trochę inny człowiek się do mnie odzywa, z automatu.

B: Nikt nie słucha. Każdy zna.

M.F: Przypomina mi się też wers Rasmentalism o smutnym raperze, który wchodzi na backstage i jest bardzo wesołym raperem. Jak rozumiem nie jesteś tym typem człowieka?

B: Nie ja nie jestem smutnym raperem, który wchodzi na backstage i jest smutny. Wiadomo, że tego nie można tak kurcze, tak do tego podchodzić. Zobacz na przykładzie Mielzky’ego. Nagrywa wesołe Instagramy, a jednak się okazało że nie jest tak wesoło u niego. Nie zawsze jest tak, że ja wchodzę, wchodzisz na backstage i się uśmiechasz, a nagrywasz smutny numer to znaczy, że kłamiesz.

M.F: Jest dokładnie przeciwnie. Kolesie tacy najweselsi, dusze towarzystwa…

B: Mają wiesz… Robin Williams na przykład też, wiemy jak się skończyło. Zmagał się z depresją.

M.F: Jim Carey, przykładów jest bardzo wiele.

B: To jest bardzo częsta sytuacja. To są zazwyczaj maski. Czasami samemu wracając do domu, po takim melanżu, już w drodze do domu wraca smutny raper. I jakoś tam… Po sobie widzę – ja po prostu lubię towarzystwo. Ja lubię w towarzystwie się odciąć i może stąd takie są moje… Ja jestem bardzo towarzyski, bardzo duszą towarzystwa jestem. Bardzo duszą towarzystwa-ale powiedziałem, zaraz komentarze będą wypisywać: ten analfabeta (śmiech). Uważam, że jestem duszą towarzystwa, nie wchodzę jak mruk gdzieś, tylko jest mnie pełno. Tylko, że później ten wylew endorfin muszę odpokutować.

M.F: To jest częsty scenariusz. Zresztą rozmawialiśmy kiedyś na Mariensztacie, była taka długa rozmowa, gdy mówiłeś o tym, że ty bierzesz trochę czarnych dni, czy tygodni i przekładasz je na płytę. To nie jest tak, że twoje życie to dwanaście miesięcy tego dołu, depresji, walki żeby chciało się wstać.

B: Mam dwie super córki, więc ciężko mi, żeby całe 24 godziny w depresji siedzieć. Jednak mam super powody, dla których się uśmiecham, więc spoko.

M.F: Czy w związku z tempem projektów twoich nie masz takiego poczucia, że możesz trochę przegrzać koniunkturę, że dzieje się za dużo?

B: Mam. Mam takie poczucie, ale problem jest w tym, że ja nie potrafię przestać. I to jest mój problem. Ja nie wiem, co mam zrobić w pewnym momencie. Ja nagrywam, później nie nagrywam. To nie jest tak, że ja siedzę i cały czas móżdżę i nagrywam. Ja w ogóle nie miałem w planach nagrać, a nagrałem i wyszło tak że jestem bardzo zadowolony z tego. Ale nie przygotowywałem się do tego jakoś mega i chciałem zrobić przerwę. Miałem się tylko zająć Almost Famous i zrobić sobie przerwę. Tylko, że nie potrafiłem i nagle wyszło tak, że mrugnąłem trzy razy i płyta. I mówię: kurde i to teraz.

M.F: Część raperów, którzy cię słuchają, szlak ich trafia, bo modlą się…

B: Ich zawsze szlak trafia, jak mnie słuchają (śmiech)

M.F: Taka karma. Wiesz, trochę masz na to wpływ.

B: Ale później patrzą na wyświetlenia i się śmieją. Wyrównuje się.

M.F: Często nie idzie w parze. A czy rzeczywiście jest tak, że najlepsze teksty palisz? Jest taki wers z tego co pamiętam.

B: Chodzi o to, że dużo numerów olałem, albo nie wykorzystałem ich potencjału na tamten moment. To jest też powrót do przeszłości po pewnej historii, gdzie mogłem kuć żelazo póki gorące o zrobiłem sobie trzy lata przerwy. Wiesz, co jest dla niektórych niepojęte. Mogłem trochę więcej zrobić, a jednak traciłem trochę czasu z własnej inicjatywy, wyboru. I to jest o tym, że wiele numerów z tego okresu, kiedy hype był największy i możliwości największe, zaraz po „Pewnej historii”, gdzie dużo raperów zapraszało mnie na swoje numery, gdzie każda wytwórnia była ze mną w kontakcie. To ja te numery wsadziłem to szafy albo je spaliłem. Mniej więcej do tego uderzam.

