Shura – „Nothing’s Real”

Share Tweet Na debiutancki album tej 25-letniej Angielki fani czekali

2016.08.18

opublikował:


Shura – „Nothing’s Real”

Na debiutancki album tej 25-letniej Angielki fani czekali dwa lata. Nie pomogło wyróżnienie w postaci włączenia na prestiżową listę BBC Sound Of 2015. „Nothing’s Real” rodziło się w bólach. Sesja nagraniowa hamowana była co rusz blokadami pisarskimi. Presja słuchaczy rosła. Do tego na Shurę padał długi cień, który rzucał jej współpracownik, Greg Kurstin – postać nie byle jaka, jeden z autorów sukcesu „Hello” Adele, producent nagrywający w przeszłości z Sią, Pink i Lily Allen. Wszystko to generowało napięcie. Nadzieje na ambitny, popowy krążek zderzały się z cichymi oczekiwaniami, że mimo wszystko materiał będzie też do tańca. „Mój album w założeniu miał brzmieć jak koszmar popowego wykonawcy. Tymczasem miałam pracować z jednym z najważniejszych producentów i autorów popowych piosenek”, mówiła Angielka w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

Długi czas oczekiwania Shura rekompensowała swoim fanom, publikując co jakiś czas premierowe nagranie. W dniu, gdy na rynek trafiał „Nothing’s Real”, okazało się, że znane jest już siedem piosenek spośród trzynastu. To dużo. Wystarczająco dużo, by teraz – zamiast rozkładać na czynniki pierwsze poszczególne utwory – móc spojrzeć na nie z lotu ptaka i zapytać: w którą stronę zmierza Shura? Chciałbym napisać, że odpowiedź jest oczywista. Że klimat popu i electro lat 80. jest zrozumiały sam przez się. Bo tak rzeczywiście jest. W tytułowym nagraniu wokalistka kojarzy się z Kylie Minogue, gdzie indziej migną ślady Madonny, a takie „Make It Up” zaśpiewane jest z manierą Stevie Nicks z Fleetwood Mac. To tropy wystarczająco już w muzyce Shury rozpoznane.

Tyle że zadłużenie tej dziewczyny z Manchesteru w tanecznych brzmieniach sprzed trzech dekad nie jest wszystkim, co „Nothing’s Real” ma do zaoferowania. Szczególnie intrygująca jest końcówka krążka, gdzie z progresywnym niemalże rozmachem Shura gra dwie dziesięciominutowe kompozycje. Jedną z nich jest „The Space Tapes”, która wprawdzie sugeruje kosmiczną, futurystyczną stylistykę, ale ciężka, piwniczna perkusja i klaustrofobiczne krzyki brną jakby w inną stronę – trochę tu trip-hopu, trochę psychodelii. Niezwykłe nagranie, ale przede wszystkim jakże różne od reszty płyty.

Zresztą nawet w tych piosenkach, które niby tak śmiało przywołują ducha dawnego popu, pobrzmiewa coś bardzo współczesnego. Ich klimat jest jednak bardzo marzycielski, senny. Mają w sobie coś z dream-popu spod znaku, dajmy na to, Mr Twin Sister czy Wild Nothing. To piękne, harmonijne, pełne przestrzeni kompozycje, które nie grają w bezpośrednie, rzemieślnicze retro.

„Nothing’s Real” wygrywa w sumie podwójnie. Jest, zgodnie z założeniem autorki, i do tańca, i do podziwiania. Ambicja idzie tu pod rękę z bezpretensjonalnością. Na pewno pomagają teksty, w których słychać echa osobistych doświadczeń z ostatnich lat, gdy Shura musiała się zmagać z rosnącą popularnością. Wokalistka poradziła sobie z tym niełatwym przecież, bo dość już ogranym tematem uciążliwej sławy bardzo przekonująco.

Tagi


Polecane

Share This