Adi Nowak: „Bliżej mi do żula niż do króla”

Reprezentant SBM Labelu gościem nowego odcinka Flintesencji.


2020.02.10

opublikował:

Adi Nowak: „Bliżej mi do żula niż do króla”

Foto: P. Tarasewicz / CGM.PL

Transfer Adiego Nowaka z Asfaltu do SBM Labelu był jedną z największych niespodzianek na polskiej scenie w 2019 roku. W tym roku do do sklepów ma trafić jego nowy album, ale zanim to się stanie, Adi jest gościem Marcina Flinta w nowym odcinku Flintesencji.

 

 

Marcin Flint: Cześć wszystkim. Flintesencja. Moim gościem jest Adi Nowak. W końcu się udało. Polowałem trochę na niego. Co prawda w innych okolicznościach, teraz przed kamerami CGMu. Dzień dobry!

Adi Nowak: Dzień dobry Marcinie, dzień dobry wszystkim.

M.F: Spotykamy się w okolicznościach fonograficznych, bowiem twoja nowa płyta, jeszcze nie skończona, ale zdaje się że już prawie. Już trochę słyszałem i nie nudziłem się, muszę powiedzieć.

A.N: Rozwiń myśl, bo to chyba nie pytanie było.

M.F: Tak. Rozwijając myśl porównywałem sobie, to co z tego albumu słyszałem z epką, od której zaczynałeś swoją przygodę w fonografii. To już inny facet. Dużo dojrzalszy i gdzieś tam motyw przewodni – relacje damsko-męskie się cały czas przewija, ale już jest właściwie fasadą do tego, żeby powiedzieć -tak mi się wydaje – dużo więcej rzeczy niż kiedyś? Czy jest to słuszne odczucie?

A.N: Na pewno istnieje duży rozdźwięk pomiędzy tą płytą i między stanami umysłu, świadomości dzisiejszego i ówczesnego. Ten materiał mimo, że oscyluje wokół tematów damsko-męskich i właściwie relacji międzyludzkich. Człowiek jakim jestem, robi muzykę dla ludzi, więc i takie sprawy się zawierają na moich płytach. Niezmiennie, bo niezmiennie dla ludzi to robimy. Jest to coraz ciekawiej dojrzalsze. No tak, słusznie zaobserwowałeś. Co więcej mogę powiedzieć?

M.F: Coraz mniej u ciebie potrzeby ubierania tej swojej muzyki w jakieś gatunkowe ramy. Tak mi się wydaje, że jesteś coraz bardziej wyzwolonym artystą, bez przejmowania się hip hopową koncepcją, rapową koncepcją.

A.N: Tak. Bardzo cenię sobie cały ten proces twórczy, jego jakąś unikalność, w którą wierzę głęboko, w której słuszność głęboko wierzę. Jest masa artystów, twórców, których jakaś tam powtarzalność troszkę po uszach kłuje. Jest oczywiście zrozumiała z perspektywy twórcy, gościa który rozumie, że pewne rzeczy muszą się sprzedawać. Który też znajduje pewne analogie przy zwyczajnych produktach z półek sklepowych. Jeżeli lubisz jogurty Danone i dany spam chipsów od producenta, to może cię nie zadowolić jeśli wycofa nagle tej produkt i da ci coś, co nagle ci nie smakuje tak jak tamta paczuszka. Tak bym to przeniósł też na pole rapowe, gdzie muzyka już produktem jest coraz wyraźniejszym. Coraz mniej tej autentyczności tworzenia się przejawia w muzyce, a coraz więcej sklepowych analogii sobie odnajduje i takiego marketingowego myślenia się uczę, a jednocześnie trochę boję, nie lubię i staram się to pogodzić.

M.F: Chyba nie ma większego knebla, niż to marketingowe myślenie, prawda? Coś co odpala ci wewnętrznego autocenzura. Bo jeżeli pisząc utwór myślisz o tym, czy uda się go sprzedać, to siłą rzeczy pewne rzeczy, w tym kawałku podciągniesz pod to, żeby były bardziej atrakcyjne dla szerokiego odbiorcy.

A.N: Tak, a to się kłóci bardzo często na etapie tworzenia, pisania, myślenia co może zaserwować słuchaczowi, w jaki sposób możesz odnaleźć most między tobą, a nim. Mimo, że z pewnych perspektyw tego mostu nie widać. Wydaje się, że perspektywa artysty pozwala ci usiąść na takim… Z jednej strony na takim tronie obserwatora życia, który ma coraz mnie z tym życiem powiedzmy mieszczańskim, społecznym, wspólnego. Z drugiej strony masz wręcz obowiązek funkcjonowania w tym, dlatego nie można się od tego całkowicie odciąć. A, że siła rzeczy, u mnie się to przynajmniej dzieje, bo ja mieszkam na peryferiach mojego miasta Poznania i też coraz mniej uczestniczę w takich rzeczach jak wyjścia na miasto w weekend i coraz mniej to chłonę. Mam swoje zajawki, które  podparte są świadomością, że niewielu być może po takie sięga. Zwłaszcza, gdy chce się sprofilować takiego zbiorowego słuchacza rapu, to wydaje mi się że w ten profil się nie wypisuję. I to jest kolejna rzecz, która prywatnie jest dla mnie spoko, ale nieprywatnie, artystycznie, statystycznie może nie pomagać. Dlatego bardzo fajną zabawą jest bawienie się w łączenie tego i mimo wszytko próby sprostania tym niesprecyzowanym oczekiwaniom słuchacza, które wydawałoby się że może mieć coraz mniej z tobą wspólnego.

M.F: Bo to też prosto jest tego słuchacza generalizować. Odebrać go jako taką jedną masę, a przecież jest to niejednorodny słuchacz. Na pewno wielokrotnie złapałeś się ja tym, że trochę co innego czytasz w internecie i trochę co innego słyszysz gdy ludzie podbijają po koncercie. Dla mnie to jest zawsze szok, jak inne są to opinie. Jak innym językiem podawane. Myślę, że ty jako MC musisz tego doświadczać w formie zwielokrotnionej.

A.N: Tak. Ostatnio o tym myślałem i podziwiałem moich odbiorców. Porównywałem tych, którzy faktycznie nawiązują ze mną kontakty na koncercie, po koncertach i te rozmowy są bardzo… Chciałem brzydko powiedzieć- znośne. Ale są bardzo fajne. Atrakcyjne i odbiegają od mojego wyobrażenia, które serwuje mi internet i sekcja komentarzy w wielu okołorapowych wątkach, pod nimi. I tu faktycznie doświadczam pewnego rozdźwięku, który jest jak najbardziej na plus dla mnie. Tak. Bywałam bardzo zaskoczony. Chciałem zwrócić uwagę na to, że ten ciut rozsądniejszy, bardziej zaintrygowany działaniami jak na przykład moimi, może być pewna dojrzałość. Pozwala mu na dotarcie do mnie podczas koncertu, a nie koniecznie udzielania się  w internecie. To też zaburza postrzeganie słuchacza, które odburza, reguluje się na koncertach. To pozwala mi myśleć o moim słuchaczu bardzo dobrze. Mam bardzo dojrzałych tych ludzi. Nie doświadczyłem w swojej karierze więcej niż pięć razy, żadnego namolnego, natarczywego fana, który by ograniczał, nie szanował mojej przestrzeni. Bardzo sobie to cenię, a jednocześnie odczuwam ekscytacje z wyobrażenia tego jak to będzie jak i tacy ludzie się pojawią, bo trochę wpisuje się to w cel jakim jest osiąganie coraz to lepszych wyników w muzyce, w hip hopie zwłaszcza.