M.F: Dość seryjnie doświadczysz momentów zwątpienia.

B: Dość tak.

M.F: Dzielisz włos na czworo?

B: Yhmmm. Ale wiesz, no tak mam.

M.F: Gdzieś na początku padło, że jak jest melodia w głowie, jak rzucasz te wersy, to wszyscy muszą być na paluszkach, to boję się pomyśleć jaki jesteś, jak jest przestój. Jest chwila bloku i te wersy nie przychodzą.

B: O tym mówię, że będzie zmęczenie materiału, to nie wiadomo co jest gorsze. Czy moment jak robię, czy jak jestem wypalony, że tak powiem. To już moja żona mogłaby się wypowiedzieć. Ale co jakiś czas ciężkie momenty przechodzimy. Dlatego ja nie potrafię przestać. Strasznie uzależniająco to działa. Ja jestem podatny na rożnego rodzaju uzależnianie się. Jak się w coś już wpieprzę, to jestem w tym po uszy. To samo jest z muzyką. Nie jest tak, że wypuszczam płytę za płytą, z nadzieją: dobra, to teraz będzie ta! Ja po prostu nic innego nie umiem robić. Ja siadam i robię to. To wychodzi samo ze mnie. A jeżeli mam moment, że nie piszę długo, to zaczynam łapać jakieś takie doły. Głupio myślę, a może już to poszło, może już nie umiem, nic nie napiszę? Ktoś mnie zaproszą na płytę, ja próbuję napisać przez miesiąc i nie potrafię. I łapię depresję. To życie w tym trybie: pracy, nagrywania jednak daje mi dużo radości, energii witalnej.

M.F: A jesteś typem, który jak utwór już wyjdzie, to nerwowo sprawdza, jak jest przyjmowany? I napawa się tym odbiorem, tym że ludzie chłoną? Że kawałek rezonuje, czy raczej dystansik? To są dwie szkoły.

B: Sprawdzam przez pierwszy czas. A później zapominam o numerze, już go nie słucham. Ale zazwyczaj to jest spowodowane tym, że bardzo często te numery to single, do których są klipy. A na planie zdjęciowym, dwanaście godzin jak słuchasz numer, to masz go dość. I go nie chcesz słuchać więcej. Stąd też, to oczekiwanie do premiery. Szybkie sprawdzenie wyników, czy nastrojów, opinii, emocji, które towarzyszą numerowi. I rozdział zamknięty. Też tak miałem, pamiętam, w którymś wywiadzie powiedziałem, że tak mam z płytami. Do momentu jak płyta jest w fazie produkcji, jest dużo emocji z tą płytą związanych, oczekiwań. To jest mój błąd, że w momencie, w dniu premiery płyty, odcinałem grubą kreską to. Dobra to etap skończony. Za mną. Czas zabrać się za coś nowego. Zamiast dalej żyć tą płytą. Robić dalej z nią. Ja już o tej płycie zapominałem. Nie miałem potrzeby wracania do niej. A bywały takie, że nawet ich nie chciałem już słychać. Jezus ten numer! Chociaż grałem z nią koncerty. A gdzieś w radiu słyszałem, to: o, Jezus! Weź to wyłącz.

M.F: To jest straszna rzecz, kiedy skończysz materiał, wypadałoby go rozdmuchać, aby nie przepadł, a ty już nie masz na to ochoty zupełnie. Jesteś mentalnie gdzie indziej.

B: To jest błąd, który popełniałem. Nie wiem, czy to jest jakieś podświadomie nie do końca zadowolenie z materiału? Wiesz, że jednak nie stałem do końca za tymi materiałami, czy mimo że w nie wierzyłem, to się okazuje w środku, że nie wiem o tym, że nie wierzę w materiał? Nie wiem, czym to spowodowane. Ale mam nadzieję, że tutaj…. Za BonSoulem teraz nowym, podstawową, jedną z moich ważniejszych płyt, to od „Postanawia umrzeć” już trochę inaczej do tego podchodzę.

