TABASKO – „Ostatnia Szansa Tego Rapu”

Prosta płyta o niczym

2012.06.07

opublikował:


TABASKO – „Ostatnia Szansa Tego Rapu”

„Nagraliśmy prosty numer o niczym” – słyszymy w refrenie ostatniego, ukrytego utworu „Ostatniej Szansy Tego Rapu”. Jedno takie nagranie nie jest niczym złym (wręcz przeciwnie!), problem pojawia się w momencie, gdy autor, na dodatek nieświadomie, rozciąga to „nic” na cały album. Największą wadą „Ostatniej Szansy Tego Rapu” są teksty. Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że na ogół nie ma znaczenia, gdzie znajdują się poszczególne zwrotki, bo w gruncie rzeczy można by dokonać przemieszania, a i tak pewnie mało kto zauważyłby różnicę. Co z tego, że utwory mają swoje tytuły (często bardzo wymowne: „Sprawa honoru”, „Lustro”), skoro raperzy nie potrafią trzymać w ryzach swoich spostrzeżeń, zapędzając się za każdym razem w rejony pustosłowia lub populistycznych chwytów, szczególnie wtedy, gdy idzie o jakieś obserwacje społeczno-polityczne („Brak zaufania”). Brakuje dyscypliny myślowej, takiej jak chociażby w „Zachłanności”. Co gorsza, na papierze wersów tych często nie sposób rozróżnić – wszyscy korzystają z tych samych sformułowań, schematów i uwag. Jasne, Kochan ma w sobie coś z ulicznego (i trochę topornego) składania linijek („Jeśli pycha to twój bóg i wybierasz zło / mogę napierdalać ciebie mocą tak, że stracisz wzrok”, czego nie znajdziesz u pozostałych członków Tabasko, a Haem chętnie sięga po różne wyliczenia (asekuracyjne rozwiązanie, skrywające duże braki w warsztacie). Tyle że ostatecznie wychodzi na jedno. Tabasko to spójny przekaz? Można tak to widzieć. Ale pamiętajmy, że między spójnością a monotonnością jest bardzo cienka granica.

Bardzo dobrze się stało, że główny ciężar rapowania spadł na Ostrego i Zoraka. Z kilku powodów. Po pierwsze, OSTR jest mimo wszystko najlepszym raperem w Tabasko. O ile jednak na ostatnich solówkach nudzi i męczy, tu jakby dostał wiatru w żagle. Choć może to tylko pozorne wrażenie? Bądź co bądź, słucha się go przyjemniej, pewnie dlatego, że jego zwrotki  nie wypełniają całości materiału, są uzupełniane wersami kolegów. Po drugie, Zorak jest równym partnerem w rapowaniu dla Ostrego. Co prawda nie jest tak wszechstronny jak autor „Jazzu w wolnych chwilach”, ale jego pewny, zadziorny styl poznaje się od razu. Może się podobać to, w jaki sposób wchodzi na bit, jak nawarstwia rymy, kombinuje z techniką. Chciałoby się tylko, by za formą stała nieco ambitniejsza treść… Po trzecie wreszcie, jakkolwiek doceniam zajawkę Kochana i Haema, raperami są oni słabymi.  „Choć mam proste rymy, prosty flow, prosty przekaz, / To wiem że po tych słowach możesz poznać człowieka” – te wersy Kochana doskonale definiują ich sytuację na płycie. Nie odmawiając im autentyczności i pasji – w 2012 roku wymaga się do raperów, by mieli umiejętności choć trochę przystające do stopnia rozwoju hip-hopu. Tymczasem z Kochanem i Haemem jest trochę jak z Ortegą Cartel. Jest miłość do muzyki, nie ma warsztatu. Różnica polega na tym, że Ortega broni się niepowtarzalnym klimatem.

Słychać, że nad warstwą muzyczną pracował nie tylko sam OSTR. Holenderski duet Killing Skills, który wraz z łodzianinem przygotował bity na „Ostatnią Szansę Tego Rapu”, nie jest tak przywiązany w swoim stylu do nowojorskiej szkoły produkcji lat 90. Zamiast sampli częściej pojawiają się syntezatory, czasem te z lat 80. („No i co, że to skit”), czasem takie, które kojarzyć się mogą raczej z ostatnimi latami muzyki (wyspiarska, powyginana elektronika w „Braku zaufania”, „Zachłanność”, „Bawię się jak chcę”). Nie oznacza to jednak, że podkłady sięgają po to, co teraz modne. Korzenne „Otwieramy myśli” brzmi, jakby zarejestrowano go z użyciem żywych instrumentów. Zaś „Odcinamy prąd” tylko utwierdza słuchacza w przekonaniu, że nie idzie tu o ukłon w stronę masowego słuchacza, ale odczytanie skostniałych rozwiązań na nowy sposób – hardcore’owe, boom-bapowe bębny mają w sobie coś z esencjonalnego hip-hopu ostatniej dekady XX w., ale nie do końca, bo rozmyta elektronika i industrialne dźwięki, brzmiące jakby zarejestrowano je w jakiejś fabryce maszyn, wprowadzają nas już w kolejne stulecie. Wspaniale wypadają też te utwory, gdzie technika produkcji jest już bardzo tradycyjna, oparta na samplach – porywające „Dzieci kwiaty”, proste, zbudowane na wokalnym fragmencie „Jak masz problem” czy „Sprawa honoru”, które równie dobrze mogłoby lecieć w początkowej scenie „Ghost Doga”.

W otwartym liście do słuchaczy OSTR pisał: „Jeśli nie nagralibyśmy tej płyty teraz, obawiam się, że nie nagralibyśmy tej płyty nigdy”. Mimo wszystkich wad i ograniczeń, dobrze się stało, że krążek ten wyszedł. Zajawki w rapie nigdy za wiele (każdy dobrze wie, że takie albumy jak ten nie powstały z myślą o dokonaniu rewolucji, podbiciu list sprzedaży, nie mówiąc już o dobrym słowie w recenzji), a przerwa w solowej działalności może wyjdzie Ostremu na zdrowie.

Polecane