M.F: Właśnie. Stąd pytanie, czy byłbyś gotów oddać tej przestrzeni w zamian za więcej koncertów, więcej wyświetleń? Czy jesteś mentalnie gotowy na taką transakcję? A może właśnie myślisz o tym, jak ją sfinalizować?

A.N: Myślę, że gotowy jestem, ale to perspektywa kogoś kto jeszcze tego nie doświadczył, więc to może mnie całkowicie zmienić, ale na tę chwilę sobie cwaniakuje przed sobą, teraz przed tobą, przed państwem że jestem gotów. Chętnie to na klatę wezmę. Przybywajcie.

M.F: Jest to też spory bagaż do wzięcia na klatę. Też jeśli chodzi o pewne branżowe relacje, czy stawania się częścią większego organizmu. Na płycie przynajmniej parę razy, na nowej płycie, pojawia się motyw twojej alergii na kłamstwo. Ta alergia jest czymś, z czego w wypadku mocno rozbujanej, rozhulanej kariery trzeba się wyleczyć. Bo to jest całe mnóstwo  zgniłych kompromisów i wiele okazji do hipokryzji.

A.N: Tak, teraz się właśnie zastanawiam, czy moja wypowiedziana alergia na kłamstwo, nie jest próbą odnalezienia mostu z tymi, którzy tę alergię faktycznie mają. Z mojej perspektywy pojawia się raczej pełna akceptacja i tolerancja kłamstwa, które mnie bezpośrednio nie dotyczy. Nawet jak dotyczy, to staram się definiować jako: nie mój problem, bo żyje w zgodzie ze sobą i z ludźmi, którymi się otaczam i takie rzeczy miejsca nie mają. Czego nie można powiedzieć o takim podwórku rapowym, jakkolwiek byś nie chciał go zgeneralizować, zaszufladkować, to na pewno tam nutka nie jedna, hipokryzji, kłamstewka się wkrada, dostaje i jest to też skuteczne, wymagane, więc skłania do takiego myślenia: czy może się nie pokusić o taką nieautentyczność? Na tę chwilę bardziej kusi ten drugi biegun i póki to działa jako taki, to będę się tego trzymał, a później może pomyślimy. Choć mam nadzieję, że nigdy nie będzie potrzeby sięgania po to, i że ludzie, którzy wspierają mnie ta tę chwilę czują to, kumają i nie będą łasi na moje tanie zagrywki, a będą z chęcią podchodzi do produktu, który im serwuje, który idziesz serducha, a nie z kalkulacji.

M.F: A w jakim stopniu idzie z kreacji? Jak dosłownie można sobie nakreślić… Ile wniosków odnośnie prawdziwego życia Adiego Nowaka można wyciągnąć z jego tekstów? Czy to jest tak, że pozwalasz sobie na kreacje, czy to jest w stu procentach real talk i to jest twoje życie, ubrane w słowa, bez popuszczenia wodzy fantazji. Jakbyś to opisał?

A.N: Ciężko mi mówić o stuprocentowym real talk, skoro wiele kwestii się dezaktualizuje w procesie tworzenia albumu. Co też skutkuje tym, że pewne treści, wydaje się już naturalnie, gryzą. Treści pisane na album przewijały się przez okres, w którym rozstawiałem się z jedną dziewczyną, poznawałem drugą. Z nią się zszedłem i stąd pewne numery są dyktowane czasami mojej wolności- powiedzmy. Inne – bardzo wiele – dyktuje mój związek, zakochanie się, które jest słyszalne w kilu numerach. Jeden z nich jest zresztą singlem. Jakie było pytanie przypomnij? Chodziło o autentyczność?

M.F: Tak.

A.N: Chciałem zaprzeczyć tej stuprocentowej real talkowości. Staram się, żeby tak było i na dany czas tak też jest. W tych miejscach, w których chcę to robić, ale też jest wiele metafor, miejsca do własnej interpretacji, które sprawiają że słuchacz i tak będzie miał wrażenie, że coś tu się gryzie, coś jest nie tak, coś mnie odpycha, nie będzie chciał się zaangażować w dany tekst, przeczytać na przykład. Co moim zdaniem przybliża go do zrozumienia tego co autor miał na myśli, albo wysnucia własnej interpretacji, która sprawiała dużo frajdy w mojej przeszłości, mojej młodocianej rapozajawkowiczowej młodości. Gdzie faktycznie sprawdzałem tych wszystkich gości, ich teksty, nawet te źle przepisane jeszcze na „tekstowo” nie hulał. I to było bardzo fajne, ciekawe, ale też byłem jednym z tych, którzy się przypierdalali do tego, do tych których twórczość się gryzie, jest niespójna. A z perspektywy czasu, bycia w toku, realizacji siebie, swojego marzonka, widzę że nie jest łatwo zachować pełną spójność, ponieważ życie to dyktuje, a nie twoja kalkulacja, podejście do muzyki , życia, czy jakieś tam rozbieżności osobowościowe. Tylko życie, które raz bywa taki, a raz takie. Raz jesteś smutny, raz wesoły. Raz myślisz tak i nie widzę problemu, żeby to zapisywać i wkomponowywać swoją twórczość. Też jest to piękno, że jesteś w stanie przybrać rożne perspektywy.  Tak jak mówiłem o szukaniu tego mostu z słuchaczem. Słuchacz jest rożny. A nie chcesz trafiać tylko do ludzi, którzy są podobni tobie, a z chęcią też sprawisz przyjemność, powiesz coś fajnego do tego, który jest od ciebie odmienny. I to jest taka magia muzyki, kontaktu z artystą. On może się tobą zajarać, zainspirować, odnaleźć w tobie, w twojej twórczości coś ciekawego. W moim przypadku rap pełni bardzo poważną, pedagogiczno-edukacyjną formę. Jak był jakiś problem, a u mnie w rodzinie było ich pełno,  to uciekałem do pokoju, czy gdziekolwiek, słuchawki na uszy jedne, czy drugi, bardziej czy mniej mądry pan mi wpajał jakiejś rzeczy do głowy, które pełniły taką wychowawczą funkcje i wydaje mi się, że czasy oczywiście się zmieniły, słuchacz oczywiście inaczej, w inny sposób serwuje mu się te wszystkie treści, ale nadal jakaś analogia na pewno występuje pomiędzy młodym mną, a młodym dzisiejszym słuchaczem. Staram się cofać do tych czasów, kiedy to ja chłonąłem te treści w ten sposób i wydaje mi się, że dziś ma to wiele wspólnego jak słuchacz dziś chłonie. Zachęcam do angażowania się w te treści. To jest jakiś urywek mojego światopoglądu, z którym jest mi fajnie. Obserwuje świat, życie, ludzi i wydaje mi się, że nie każdemu z jego własnym światopoglądem musi być fajnie, miło. Może mieć jakieś przekonania, przyzwyczajania, które go blokują, ale jeśli  będzie w stanie się otworzyć na moje przekonania, mój  kawałek światopoglądu, analizę, interpretację i przemyślenie, czy chciałbym coś od tego gościa, który mi tam z telewizora, słuchawki, czy z głośnika do mnie mówi, to można z tego brać naprawdę fajne rzeczy do swoich ja, swoich światopoglądów. Przez takie inspiracje jak kreować właśnie te światopoglądy.