M.F: Też masz parę takich hymnów, które do końca świata będę wracać na twojego walla, „Lepiej nie pytać”.

B: „Lepiej nie pytać” to jest…

M.F: Katharsis cały czas.

B: Katharsis. To jest mój ulubiony numer. To jest taki numer, który mogę słuchać bez ani jednej ciarki wstydu. To jest taki numer, do którego wracam i szanuję bardzo mocno. Tak samo mam z „Coś więcej”. Bardzo go lubię. Lubię grać go na koncertach. No „Lepiej nie pytać” lubię grać, bo wiem co się dzieje. Ale „Coś więcej” jest emocjonalnym dla mnie numerem, który bardzo lubię. Bo np. „Postanawiam umrzeć” jest już mniej gram. Zdarza się. A „Pozorów” to też. Ludzie chcą żebym grał pozory, ale ja jakoś rzadko się zdarza. Musze wrócić do niego.

M.F: Masz takie poczucie, że na nowej płycie jest numer tego kalibru, który będzie dla ciebie tak ważny? Czy jeszcze nie? Czy to musi ostygnąć?

B: Po miksie będę widział, jak już będę miał wszytko po całkowitym miksie. Ale nie, kurcze, słucham tej płyty i siedzi mi wszytko. Też nie ma czegoś takiego, że mogłem wymienić ale nie miałem czasu. Nie. Tam jaki by nie był odbiór. Bo wiadomo każdy będzie miał swój numer albo numer, którego nie może słuchać. A mi jako całościowo siedzi to wszystko. I nie mogę się doczekać koncertów z tą płytą. One będą jeszcze inaczej wyglądały, podejrzewam, i bardzo jestem ciekaw jak to będzie wyglądało. Patrzę na to z perspektywy numerów z Romą „Trucizny”, którą gram na koncercie i w miarę śpiewam i jak ludzie to śpiewają. Jak ludzie śpiewają zwrotkę Romy to jest świetne. Nie ma tej zwrotki, a ludzie zaczynają śpiewać. Któregoś razu wracaliśmy z żoną samochodem i tak rozmawialiśmy : z tą nową płytą ciekawe jak to będzie. Ludzie lubią śpiewać. Lubią.

M.F: Pytanie, czy umieją, to jest zawsze…

B: Na koncercie nie musisz umieć. Ważne, że sobie pokrzyczymy.

M.F: To mnie rusza jak patrzę na stadiony angielskie, gdzie kibice naprawdę śpiewają. U nas skandują i drą japę i to jest to przełożenie. wiesz, w naszym wypadku dość bolesne.

B; Tak, ale jednak nie mogę się doczekać jak to będzie wyglądało. Mam nadzieję, że podtrzymamy tą frekwencję z tej trasy, przełożymy ją na następną, moją trasę i super będziemy się przy tym też bawić.

M.F: Podoba mi się ten motyw, który pojawia się w „Zepsutym”. To jest motyw konfrontowania się z prawdą na swój temat. To jest coś, czego potrafisz doświadczyć słuchając już po nagraniu swoich utworów, że zastanawiasz się co to za Bonson się w nich pokazuje?

B: Wiesz co, momentami miałem takie przemyślenia. Przy tej płycie, bo ona tekstowo jest zbliżona do „Postanawia umrzeć”, tak? Tutaj ona mimo, że jest podana w innej formie, to jak wsłuchasz się w te teksty to tam jest dużo o śmierci, o jakichś demonach i przemyśleniach. „Ten zepsuty” to był też tak (pstryk). Siedziałem. Byliśmy w drodze na jakiś koncert. Zatrzymaliśmy się na chwilę przed Łodzią w hotelu. Moja żona była załatwić coś, a ja zostałem sam w hotelu i wyjąłem telefon i to napisałem. Nawet nie widziałem, nie planowałem, nie rozpisałem sobie żadnego tematu. Tylko siadłem i to napisałem. Jechaliśmy w aucie. Zaśpiewałem jej to, zarapowałem to ona też: pieprznięty jesteś, co to za kawałek. Co za rzeczy piszesz w ogóle? Jak to nagrywałem i słuchałem niektórych numerów, to mówię: rzeczywiście, co ja miałem w głowie? W danym momencie co mnie natchnęło, że coś takiego napisałem. Jest kilka wersów takich numerów, które mogą zszokować. „Zepsuty” myślę, że jak ludzie go przesłuchają to może trochę zszokować kogoś treść tam zawarta, rzeczy do których się jakoś tam przyznaje. Nie będę z tego singla robił, bo to byłoby nieuczciwie, słabe zagranie. Na tak mocnym numerze opierać promocje.

