foto: mat. pras.
Nowy album Petera i spółki, i nowi udziałowcy przedsiębiorstwa. Album nagrany niemalże z marszu, po zebraniu nowego składu, był największym testem dla bardzo ważnej postaci każdego metalowego bandu, bębniarza. Pavulon zwany też Paulem, jest najmniej doświadczonym muzykiem tej inkarnacji Vadera. A tylko on uczestniczył w sesji „Necropolis”, poza Generałem. Czy zdał egzamin?
Pierwsze kilkanaście sekund otwierającego nowy album „Devillize” zmusza do sprawdzenia, czy jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności płyta nie wymaszerowała z odtwarzacza, nie otworzyła sobie szuflady z kasetami, zamieniła się z demówką „Necrolust” sprzed dwudziestu lat, naprawiła magnetofon, po drodze zremiksowała się i zabrzmiała o niebo lepiej, ale z takim samym młodzieńczym żarem, jak pod koniec lat osiemdziesiątych!
Nie jestem zbyt sentymentalny, ale ten zabieg na mnie zadziałał. Współczesne brzmienie „Necropolis” w koalicji z rozwiązaniami aranżacyjnymi sprzed dwóch dekad robią piorunujące wrażenie. To oczywiście nadal death metal. Momentami ekstremalny. „Blast” czy „Anger” spokojnie możemy wpisać w poczet najszybszych numerów napisanych kiedykolwiek przez Petera! Ale jest też tyle zwolnień, chwytliwych melodii, średnich temp i nieśpiesznych spacerów po gryfach w gitarowych solówkach, że… utwory z „Morbid Reich” zaczynają brzmieć jak odrzuty z „Necropolis”. A w ogóle to wszystko, choć vaderowe jak niepodrabialne brzmienie rana Petera, na odległość śmierdzi Slayerem – i bardzo dobrze! Zwolnienie w „Rise Of The Undead”, z piskiem gitar i miarowym „odliczaniem” po beczkach, musi przywieść na myśl „Raining Blood”, tak jak zabawy z rozłożeniem wioseł w obu kanałach, następujące chwilę później. Ale już blasty, przed i po tym fragmencie, zlepione z tremolowym solo, utwierdzają w przekonaniu, że to tylko Vader bawi się konwencjami. Miesza thrash i death metal, jak w czasach, kiedy pierwszy był najbrutalniejszym gatunkiem metalu, a drugi dopiero wykluwał się w chorym umyśle Trey’a Azagthoth’a.
Jedyna gwiazdka z oceny, odebrana nowemu dziełu Vadera, to efekt niezrozumienia pomysłów na takie utwory jak „The Seal” (swoją drogą, przypominający intro „The Seventh Seal”… Van Halen!), „Summoning The Futura” (nie przypominający niczego) i trzyminutową ciszę przed zakończeniem „When The Sun Drowns In Dark”. Ale ja generalnie słabo trybię.
Za to najcelniej trafiać będą do takich zakutych, metalowych łbów zagrane w tempie marszu piechurów feldmarszałka Georga von Küchlera, „Impure”, czy jeszcze wolniejszy i bardziej klasycznie metalowy „When The Sun Drowns In Dark”. Jeśli dodać, że bonusami na wydaniu japońskim będą covery „Fight Fire with Fire” Metalliki, z udziałem Maćka Taffa z Rootwater, i „Black Metal” Venomu z wokalistą Hermh, Bartkiem Krysiukiem, to warto się zastanowić, czy ten album nie powinien nosić tytułu „Time Machine”…
Obecny skład Vadera to Piotr „Peter” Wiwczarek – oczywiście (wokal i gitara), Wacław „Vogg” Kiełtyka – gitara (Decapitated/ Lux Occulta/ Sceptic), Tomasz „Reyash” Rejek – bas (Profanum/ Witchmaster/ Christ Agony/ Incantation/ Supreme Lord) i Paweł „Paul” Jaroszewicz – perkusja (Soul Snatcher/ Crionics/ Interior/ Hell-Born, grał też na ostatnim albumie Rootwater, „Visionism”). Album „Necropolis” nagrali Peter (gitary, bas, wokale) i Paul (perkusja).