WARSZAFSKI DESZCZ – „Powrócifszy…”

Dekada - dokładnie tyle minęło od premiery pierwszego i ostatniego zarazem oficjalnego albumu Warszafskiego Deszczu

2009.06.14

opublikował:


WARSZAFSKI DESZCZ – „Powrócifszy…”

„Nastukafszy było przełomowe nie tylko dla całej polskiej sceny hip-hopowej, ale również dla jego autorów. Tede i Numer Raz poróżnili się od tamtego czasu w wielu kwestiach, nie tylko muzycznych. Na swoim pierwszym od dziesięciu lat wspólnym krążku nie ukrywają, że czas ich zmienił. To zadziwiające, ale pomimo tego nagrali materiał jakby żywcem wyjęty z lat 90. Jak to możliwe?

Po pierwsze, zadziałała znowu chemia. Trudno znaleźć na rodzimej scenie drugi tak idealnie uzupełniający się duet. Nawet jeśli w solowych poczynaniach panowie radzą sobie różnie (choć ich samodzielne kawałki na tej płycie są akurat bardzo dobre), to tutaj słucha ich się od początku do końca z niekłamaną przyjemnością. Można ponarzekać na wkradającą się pod koniec tematyczną nudę (o tym za chwilę) i brak większej ilości featuringów, ale prawda jest taka, że dynamiczne, króciutkie wejścia Tedego i Numera zrobiły swoje. Nie uświadczysz tu technicznych fajerwerków i giętkiej jak guma nawijki, ale takiej zajawki i radości z tworzenia ze świecą szukać w wielu współczesnych produkcjach.

Po drugie, teksty. Panowie wybrali takie tematy, aby niezauważalne były ich obecne życiowe różnice, lecz by powstał materiał uniwersalny, lekki i bliski każdemu z twórców. Taki zabieg ma swoje plusy – „Kolejny rajd (tu i tam), „Leniwy dzień czy „Czuje się lepiej mają szansę stać się letnimi hymnami afirmującymi beztroskie życie, a „Już od 99 płynę, „Tak się robi hip-hop lub „Weź to kurwa pogłośnij powinny zrobić furorę na koncertach. Choć TDF i Numer Raz to goście po trzydziestce, to udało im się oddać klimat młodzieńczych lat. Mimo wszystko prosiłoby się też o trochę treści. Słuchając płyty na słuchawkach człowiek nie tylko buja głową, ale też stara się wyłapać ciekawe wersy, trafne obserwacje. Tymczasem tu można je policzyć na palcach jednej ręki, przede wszystkim w numerach wspominkowych. W większości  jednak jesteśmy zalewani nic nie wnoszącymi ogólnikami.

Po trzecie, beaty. Nie da się ukryć, że działka muzyczna trafiła w ręce odpowiednich ludzi. Kixnare, O.S.T.R., Erio, Luxon oraz Sir Michu (moje osobiste odkrycie tej płyty, rewelacja) doskonale wiedzą, jakie sample rzucić na gruby bas i mocną perkusję, by brzmiało to esencjonalnie, a zarazem stylowo. W większości jest bardzo nowojorsko, ale przecież od każdej reguły jest wyjątek. Tych wyjątków jest tutaj kilka. „WuWuA na produkcji Mateo to leniwy, upalny kawałek z wbijającą się w głowę, funkową gitarą w tle. Podkład do „Kolejnego rajdu mógłby znaleźć się równie dobrze na którejś z pierwszych solowych płyt Willa Smitha – to piękny numer ze oldschoolowym vibem. Jest jeszcze „Czuje się lepiej, brzmiący jakby wyszedł spod ręki Kanye`go Westa (wokalny, przyspieszony sampel…).

„Powrócifszy… to doskonała lekcja z hip-hopu dla młodszych, noszących się w PLNach fanów Tedego. Może wreszcie zrozumieją, że ich idol to nie tylko „Blask i „Klaszcz. Starsi słuchacze, którzy zaczęli słuchać go jeszcze w latach 90., docenią ten krążek pewnie dwa razy bardziej. A każdy, kto nie mieści się w powyższych dwóch kategoriach, posłucha po prostu dobrego, zajawkowego rapu. Chcecie czy nie, Warszafski Deszcz znowu pada.

Polecane