M.F: Fajnie, że masz takie skrupuły. Rzadkość.

B: Jednak są ważne rzeczy, które ja robię. Nie wszystkim chcę się aż tak sprzedawać. Jednak nie trzeba robić tak za wszelką cenę. To jest numer, który ktoś sobie odsłucha, to się zastanowi. Takich jak ja jest wielu. To jest to o czym mówiliśmy na początku, że forma terapii dla kogoś. Jednak. Jakaś taka. Dissuje terapeutów, a jestem ja jakby co. Wracając do twojego pytania: tak, miałem czasami takie, że chyba ktoś inny wkradł mi się w głowę. Ten drugi przyszedł i napisał. Przyszedł, napisał, poszedł i mogę wrócić dalej do funkcjonowania dzisiaj.

M.F: Masz to poczucie, że też takie sformułowanie pada na płycie, że: nikt jak ty i już nikt nigdy jak ty?

B: No. Ja mam dni, że mam o sobie bardzo duże mniemanie. A mam dni, że mam dużo zwątpienia w sobie. Ale myślę, że jako artysta jestem świadomy sowich skillsów. Świadomy tego, co umiem. Nie wszytko jest zawsze idealne. Ale nie odmówią mi tego ludzie, że potrafię coś tam zrobić. I mam świadomość, że drugiego takiego jak ja może nie być w rapie. Jednak jestem dość specyficzną osobą. Każdy jest jakiś. Ale ja tak uważam i tyle. Mam do tego pełne prawo.

M.F: Fajnie, że bez zbędnych kurtuazji i tu wszystkich samodeprecjonujących treściach równolegle coś takiego możesz nawinąć. Myślę, że wszystkim nam daje to do myślenia, bo jest to w gruncie rzeczy, abstrahując od całej internetowej beki, inna sprawa że można mieć 40 lat i stwierdzić jak Jędker, że nie masz środków do życia, że wszystko jest pogrzebane, że prosisz się ludzi i potem przeprosić.

B: I to jest smutne. Bardzo smutne i są momenty, że się bałem czegoś takiego, żeby tak się nie skończyło. Nie mówiąc już o Jędkerze. Już dużo wcześniej o tym myślałem, że jednak życie Piotrusia Pana, muzyczka, muzyczka, ale to się kiedyś skończy. I co wtedy? Tego się bardzo bałem i wtedy…

M.F: Ludzie, którzy wzruszali się przy twoich utworach piszą ci dlaczego nie nauczyłeś się drugiego zawodu i dlaczego jesteś niezaradny.

B: Właśnie.

M.F: Jest też i tak. Ironia losu.

B: Do tego się dochodzi z czasem.

M.F: To jeszcze nie jest ta cyfra pierwsza, żebyś się tym martwił.

B: Jeszcze dwa miesiące jest dwójka z przodu, więc jestem małolat.

M.F: To czego byś sobie, już tak na koniec, życzył w takim razie na urodziny? Czy już wszystko masz? Cierpliwości Def Jam’u- to na pewno (śmiech)

B: Wysokiego kontraktu (śmiech).

M.F: Dwanaście płyt.

B: Od razu.

M.F: Nie, to może być przekleństwo. Było bardzo dużo raperów, którzy chcieli się urywać z długich kontaktów. You never know.

B: Nie lubię pytań: czego sobie życzysz? Bo to zawsze jest… Zdrowia. Jak będę w stanie to sam mogę osiągnąć.

M.F: Zdrowia, pieniążków.

B: Wszystkiego najlepszego.

M.F: Dziękuję bardzo. Moim gościem był Bonson. To była Flintesencja

Polecane

Share This