M.F: Ten pomysł, który zarzucasz między sobą a słuchaczem jest trochę jak ten most u Simona & Garfunkela. Most nad wzburzoną wodą. Z jednej strony doceniasz słuchacza, ale z drugiej potrafisz mu wytknąć, że czasem rozkmninia co w tych tekstach się kryje, ale rzadko. A np. przy twoim ekologicznym singlu piszesz dość obcesowo o tym, że ludzie są bardziej skłonni zrobić lachę swojemu ulubionemu raperowi z ładnym logo na ciuchach, niż posprzątać wokół siebie. No to… Myślę, że nie każdy twoi słuchacz kliknął „lubię to”. Ja osobiście lubię to, bo osobiście uważam że zbyt dużo czułości takiego głaskania wzajemnie się ze słuchaczem, zwłaszcza przy rapie, nie jest wskazane.

A.N: Tak. Zwłaszcza przy tej moralizującej treści, która wymagała jakiegoś balansu, który właśnie kawałek, sam kawałek moralizujący, czyli to moralizatorstwo które wydaje się być dalekie słuchaczowi. Znów w jakich sposób go tam generalizując. Trzeba się zbliżyć do niego po przez jakąś taką, chamską bezpośredniość, która troszkę go tam ocenia ale też troszkę tworzy jakieś połączenie, z kimś kto kuma te idee, łączy się ze mną w tym bólu, który postanowiłem z siebie wylać w tej formie. Tyle. Mam nadzieje, że się mylimy, że woli jednak posprzątać niż obciągnąć.

M.F: Trzymamy kciuki za tę wersję wydarzeń. Jasne. Czy nie męczy cię formatowanie cię jako rapera opisującego scenki między nią a nim? Śmieszka? Bo to gdzieś za rym śmiechem jest – nie chce powiedzieć sporo łez, bo to by brzmiało jakbyś był jakimś emo raperem, którym nie jesteś-ale jest sporo treści takich które trzeba trochę porzuć, żeby poczuć ich smak.

A.N: Pijesz do jakiejś konkretnej? Między mną a nim.

M.F: Nie. Pije ogólnie do ubierania cię w ramy takiego ambitniejszego Too Shorta, może tak.

A.N: Nie wiem, też nie jestem specjalne zapoznany z treściami Too Shorta, więc byś musiał mi przybliżyć jego sylwetkę.

M.F: Seks, historie łóżkowe między kobietą a facetem, przez całą karierę. Między wieloma kobietami a jednym facetem. Wieloma facetami, a jedną kobietą. W każdych dozwolonych konfiguracjach. Facet wiesz, rapowane porno. Czasem hard porno, czasem soft porno. U ciebie ten aspekt fizyczności aż tak ważny nie jest ale gdzieś tam jest ryzyko, że ludzie będą patrzeć na twoją twórczość właśnie przez ten pryzmat. Sporo jest takich odniesień, nieustannie.

A.N: Sporo ale to nadal jest bardzo przyziemna tematyka dotycząca – życzę tego tym ludziom – bardzo dużo ilości ludzi, chyba. Przyziemna kwestia. Seks, relacje międzyludzkie, relacje między facetem a kobietą, czy po prostu relacje partnerskie jest to rzecz, z którą – z mojej obserwacji wynika – wiele ludzi może mieć z tym jakiś deficyt, problem. Kurde nie twierdzę, że poruszając się w tej tematyce staje się jakimś terapeutą dla tych, którzy są spragnieni seksu, a go nie mają. Ale jeżeli to wrzuca do głowy, jakąś wczutkę , z którą się identyfikują i myślą sobie: też bym tak chciał , to może być też motywujące. Wiadomo, że to kwestia podejścia. Ktoś powie, że to jest pozbawione smaku, że nie życzy sobie, czegoś tak wulgarnego. Ale wydaje mi się, że zwłaszcza w rapie, w muzyce, która wydaje mi się bezpośrednio traktuje wszelaką tematykę również taką, że jest miejsce również na to w rapie. I jest to coś co jest powiązane z moją real talkowością. Dlaczego więc to miałoby się tam nie znajdywać? Jeżeli by to u mnie nie występowało to nadal mam świadomość, że ludzie po prostu się ruchają. Dlaczego sobie mają o tym sobie nie słychać? Życzyłbym też większej otwartości w tym temacie. Nie wrzucania tego do szufladki „tematów tabu”, a raczej coś co jest człowiekowi niezbędne, uskrzydlające.   Pamiętam… Nie wiem na ile pamiętam, ale ten okres dojrzewania i pierwszych podrywów to było zawsze bardzo budujące i kształtujące twój charakter, twoje ego. Wyobrażam sobie pewne stłamszenie człowieka, który tego nie doświadcza, jednoczenie jest zewsząd tym atakowany. Mam nadzieję, że z mojej strony nikt nie czuje się atakowany, a prędzej może zmotywowany. Wydaje mi się, że jeśli już to jest to wszystko gdzieś tam wybalansowane, zgodne z moim ja, moją kreacją i dawką humoru, którą słuchacz-mój ten dojrzały supersłuchacz, lepszego sortu (śmiech) kuma formę ekspresji moją i potrafi się do niej zdystansować. Jednoczenie być na tyle blisko, żeby nie przegapić najciekawszych, najwartościowszych rzeczy z tej twórczości wynikających. W nią władowanych.

M.F: My mamy chyba jakiś problem narodowy z mówieniem i seksie, bo albo infantylnie albo wulgarnie. Albo po sebiksowemu, albo upupianie. Albo cipka albo pizda. Nic pośrodku. Może twórczość taka jak twoja, gdzie zasób słownictwa jest troszkę większy, niż u konkurencji – delikatnie rzecz ujmując – dystans też jest sporo większy do całej sytuacji, pozwoli gdzieś wpłynąć na to. Może przyczynisz się do większej szczęśliwości społeczeństwa. Nie chce się tu  bawić we Freuda, ale wydaje się, że duża część naszych depresji, obsesji ma gdzieś swoje źródło dalej od głowy niż się powszechnie myśli.

A.N: Jakaś dysfunkcjonalność ma pewnie podłoże w deficytach naturalnej sprawy, jaką są reakcje partnerskie i ten seks. Ja tej książki nie czytałem ale wiem, że jest taka książka jak „Terapia seksem grupowym”, kojarzysz coś takiego? Tam domyślam się, że autor sugeruje zwiększenie częstotliwości jego uprawiania. Pewnie jest to w jakich ciekawy psychologiczny sposób ugryzione. Fajnie, że o tym rozmawiamy bo mi się przypomniało i chętnie coś  takiego sprawdzę. Może się to przyczyni, że tej mojej bezpośredniości w tym temacie będzie jeszcze więcej ale może będzie ona miała jeszcze jakieś faktyczne, psychologiczne podwaliny, które pozwolą mi się przyczynić do tego, żeby społeczeństwo faktycznie było szczęśliwsze. Nie, żeby był to mój jakiś priorytet, ale efekt uboczny, którego się nie wstydzę, a w zasadzie bardzo się cieszę jeżeli mam przeświadczenie, że dany numer coś fajnego zmienia. Fajna sprawa. Nieść przekaz i mieć nadzieję, może nie tyle nadzieję, co otrzymywać feedback, że coś tam się faktycznie zmienia. Ludzie, kochajcie się! Uprawiajcie seks, za obopólną zgodą i będzie fajnie.

