Nie jest nowiną, że warszawskiemu raperowi od dawna bliżej jest do sylwetki gwiazdora z Nowego Jorku niż członka Płomienia 81. Podobnie jak na trzecim „Blueprint” Jay oczyszcza amerykańską scenę z wszędobylskiego efektu auto-tune, tak i TDF stara się na swoim „Notesie 2” rozliczyć z rzeczywistością. Nie tylko tą hip-hopową. Dostaje się także nieodpowiedzialnym, młodym matkom, puszczalskim dziewczynom i ich sponsorom, lokalnym cwaniakom, no i polskiemu przemysłowi muzycznemu, który Tede zna od podszewki. Nie jest więc grzecznie. Materiał jest w większości bezkompromisowy, jadowity i bezczelny – takie wersy jak: „fajne masz tipsy, naprawdę super / szczere pytanie – jak podcierasz dupę?” zostają w głowie na długo.
Właściwie każdy znajdzie tu coś dla siebie – oprócz zadziornego Tedego jest jeszcze dobrze znany imprezowy Tede („Cipy Cipy Łaaał”, „Pali się dach”), refleksyjny Tede („Powiedz to jej”, „Kawałki tych snów”) i konceptualny Tede („Opole Parano”, „Zollkontrolle”, „Gdzie jest pilot?”, „Follow up”). Bez względu na wszechstronność warszawskiego weterana, czuć jednak, że materiał powstawał szybko. Za szybko. Na bardzo nierówny warsztat techniczny TDF’a trafiają często wersy niepotrzebne, czerstwe, które w mig psują dobre wrażenie pozostawione po krwistych obserwacjach.
Dużo dzieje się od strony muzycznej. Ryzykowny zabieg powierzenia w całości dwupłytowego albumu raczkującemu dopiero na legalnej scenie Sir Michowi opłacił się. Już na Warszafskim Deszczu ten producent pokazał się z dobrej, uniwersalnej strony, odpowiadając za dwa numery. Tutaj również unika szufladkowania. „Pali się dach” lub „X” mógłby równie dobrze stworzyć ktoś aspirujący do miana nadwornego beatmakera ekipy 50 Centa, G-Unit. „Follow-up”, „Suchy konar” i „Gdzie jest pilot?” niosą ze sobą mnóstwo funkowej, staroszkolnej energii. „Zollkontrolle” i „Mama mija” są z kolei zbudowane na surowej, garażowej perkusji i oszczędnej melodii. Mamy jeszcze „Kawałki tych snów” i „Powiedz to jej” – bity skrojone idealnie pod takiego Commona lub Taliba Kweliego. Przykłady można jeszcze długo mnożyć. Szkoda jedynie, że zabrakło w tym wszystkim własnego, bliżej nieokreślonego pierwiastka, który pozwoliłby nam natychmiast rozpoznać autora podkładu. Sir Michu ma warsztat, pomysły, ale nie ma jeszcze swojego stylu.
Patrząc na okładkę, adnotację „zero hip-hopowych gości”, autorów (klasyczny duet raper i producent) i wypuszczony przed premierą „promomix”, mieliśmy prawo liczyć na coś epickiego. Co prawda ostatecznie „Note2” epicki nie jest, ale to i tak najlepsza płyta Tedego w karierze. Nawet jeśli nie lubiłeś jego ostatnich dokonań, warto ją mieć na swojej półce.