fot. mat. pras.
Próżno szukać w polskim mainstreamie artystki, która tak często zmieniałaby swoje muzyczne oblicza. Po rozwiązaniu O.N.A. mieliśmy już Agnieszkę Chylińską w wersji niemal metalowej, tanecznej czy poprockowej. Dziś stawia na vintage i wypada w tej konwencji tak autentycznie, że mimo ewidentnej mody na takie granie, trudno posądzać ją o koniunkturalizm.
Okładka „Never Ending Sorry” (swoją drogą kapitalna gra słów i jeśli tylko przyznawano by nagrody za tytuł roku, mielibyśmy mocnego faworyta) przypomina zaginiony plakat promujący serial „Zmiennicy”. Klimat oldschoolowej polskiej telewizji można poczuć także w odrobinę retrofuturystycznym pierwszym singlu „Jest nas więcej”. Zadziorny głos Chylińskiej ciekawie koresponduje z nerwowo pulsującą warstwą muzyczną. Gitarzysta Maciej Mąka od pierwszych dźwięków zaznacza tutaj swoją obecność, by pod koniec przejąć utwór idealnie wpasowaną partią solową. Podobnych zagrywek jest tutaj więcej, choćby w „Zranionym dziecku” czy „Balu”.
Koncertujący z Chylińską od lat Mąka jest kluczową postacią dla „Never Ending Sorry”. Agnieszka po latach współpracy z Bartkiem Królikiem i Markiem Piotrowskim zdecydowała się na zmiany i to właśnie jemu powierzyła rolę producenta swojej nowej płyty. Artyści wspólnie z towarzyszącymi im muzykami – Rafałem Stępniem, Oskarem Podolskim i Błażejem Chochorowskim – zadbali o organiczne, analogowe brzmienie. Choć album jest spójny pod względem klimatu, trudno nazwać go jednolitym gatunkowo. I tak w „Kochaj ją” słyszymy country, „Jesienny spleen” to dawka soczystego bluesa z natchnioną gitarową solówką w połowie, a niespełna dwuminutowy „Bal” imponuje hardrockową, iście zeppelinową energią. Kolejne piosenki przynoszą elementy białego soulu, rhythm’n’bluesa czy knajpianego rock’n’rolla. Na tle całości wyróżnia się osadzony w latach 90., niepokojąco rozwijający się i prowadzący do niemal shoegaze’owego finału „Ja ci wszystko dam”. Poruszający, autobiograficzny tekst o emocjonalnych niedostatkach wyniesionych z domu i trudach dorosłego życia, w tym o chorobie swoich dzieci czyni ten utwór najsilniej oddziałującym na całej płycie.
Podstawowym wyróżnikiem „Never Ending Sorry” w kontekście dyskografii Agnieszki Chylińskiej jest lekkość. Każda z jej dotychczasowych płyta była mniejszym lub większym prężeniem muskułów, próbą udowodnienia swojej wartości. Tym razem wreszcie wyszło w pełni naturalnie. Piosenki po prostu płyną, mówiąc same za siebie. To wzmacnia siłę rażenia tekstów, będących słodko-gorzkimi zwierzeniami i refleksjami artystki.
Następczyni „Pink Punk” sprzed czterech lat jest przede wszystkim pełną klasy celebracją muzyki i kolejnym dowodem na to, że mimo trzydziestoletniego scenicznego stażu wokalistka nadal jest w stanie odkryć się na nowo. Choć z drugiej strony kto jak kto, ale Chylińska nie musi już nikomu niczego udowadniać.
Maciek Kancerek
Ocena: 4/5
Agnieszka Chylińska – „Never Ending Sorry” (Top Management Agencja Artystyczna, Sony Music Entertainment Poland)