M.F: Zostawiając kwestie czysto fizyczne ale pozostając przy kobietach. Wydaje mi się, że wynosząc płeć przeciwną na piedestał  można mieć, analizując ją, można mieć niekończące się źródło inspiracji. To nie będzie jakaś modna teza. O płci myśli się inaczej. Ale wydaje mi się, że kobiety są bardziej emocjonalnie skomplikowanymi istotami niż my. Jak myślisz?

A.N: Ciężko mi to oceniać. Ja często nie rozumiem kobiet. Zauważam wyraźnie różnice w sposobie myślenia, sposobie gospodarowania swoich emocji i tego jak się nimi posługujemy. W moim związku często gryzą się jakieś racjonalności z irracjonalnościami, które też są bardzo inspirujące. Staram się ich nie negować. Uczyć się ich. Żyć z nimi. I tworzyć jak najzdrowszą relację, która przy takich różnicach… O co, przy takich różnicach jakie są między nami, czy w wielu relacjach, ciężko. Ale cieszę się, bo wychodzi to… To zdrowie bardzo często się przejawia. Częściej niż jego jakieś przeciwieństwo. A skomplikowanie kobiet? Nie chciałbym się wypowiadać. Fajnie, żeby w tej naszej dyskusji uczestniczyła też jakaś kobieta, która mogłaby skontrować to co my. Nie chce się poruszać po tym śliskim gruncie. Zwyczajnie to może wynikać z niewiedzy lub nierozumienia perspektywy, której nigdy nam nie przyjdzie zrozumieć z naturalnych względów, odmienności płci. Też często chciałbym, żeby moja kobieta, czy jakakolwiek kobieta czasami wyjaśniła o co jej chodzi, w jakiś sposób i żeby to wszytko było fajne, logiczne. Z wiedzy jaką świat posiada, chyba kobiety myślą inna półkulą, opierają myślenie często na emocjach, niż my. Ale też nie chciałbym tego brać za jakiś superpewnik. Widzę niejednokrotnie po sobie, czy po facetach, że te emocje nimi kierują, wiodą za nos i każdy z nas ma trochę z tej odmiennej płci. Tak też teraz mówi się częściej, żeby kobieta odnajdowała w sobie te męską siłę, a facetowi przyda się – tej przypisanej  kobietom- wrażliwości. Też się staram tego uczyć. Przyswajam ją do siebie. Staje się wrażliwszy, otwarty i co ciekawe, śmieszne, fajne przerzuca się to na muzykę, mi się wydaję. Tak, w zasadzie jest niezbędne w tym, w niej.

M.F: Nie płaczesz za zmierzchem kultury macho i …

A.N: Nie. Jak w ogóle słyszałem numer Borysa z Filipem, to byłem zdumiony, że tak fajne, wpływowe osoby mówią – głównie Filip o tym wspomina-że świetną rzecz włożył do głowy. Jak rozmawialiśmy o tym dobrym wpływie na społeczeństwo, to to jest coś świetnego. Nie uważam żeby przyczyniało się do jakiego zniewieściałości facetów, a bardziej do świadomości swojej wrażliwości i tego że nie trzeba się z nią kryć. Jeżeli jest coś co naturalnie u ciebie występuje i to w sobie dusisz, to prędzej czy później którąś stroną to z ciebie wyjdzie i niekoniecznie tą naturalną, fajną. Może się to przeradzać w jakiś kompleks wobec tego paradygmatu. Tego obrazu męstwa. Zgadzam się, że przez lata został trochę zaburzony podciągnięty ku górze w jakichś tam celach. Teraz czasy sprzyjają, żeby nie kryć się z tym, żyć w zgodzie z tym. Ale to nie znaczy, że musimy chodzić całymi dniami zapłakani. Akceptować to co w nas jest. Tolerować. Dawać się temu prowadzić, wieść, żyć w zgodzie zamiast tłumić w sobie, bo tak dla wspomnień może mieć to dziwne skutki, niepożądane. Co obserwowałem w moim rodzinnym domu wielokrotnie. Obserwuje się to wszędzie, właściwie na każdym kroku. Wydaje mi się, że to tyczy się nieszczerości względem samego siebie, próbom sprostania wymaganiom społeczeństwu i tego co się myśli właśnie na temat generalizowania płci, pod kątem płci, czy jakimkolwiek innym. Co wydaje się bezsensem dla mnie.

M.F: Przyznajesz na płycie, że nie jesteś jednym z najpiękniejszych stworzeń na świecie. Oczywiście nie mi to oceniać (śmiech) Kokietuję. Ale jest tak kwestia, że może jest to błogosławieństwo dlatego że dzięki temu musiałeś uważniej tych dziewczyn słuchać, jak one. Żeby osiągnąć sukces w założonych sobie celach.

A.N: Prawda. Często myślę o swojej przeszłości, o losach ludzkości i o porównaniu tych, którzy mieli tam jakąś łatwiejszą, utorowaną drogę choćby przez  sytuację finansową swojej rodziny. To ułatwienie jest takim utrudnieniem właściwie. Wydaje mi się, że osoba która miała cięższą, bardziej zakręconą ścieżkę, którą musiała sobie pokonać, wyrabia sobie za pośrednictwem swoich działań, dostosowania się do sytuacji, próbach jej ulepszania, polepszania, uczy się bardzo fajnych rzeczy które w dorosłym życiu na pewno procentują. Mi w twórczości też to pomaga. Na pewno kwestia jakiejś walki z niesprawiedliwością losu i jednoczenie dojrzewanie razem z nią, próba przełamania tej niesprawiedliwości. Wydaje mi się, że są dwa kierunki. Jeśli się komuś nie poszczęściło, urodził się w rodzinie nie takiej jak sobie by życzył, powiedzmy niezamożnej. Albo zostanie pochłonięty w to i naznaczy go na całe życie, w taki pejoratywny sposób, i go skieruje na złą ścieżkę. Albo poradzi sobie i doświadczenie radzenia sobie z zastaną sytuacją czynią cię o wiele silniejszym, aniżeli tego, który wszystko dostał na tacy. Też nie można mówić jednoznacznie, że ten który miał ciut łatwiej nie może też tego ciężaru zrozumieć, sprostać jemu. Tu też się kłania ta różnica u rodziców, którzy mają taką możliwość, różnica w daniu komuś rybki a wędki. Sugerowałbym wręczenie wędki. Też jeżeli będę miał kiedyś możliwość wychowania swojego potomstwa to też bliższa jest mi to idea. Gdzieś polecieliśmy…

M.F: Wędka zawsze spoko, ale jak dorzucisz do niej parę rybek to też nie zaszkodzi.

