Wspólna płyta Foxa i Smolika wydaje się czymś naturalnym i oczywistym. Najpierw, kilka już dobrych lat temu, dostaliśmy jeden wspólny numer na „4”, solowej płycie Andrzeja, potem Fox coraz częściej gościł nad Wisłą… a Smolik wciąż objawiał się w różnych zakątkach polskiej sceny muzycznej, aż wreszcie oficjalnie ogłoszono, że obaj panowie siedzą w studio i pracują nad płytą. Wracając jeszcze do albumu „4”… ciekawe, ilu wówczas słuchaczy wskazałoby z bogatej listy gości na tej płycie właśnie Foxa jako artystę, z którym Smolik w przyszłości przygotuje całą płytę?
Skoro o Smoliku ciężko jest pisać w kontekście konkretnych gatunków muzycznych, to posiłkować się należy pewną abstrakcją. Co więc dostajemy na „Smolik / Kev Fox”? Melancholię, mglistość, hipnotyczność. Troszkę żwawsze tempa. Minimalnie, ale jednak. Kojący i przyjemnie zapiaszczony głos Keva, który chyba nigdy jeszcze nie brzmiał tak… przebojowo (vide pierwszy singiel „Run”). I – co już jest normą w przypadku tego jegomościa – piekielnie celnie dobranych gości. Niewielu, ale jednak. To w jaki sposób „użyta” została wokalistka Bokki w „Regretfully Yours” i w jaki sposób jej z pozoru w niczym nie pasujący do Foxa wokal idealnie się z nim spasował tworząc naelektryzowaną chmurę emocji, smutku i napięć rozlanych na nieskomplikowanej melodii to… mistrzostwo.
Płyta słabych momentów nie ma. Jest bardzo równa, to też jej wielki atut. Ma jednak momenty wybitniejsze od innych. Takim jest atak mocniejszej chrypy Foxa w „Vera Lynn”, utworze pełnym nieoczywistych zabiegów brzmieniowych, ale nie takich które męczą i o których twórcy mówią, że chcieli poeksperymentować… lecz takich, których trudno na pierwszy rzut ucha zauważyć. Na uwagę zasługuje też hipnotyzujący „Hollywood” z gościnnym udziałem Natalii Grosiak z Mikromusic (i znów gość dobrany jak garnitur szyty na miarę!).
Jeśli o hipnozie mowa, to jej apogeum jest chyba w „Mind the Bright Lights”. Nie znajdziecie tu jakieś motorycznej transowości, ale szukać możecie wszystkiego. Znajdziecie wszystko i jednocześnie do niczego nie dojdziecie. Słuchając pierwszy raz będziecie mieli wrażenie, że znacie to od dawna, ale nie wiecie skąd i co wam to przypomina. Szach mat. Mistrzostwo. Prostota. Elegancja. Bogactwo mglistych skojarzeń.
Najzabawniejsze jest to, że płyta „Smolik / Kev Fox” to propozycja dla fanów alternatywy i dla tak zwanego „szerokiego odbiorcy”. Jak to możliwe? Nie pytajcie mnie, posłuchajcie płyty, jeśli jeszcze jakimś cudem Was ominęła. Wszystko z niej – „Clocked”, „Beautiful Morning” czy „Little Older”, to rzeczy tak oczyszczające i relaksujące, że odradzam słuchania ich podczas prowadzenia samochodu. I w ogóle odradzam słuchania pojedynczych utworów wyrwanych z kontekstu całej płyty. Płyty, niestety bardzo krótkiej.