Trochę chillu, trochę drillu, sto procent Palucha w Paluchu – Andrzej Cała recenzuje „Nadciśnienie”

Ponad dekadę od pierwszego oficjalnego albumu, Paluch to już żywa instytucja polskiej sceny.

2020.12.15

opublikował:


Trochę chillu, trochę drillu, sto procent Palucha w Paluchu – Andrzej Cała recenzuje „Nadciśnienie”

Setki tysięcy sprzedanych płyt, setki wyprzedanych koncertów, prężnie działająca wytwórnia, kilku wypromowanych pod jego skrzydłami młodziaków. To bardzo fajna pozycja wyjściowa, gdy wchodzisz do studia, zgoda?

“Dziś mam chill nawet bez łychy i lodu /
Dziś mam chill, chociaż piorą banie wciąż /
Dziś mam chill, mordo, z gadką daj mi spokój /
Dziś mam chill, proszę, byczku, schowaj broń”.

Paluch nie musi się już z nikim ścigać, przepychać pięściami po cokolwiek. To słychać w bardzo fajnym, rozkminkowym “120 na 80”, to słychać w wielu momentach “Nadciśnienia”. Łatwo go zrozumieć, bo przecież każdy w swoim życiu dąży do chwili, gdy wyszarpie sobie pracą i pasją w jednym “hajlajf”.

Koszta? Oczywiście są i o nich poznański raper też mówi bez ogródek. Chodzi oczywiście o towarzystwo tych, którzy zawsze z największą przyjemnością podłączą się do towarzystwa gwiazdy. Gwiazda ma pieniądze, możliwości, popularność, ale i coraz mniej życia prywatnego. Jeśli każdy z nas czasem narzeka na to, że współcześnie bardzo trudno zachować anonimowość, odciąć od świata, co ma powiedzieć taki Paluch? A że “jakie życie, taki rap”, trochę o tych cieniach na płycie również słyszymy.

„Ziomek ja często byłem zdradzany za banknot (proste) /
Nie było w tym żadnej miłości to zwykłe rapowe bagno (zawsze) /
Biznes sprawia że słowa niektórych jak kurwa /
I możesz być dla nich jak matka /
I tak będzie chciał cię wyruchać /
Nie liczę na wiele od ludzi długie liczenie mnie nudzi”

Głośno było, jest i będzie o numerze “Części zamienne”, w którym gospodarz wytacza potężnie działa. To mocny kawałek, a czy wycelowany w Szpaka, to już wiedzą tylko zainteresowani. Nas – słuchaczy – najbardziej powinno interesować, że słucha się tego z uwagą, że jest zarapowane jak trzeba.

“Nadciśnienie” nie przynosi summa summarum żadnej rewolucji, nie stawia Palucha w jakimś nowym świetle, a po bardzo mocnym początku stanowczo za szybko zwalnia. Da się odczuć, że raper ma więcej niż wcześniej ochoty na zabawę, nie ma oporów przed wprowadzaniem kolejnych domieszek brzmienia z Wysp. I świetnie.

Rzuca się w oczy mała liczba gości, wprost przeciwnie rzecz ma się z producentami. Tych mamy, w różnych konfiguracjach, ponad dziesięciu, ale nie sposób stwierdzić, by uczyniło to album rozstrzelonym stylistycznie w odrzucający sposób. Zresztą, piszemy o płycie faceta mającego naprawdę bardzo dobre ucho do bitów i “Nadciśnienie” tylko to potwierdza.

Najlepszym bangerem na płycie są “Cztery kostki Lodu”, numerem najmocniej odbiegającym od oczekiwań “Czwarta kawa” z Włodim i Gedzem, gdzie suma talentów wszystkich się udzielających, nie równa się – niestety – końcowej jakości. A największą niespodzianką to, jak szybko się płyta kończy, po tym, jak przyspiesza wraz z “Częściami zamiennymi”. Chciałoby się więcej, czego nie odczuwałem w przypadku albumów Palucha od “Ostatniego krzyku osiedla”.

Ocena: 3,5 / 5
Tekst: Andrzej Cała

Polecane