A.N: Właśnie! Pytanie, czy nie zaszkodzi? Nie będzie taką szkodą, szkodą ale może to być szkoda rozpatrywana w ten sposób, że im więcej byś sobie wyszarpał sam w życiu, tym… lepsze jest to, niż ten brak szkody, po prostu. Fajnie jest przekuwać te szkody na korzyść. Ale świat pewnie zna wiele historii ludzi, którzy nie przykuli sobie, nie udało im się przykuć i to wpłynęło niefajnie na ich życie. Dla mnie zawsze to była jakaś taka motywacja i coś co sugerowało : Adi tak nie chcesz żyć! Chcesz trochę inaczej. Popatrz do góry. Poszukaj tam ludzi i tam poznaj autorytet, kogoś inspirującego. On ci wskaże drogę albo trochę nakieruje.

M.F: Człowiek, mam wrażenie, że uczy się wyłącznie na błędach. Co nie znaczy, że na błędach musi się uczyć. Może nie uczyć się nawet na nich. To też jest ta druga strona medalu w tym wszystkim.

A: Fajnie jest się uczyć na kogoś błędach. Nie musieć popełniać tych, które mogą być o wiele bardziej dotkliwe, kiedy nie wyjdzie z tą inicjatywą swojej mądrości i dojrzałości, żeby uczyć się ja błędach ludzkości. Jesteśmy jakimś tam kolektywem jako społeczność Ziemian i mamy pełne prawo do korzystania z wiedzy innych ludzi, którzy też tą wiedzę biorą od innych ludzi, lub też opierają na swoich doświadczeniach. Wspieraj my się. Ciągnijmy się ku górze i będzie chyba wszystko dobrze (śmiech).

M.F: Mówiliśmy przed chwilą o łatwiejszym starcie, trudniejszym starcie. Gdzieś tam w twojej twórczości był motyw tego, że ludzie lubią oceniać cię po powierzchowności. Klasyfikować cię np. jako bananowego MC. tymczasem różnie to bywało. Bywały dni kiedy musiałeś przeżyć za to 50 zł netto, tak?

A.N: No tak… Znowu, gdybyśmy mieli o jakichś stereotypach myśleć…. O to ten gościu, który tam siedzi w jakimś tam czerwono niebiesko żółtym ubiorze… Łatwiej komuś takiemu przypisać łatkę bananowca, który musi mieć bardzo łatwo, bo jest taki kolorowy. Kogoś kto nie jest na tyle otwarty, żeby się przemóc do czegoś, tak trywialnego czym są ubrania. Łatwo kogoś takiego wrzucić w takie wyobrażenie na temat jego, podczas gdy zachęcam do myślenia o ubraniach jako tylko o ubrania, które nie opowiadają historii człowieka, ale są jakieś elementem aktualnego ubioru i niczego więcej. Chociaż wiadomo, że można przypisać jakieś idee szersze, ale jestem od tego daleki. I nauczyłem się, gdzieś z czasem, nie oceniać po okładce. Bardzo fajne hasło, tylko szkoda że pewnie w tak niewielu głowach wybrzmiewające, czego oczywiście życzyłbym nam jako ludziom.

M.F: Ok. Czyli Adi Nowak nadal bardziej żul niż król?

A.N: Prędzej, no. Bardziej. Prędzej to lepsze słowo. No właśnie to są takie skrajności. Ja lubię ze sobą zestawiać skrajności i bawić się jakimiś kontrastami między nimi. Wałkować jakieś smutne rzeczy nawet na wesoło, czy na odwrót. Co słyszałeś. Król, a  żul, to są takie też dwie skrajności, fajnie że się jeszcze rymują, tym milej mi się tym operowało. I jakbym miał na skali takiego wyobrażenia gdzie jest jedno i drugie, to raczej bym powiedział, że żul. Bliżej mi do żula, niż do króla, ale to też może jakieś błędne wyobraźnie na temat królów.

M.F: Zdarzało ci się pójść na kompromis z tym co masz do przekazania, po to żeby się fajnie rymowało? W sensie złożyć coś, co nie do końca wyraża to co chciałeś, dlatego, że fajnie siedzi dublet rymów?

A.N: Tak, tak. Część tej zabawy. Może nie naginam tego w ten sposób, że jest to treść z którą się nie zgadzam totalnie, ale żeby tylko się zrymowało. Ale wiele rzeczy powstaje, ma zarzewie w jakimś tam fajnym zrymowaniu. Niekoniecznie pierwszą, przy tworzeniu płyty czy jakiegoś kawałka, musi być koncepcja wielka. Czasami to ma zarzewie swoje w fajnie zrymowanej frazie, wokół której można budować cały szkielet i potem sobie uzupełniać. U mnie pisanie tekstów wygląda czasami jak układanie klocków z rymów o danej tematyce i tak to się dzieje. Przypomnij pytanie, bo chciałem spuentować jakoś fajnie.

M.F: Pytałem o to, czy gdzieś tam jesteś w stanie….

A.N: A dobra. Nie tyle naginam, co nieraz po prostu coś się fajnie rymuje, więc ma to miejsce w tekście. Ale staram się swoją jakąś mądrością, dojrzałością naginać tą fajność rymu pod potrzebę, a nie na odwrót. Tak.

M.F: Szukałam jakiegoś wspólnego mianownika dla tych nowych kawałków, które słyszałem. Jest już ich całkiem sporo i gdybym miał to ująć w jakimś jednym, mniej lub bardziej chwytliwym zdaniu, to by było to, że to są: gorzkie treści na dość słodkich bitach. Nie wiem, czy się zgodzisz z takim ujęciem tematu. Ale jak by cię bawił właśnie ten kontrast między muzyką, która jest czasem funkująca, miła, bardzo popowa, jeśli chodzi o myślenie o refrenach. A przekazem, gdzie między wersami, między swobodnymi i wesołymi wersami, zdarzają się takie konstatacje ciężkiego kalibru powiedziałbym.

A: No tak. Jest troszkę tak, że w życiu mimo że wiele kwestii naturalnie jakoś tam sobie ewoluuje, to też mają pewne swoje stałe pewne rzeczy, takie jak: seks, pieniądze, ziomki, rodzina, dom, ty, ja. Wszystko w kosmosie się zmienia, ale ma to jakieś swoje tempo, często bardzo wolne. Można wyróżnić kilka stałych dla życia tematów, które w tych tekstach się porusza. Tych ciężkich też jest niemało, zwłaszcza dla rapu. I niejednokrotnie one w tym rapie już były poruszane w taki sposób bezpośredni. Ok, nasłuchałem się tego bardzo dużo i jest to jeden z powodów, dlaczego sam nie chce robić tego w tak bezpośredni sposób. Wiadomo trawię rzeczywistość na swój sposób, dociera ona do mnie w ten bezpośredni powiedzmy sposób, ale gdy pojawia się artyzm, proces twórczy to sobie myślę: no dobra ja słyszałem bardzo dużo smutnych kawałków, gdzie treść jest bezpośrednio wyłożona na ciężkim smutnym pianinie. dlaczego by nie zrobić, nie uchwycić tej stałej która bardzo wolno się zmienia- paradoks, ale rozumiesz… Tą tematykę która była już przewałkowana wiele razy –  jest bardzo bliska życiu, po prostu – nie należy chyba od niej odchodzić, ale z chęcią ją przemiele przez swój filtr, który zaszczepia w mojej muzyce jakąś taką kontrastowość bagażu emocjonalnego, bagażu treści, z kontrastowania tego z formą w jakiej jest włożone. To mi się wydaje już intrygujące, ciekawe. Mam nadzieję jednocześnie, że nie jest to czymś co nie może się wydarzyć w mniemaniu słuchacza, a że będzie go intrygowało tak samo jak mnie. Dlatego się tym bawię. Z moimi wydawcami  rozmawialiśmy sobie na temat takiego numeru jak „Kaktus”…

M.F: Właśnie chciałem do niego nawiązać, że brzmi jak ten kawałek, który przyszło ci napisać najtrudniej. gdzie ta proporcja serio i mniej serio jest bardzo na korzyść serio.

A.N: To może sprawiać w słuchaczu wrażenie, że może nawet się naśmiewam z takiej sytuacji, z tego że to się na świecie dzieje. Ale jest to jakiś wyraz mojego przefiltrowania tej treści, na coś co jest dla mnie milsze w odsłuchu. Zwyczajnie nie chciałbym kojarzyć słuchacza z moimi, z jakimś moim smutkiem. Nigdy nie chciałem też robić z mojej ciężkiej przeszłości jakiejś drabiny ku sukcesowi. A właściwie sobie założyłem,  że tego robić nie będę. A skoro już dojrzałem, dotarłem do punktów, w którym jednak to zrobiłem, to też nie chciałem wprowadzać stanu jakiegoś głębokiego współczucia, co na pewno może zrobić sama treść, jeżeli ktoś sobie przeczyta tekst bez słuchania muzyki. A jak potem odpali tą wesołą gitarkę to troszkę może mu się to pogryźć ale mam nadzieję że też to ich podejście będzie bazowało na pewnej intrydze i wyniesieniu z tego numeru tego co chciałem w to włożyć. To też jest trochę taki numer… jak przy „Halloween” na przykład sugeruje w tej smutnej chwili, trochę więcej dystansu, tolerowania tego co się wydarzyło, akceptacji. Tak samo wiedząc, że takich jak ja jest milion, którzy gdzieś tam się z familią nie doszli do jakiegoś pogodzenia, to mimo wszytko trzeba żyć i swoje robić. Dlatego chciałem w taki optymistyczny sposób naświetlić sytuację, która wydaje mi się że ma miejsce po dziś dzień w wielu domach. I mam nadzieję, że to wpłynie w jakiś sposób motywujący i  Progresywny na społeczeństwo. Tak.

M.F: Z dzisiejszej perspektywy postrzegasz rodzinny dom jako trampolinę, czy jako kotwicę, balast?

A.N: Trampolina. Nawiązując do tego co mówiłem wcześniej, że jeśli ktoś przez to przejdzie, to jest silniejszy tylko. Wiadomo że jakieś tam zrycie beretu może mieć, też jakiś zarzewie w tym miejscu, w którym się wychowałem. Ale jeżeli poradzisz sobie z czymś takim, to z czym możesz sobie już nie poradzić? I życzę takiego podejścia każdemu, kto jest gdzieś tam teraz w cięższej sytuacji. Żeby rozumiał, że jest to wyzwanie, są to kłody rzucane pod nogi, które jak przeskoczysz to… Stary, świetne rzeczy przed tobą. Jeżeli poradzisz sobie z tym. Jednocześnie, co ma cię wtedy jakkolwiek zdeprymować? Co ma być większym bólem w dorosłym życiu, niż to co przeżywałeś w czasach nierozumianej przez siebie jeszcze młodości, sytuacji w jakiej się znalazłeś? Wiesz, jak widzę się z nie sprawiedliwością losu, znaczy bicie.. To bicie fajnie zinterpretować jako walkę, którą trzeba wykonać, jakiś tam lęk, stan któremu trzeba stawić czoła, bo jeśli nie to ugrzęźniesz w tym. Jeśli uda się, to będziesz silny i … ale bym się powtórzył. Koniec. Dobra. Powiedziałem co miałem.

M.F: Niewiele jest stałych w życiu. Na pewno stałą dla rapera nie jest label, ale ciekawi mnie, czy gdzieś tam nie chciałbyś być jak ten Zanetti – całe życie w jednych, klubowych barwach. Czy gdzieś tak sobie kiedyś tego nie wymarzyłeś?

A.N: Nie, nie. Nie wymarzyłam sobie bycia w jednym labelu przez całe życie. Na pewno gdzieś w głowie istnieje wyobrażenie na temat swojego własnego labelu. przejście z jednej fajnej wytwórni do drugiej fajnej wytwórni jest bardzo ciekawe dla mnie. Na pewno uczące. Są to dwa zupełnie odmienne działające labele, o czym świadomości nie miałem będąc jeszcze przed Asfaltem. Myślałem, że to wszystko jest raczej działające podobnie. Na pewnych płaszczyznach owszem, ale na pewnych różnią się bardzo te dwa teamy. Na dziś uważam, że o wiele przydatniejsza jest dla mnie forma funkcjonowania SBM, która jest bardzo rodzinna. Mam tam ekipę raperów, którzy chętnie współdziałają. To jest coś, przysuwa mi na myśl moje czasy młodości, mojego, moich pierwszych działań rapowych, w który chciałem mieć właśnie taką ekipę ziomków, z którymi byśmy nagrywali. I nie dopatrzyłem się kogoś, kto by ze mną rezonował fajnie. A teraz wraca to do mnie w takiej postaci i tu jest fajnie, jest profesjonalnie. Jest wspólna zajawa. Jesteśmy po jakichś tam nagraniach wspólnych w studio i to jest coś, czego chciałem doświadczyć, a z racji tego, że nie doświadczyłem wcześniej, to gdzieś tam wykreowałem siebie, sobie na takiego indywidualistę, aspołecznego introwertyka, który jest zafiksowany na realizacji swojego marzenia, raperskiego ja. Tutaj mój deficyt w takich działaniach się troszkę reguluje. To jest dla mnie bardzo fajne. Nie będę wnikał już w te różnice – może włodarze by sobie nie życzyli, ale na pewno uważam, że to jest bardzo słuszny punkt na mojej drodze. A co do tego zasiąścia tam na dłużej. Jak najbardziej. Jawi się to bardzo kolorowo przyszłościowo i życzymy sobie tego chyba wspólnie, żebym był tam jak najdłużej.

M.F: Pamiętam taki wers, że Tytus wyciągnął rękę jak Michael Jordan w „Space Jam”, zdaje się. To jak rozumiem teraz nikt nie wyciągał ręki jaki Dikembe Mutombo, żeby cię zablokować, nikt ci tej zmiany barw klubowych nie utrudniał.

A.N: Nie. Skończyła się nam umowa na album. Też bardzo mi się podoba… Wytwórnia Tytusa ma urok. Tam jest duża niezależność. On mi niczego dosłownie nie blokował. Mimo, że ja z perspektywy czasu myślę, że no kurwa mógłby. Nagrało mi się kilka takich ciężkich, mniej przystępnych rzeczy, które z perspektywy czasu powiedziałbym: Adi no weź to może… Przemyśl tych kilka kawałków. Robisz jednak muzykę. Wiadomo masz swój świat-co Tytus cenił we mnie-ale też przydałaby mi się ojcowska ręka, która mi powie, że no nie. Trzeba parę rzeczy odsiać, dodać innych, czego na ówcześnie mogłem nie rozumieć. Zresztą przy premierze każdej płyty jestem przekonany, że jest to najlepsza płyta świata, a czas pokazuje co innego. Na pewno nie są to ruchy, których żałuję, ale jak sobie analizuję to byłby inne gdybym mógł teraz się do nich cofnąć. Chciałem powiedzieć, że bardzo cenię niezależność artystyczną u Tytusa, ale jednoczenie też pomyślałem – tak jak teraz sobie myślę o błędach z płyt poprzednich- że być może one by się nie wydarzyły, gdyby ktoś mnie skarcił i powiedział: Adi to musimy odstawić, zrobić coś nowego. Album, który w tej chwili przygotowałem nie ma zbyt wieku odrzutów. Jeśli są, to są one powodowane moją decyzją, ale bardzo chętnie… Mam pewne przekonanie, że gdyby coś tam było słabego to zostanie mi to powiedziane. Nawet kosztem nagięcia Rej artystycznej wolności. Nagięcia, którego właściwie sobie życzę.

M.F: No tak, pamiętam, że np. jak wchodziło „Placebo”, to że nie był to singiel który puściła wytwórnia, tylko że Tytus był cały zajarany tym numerem. Naprawdę w niego wierzył. Pamiętam, że dość intensywnie go promował. Mówił ciepło i o tobie i o Dziarmie. Oczywiście każdy wydawca będzie mówił ciepło o swoim artyście ale tu było widać tę różnicę między mówieniem ciepło oficjalnie, a mówieniem gościa zakazanego tym co usłyszał. To jest chyba coś czego raper potrzebuje też czasem. Taki wiatr w żagle z tej strony. Nie tylko od fanów.

A.N: Tak? A to było też chyba pierwszy i może nawet ostatni raz doświadczyłem faktycznego zajarania się z jego strony. To nie jest tak, że on mnie nie doceniał ale nie raz przyszło mi na myśl, że być może jestem tam fajną ciekawostką, która bardzo pasuje do Asfaltu, która ma swojej historii i ówcześnie, bardzo wielu ciekawych gości, którzy nie generują może największych liczb ale są jacyś. Czego nie można powiedzieć o jakichś tam z innych labelów, na przyjęcie których Tytus by sobie nie pozwolił. Także bardzo dobrze wspominam cały asfaltowy okres, też podejście Tytusa, ale ze względu na jakiś taki wszechobecny dualizm rozpatruje sobie te wszelkie ruchy, przeszłość naszą jako dobrą i jako złą, żeby nie zachwycać się zbyt i żeby krytycznie podejść do tego i wycinać to co najlepsze, żeby w przyszłości tego najlepszego było jeszcze więcej a tego co trzeba skrytykować było ciut mniej, być może.

M.F: To też jest w tej chwili SB Maffija, SBM właściwie, to jest trochę inna bajka niż kiedyś. To nie jest ten label od Beteo – Beteo tam oczywiście wciąż jest – ADMa, TOMBa,  tylko to już jest label kojarzony z Jankiem Rapowanie, z braćmi Kacperczyk, z Matą młodym i błyskotliwym. To wydaje się już być takie miejsce, gdzie nie ma poczucia, że tam nie pasujesz, że będziesz kwiatkiem do kożucha.

A.N: My to widzimy ale sekcja „komentarze” zdaje się czasem mówić co innego. Chyba da się wybaczyć tęsknotę za tymi czasami, kiedy tam jakiś brudniejszy, agresywniejszy rap istniał i się tworzył. Można zauważyć bardzo wyraźną reformę i ewolucję labelu, który skłania się chyba ku takiej dojrzalszej stronie. Traktuje SBM jako fajną płaszczyznę, na której mogę się o wiele bardziej wyżyć niż w Asfalcie. Forma z jakiej zmontowałem ten album pociąga pewne rożne parametry do góry. Jest tam oczywiście większa jakość, dojrzałość ale też większa odwaga do zrobienia czegoś, co jest kontrowersyjne w formie i treści. I to też bardzo cenie u Karola i Mateusza. Tak, ta ewolucja labelu, której częścią jestem, też sprawia, że moja obecność już tak nie zaskakuje ciebie, mnie samego,  ale słuchaczy nadal. Fajną i taką ekscytującą rzeczą jest  przekonywanie ich do siebie. Zmaganie się z tymi różnicami, mniemaniami jakobym tam nie pasował. Dostałem jakiś czas temu w Bielsko Białej na koncercie tego jakiś tam wydźwięk. Zagrałem numer , który nagraliśmy do Kubiego Producenta z White’m. Kiedy poprosiłem o hałas dla White’a, ludzie nie chcieli zrobić hałasu. Mówię: no dalej ludzie! To jest miły, fajny człowiek. I tam się ze mną wręcz kłócili. Trzeba było obrócić to w fajny żarcik. Nie wyszedł z tego kwas, tylko śmieszna wspominka. Ale unaoczniająca mi to, że te różnice i te różnice w podejściu. Jak mi się to wydaje naturalnym punktem na drodze mojego rozwoju, tak ludzie nadal łącząc z labelem, i z tym ruchem jakieś emocje.  Im się to nie mieści w głowie- jak ty możesz coś takiego zrobić? podczas gdy to jest bardzo fajna ekipa. Choćby jak mówimy o White. Zdaje sobie sprawę, jak on się kreuje, jak wygląda w internecie. Ale między tym jak widzę pejoratywnie się wypowiadają na jego temat ludzie, ja tego nie zauważam w rozmowie z nim. To jest tak dobry gościu, że też mi się to gryzie z jego kreacją, ale mam nadzieję, że to dobro, które dostrzegamy my wszyscy w nim na płaszczyźnie relacji ziomek-ziomek, myślę że w muzyce też to będzie coraz bardziej słyszalne. Wydaje mi się, że może mu to bardzo pomóc.

M.F: Mnie też zaskoczył ten kawałek. Może z racji na to, że wasze pisanie jest na dwóch różnych biegunach. Nie chodzi tu już o ocenę w kategoriach: dobre, złe tylko skomplikowania tekstu. Ale fajnie jak się światy przecinają. Lekki zaskoczeniem dla słuchaczy może być, że masz kawałek na bicie The Returners, którzy kojarzą sie z twardym kładzeniem trzech szesnastek na numer ze skreczowanym refrenem, a nie z eksperymentami Adiego Nowaka. Kawałek jest i jakoś nie wydaje mi się, żeby odstawał.

A.N: Od płyty, czy od konwencji?

M.F: Od płyty. Dotychczasowego dorobku.

A: Jednym z założeń tej płyty było… na jakiejś osi czasu coś co można zauważyć jakąś sinusoidalność, zwyczajów, zwyczajów w muzyce, w jakimś tam streetwearze, powrotu do lat 90-tych. Korzystając z tej mody, fali sinusoidalności, która wraca do tamtych czasów też zauważyłem ją w muzyce. Wysypało się dużo VHSowych klipów i też pomyślałem, że fajnie byłoby z tych najnowszych newschool’owych dziejów wyciągnąć to co najfajniejsze i spróbować połączyć z tym co kiedyś było. Z Returners’ami wybrałem sobie taką rzecz. Stwierdziłem, że wrzucenie wstawek autotunowych to będzie coś, czego chłopaki chyba jeszcze nie mieli u siebie. Znowu ta moja wszechtowarzysząca mi myśl, żeby robić coś czego nie było. Pokierowała mnie, żeby chwycić za taką produkcję. Tam też skreczyki Chwiałek położył, znaczy cut’y. Wydaje mi się znów, że jest to jakaś ciekawostka, innowacja i jednocześnie fajny kawałek, który mieliśmy okazje zagrać na kilku koncertach i przyjmuje się świetnie. Nauczenie ludzi refrenu, którego jeszcze nie znają jest to jakaś sztuka. Ale powiedzmy, że refren skomplikowany nie jest wiec jest troszkę łatwiej w tym wypadku. I fajnie zagrać nie jako singiel – ludzie dopytują czy to singiel. Te preodtworzenia koncertowe wybrałem sobie takie czarne koniki, a single dopiero będą. I mam nadzieje, że równie łatwo się nauczą.

M.F: Myślałeś, żeby przeprowadzić się do Warszawy? Żeby mieć bliżej swój nowy label? Studio, w którym pewnie mógłbyś siedzieć ile tylko chcesz. Z takich tylko prozaicznych powodów i może też z tego, że oczywiście, El Poznaniako  ale mimo wszystko nigdy nie odbierałem cię jako część poznańskiej sceny rapowej.

A.N : Tak, myślę o tym coraz częściej, bo byłoby to komfortowe dla mnie. Komfortowe właśnie logistycznie. W tej chwili, jestem w tym w tygodniu w Warszawie, ponieważ mamy właśnie taką objazdówkę wywiady, parę rzeczy takich wytwórnianych, nagrywki. Widzę jakie to jest wygodne w momencie kiedy tutaj jestem i źle myślę o tym, że kurde znowu muszę ruszyć się z mojej strefy komfortu jaką jest Poznań, dom w którym w Poznaniu mieszkam. Tam jest mi miło spoko, fajnie ale z drugiej strony też rozmawiałem o tym z Beteo, też w Poznaniu mieszkał i właśnie rozmawiamy sobie o takim… Nie chcę absolutnie uwłaczać artystycznej części Poznania, ale z perspektywy raperskiej ona jest taka znikoma. Mam nadzieję, że się mylę i że tego posłucha i się do mnie odezwie, ktoś o kim nie wiedziałem i chciałby nawiązać jakąś współpracę ze względu na tę wygodę.  Coraz częściej myślę o tej przeprowadzce do Warszawy. Ale ten słuchający artysta mieszkający w Poznaniu może się odezwie i mnie zakotwiczy jeszcze bardziej w moim domku, rodzinnym Poznaniu. Odzywajcie się.

M.F: Na sam koniec. Czego brakuje jeszcze twojej płycie żeby postawić kropkę nad i. Bo tak naprawdę nie wiem ile procent słyszałem. Kawałków jest sporo, ale rzeczywiście chyba jeszcze jakiejś klamry, czegoś dotykającego nawias brakuje. Rozmawialiśmy trochę o tym.

A: Brakuje mojej kompromisowości, do której staram się właśnie przełamać i staram się pójść na ten kompromis z słuchaczem, który wydaje mi się – w moim wyobrażeniu- chciałby posłuchać czegoś ciut agresywniejszego, czego do tej pory na tym albumie brakuje. Co jest całkowicie spójne z tym jak żyję, jak egzystuje, jak myślę i tam wszystko jest bardzo naturalne, ale czuję zapotrzebowanie na coś żwawszego, szybszego, agresywniejszego, bardziej hiciarskiego. W tej chwili jestem w takim etapie przełamywania się, przygotowania do kompromisu, tak żebym ja był z tego zadowolony. Innej sytuacji sobie nie wyobrażam. Życzę sobie jakiego boskiego daru, przekazu który pozwoli mi zrobić w sposób w jaki chce a nie tylko w taki jak ludzie chcą. Mam nadzieje, że uda się to pogodzić tak jak w przypadku „Placebo” nam się udało. Działamy. Będę myślał i będzie to numer, który album domknie o pozwoli być przystępniejszym dla kogoś kto jest rządny tego mięcha na singlu.

M.F: Może to jakieś prężenie muskułów z towarzyszami z SBMu. Napiszesz ósemkę, reszta napisze po ósemce i będzie dobra koncertowa petarda?

A.N: Moja indywidualność nie pozwala mi jeszcze tak ważnej kwestii powierzyć miłym kolegom, ale ….

M.F: ok.

A.N: Sam rozumiesz. Ja nie gram na przykład z Hypeman’em bo uważam że zabierałby mi tlen na scenie i mój splendor, który sobie wypracowałem. Analogie wobec singla też bym przerzucił na singiel, który chciałbym w dużej mierze stworzyć sam, być odpowiedzialny całkowicie za treść i wykonanie zwrotek. A być może sięgniemy po jakiego wokalistę, wokalistkę która w miły sposób uzupełni to. Tej odmienności, choćby barwy głosu, której słuchacz potrzebuje na albumie może nadal brakuje – nie mi ale może ludziom. Jestem w procesie kierowania się w stronę kompromisu. Poczekajmy na to.

M.F: Tak. Zwłaszcza że facet, który ze zrozumienia kobiet zrobił swój znak rozpoznawczy na polu artystycznym, współpracujący z kobietą właśnie, może byłby czymś naturalnym. Może właśnie tą kropką nad i.

A.N: tak. To jest inna forma współpracy. Jak piszesz jeszcze tekst dla kogoś. A jeszcze jak pracujesz z kimś w studio. Miałem kilka przepraw w płcią przeciwną.

M.F: Ale drętwe jest to określenie same w sobie- płeć przeciwna. Takie konfrontacyjne. Bleee. Ale przepraszam, dygresja.

A.N: Kobiety możemy mówić?

M.F: Spokojnie, sam tego użyłem, no offence.

A.N: Jest to inna forma współpracy. Zawsze staram się żeby numer który robię z tym kimś był autentyczny i szedł w zgodzie z tą osobą. Tak jak to robiliśmy z Zuzą Niedzielską, Dianką, Dziarmą. To  wydaje mi się takie bardzo spójne z nimi. To wszytko było poparte rozmowami w studiu, jakimiś spotkaniami, poznawaniem, szukaniem punktów inspiracji, żeby osoba która ze mną występuje jest skazana… na odtworzenie mojego tekstu, żeby nie czuła się skazana właśnie. Żeby czuła: wow, też bym chciała coś takiego napisać, fajnie że ty to dla mnie zrobiłeś. Jestem na to otwarty. Szukam cały czas tej ścieżki. Jak tylko ją znajdę… Inaczej. Sformalizowanie, sfinalizowanie tego singla będzie znakiem, że znów to się udało i sprostaliśmy temu zadaniu.

M.F: Ok to czekam już na płytę zamkniętą, w całości. Moim gościem był Adi Nowak. To była Flintesencja. Dziękuję bardzo.

A.N: Dziękuję. Pozdrawiam. Cześć.

 

 

 

Polecane