Reni Jusis – „Bang!”

Zadziornie i na czasie.

2016.04.18

opublikował:


Reni Jusis – „Bang!”

W rozmowie z cgm.pl Reni Jusis przyznała, że zaczyna wszystko od początku. „Przede mną dużo pracy, aby moi starsi fani przypomnieli sobie o mnie, a nowi, którzy mnie jeszcze nie znają, dowiedzieli się o moim istnieniu”, mówiła. Trzeba przyznać, że „Bang!” to dobry restart. Wystarczająco własny, by nie przynieść oskarżeń o brak wyrazistości, a jednocześnie na tyle współczesny, że przy odrobinie dobrej woli i ciekawości zainteresują się nim młodsi słuchacze.

Bardzo się cieszę, że materiał został napisany praktycznie w całości po polsku. Już ten fakt w jakiś sposób wyróżnia autorkę na tle rodzimej sceny elektronicznej. Najbardziej obiecujący muzycy tego gatunku snują jeszcze marzenia o podbiciu zachodniego rynku – i dlatego tak często sięgają po język angielski. Jusis, jako przedstawicielka nieco starszego pokolenia, już takich ambicji może nie mieć (nigdy zresztą nie słynęła z piosenek po angielsku). I dobrze, bo rodzimy język skłania do większej szczerości i chyba nie jest tak podatny na klisze.

Dowodem „Bang!”. Płyta może się wydawać momentami zaskakująco konfrontacyjna jak na album matki dwójki dzieci. Już zresztą singlowe „Bejbi sitter” nieźle rozprawia się z krążącymi wyobrażeniami na temat autorki. Takich momentów, gdy wokalistka kładzie kawę na ławę, jest zresztą więcej, by podać jako przykłady „Zostaw wiadomość”, „Po kolana w mule” czy „Zombie świat”. Im płyta jest agresywniejsza, a autorka bardziej zaczepna i zirytowana, tym jest ciekawiej. Słabiej w pamięć zapadają momenty, gdy Jusis rozmywa się w pogłosach („Koniec końców”), a ostatnie „Na skróty tęczą” z wersami w rodzaju: „Okryci kołdrą z nieba i gwiazd / Po prostu razem / Ja wolę biec na skróty tęczą / Chmury mi niech będą poręczą” – zbliża się do granicy, za którą czai się już banał.

Nie chcę jednak narzekać, bo teksty na płycie są przynajmniej poprawne, w wielu momentach zaś bywają prowokujące i angażujące. Tam zresztą, gdzie kuleją, ratuje je wokal, jak choćby w cytowanym wyżej „Na skróty tęczą”. Ten warsztat robi wrażenie: podniosły wokal efektownie skonfrontuje z szeptem („Sztorm”), gdzie indziej wykorzysta modulacje („Kęs”), a w jeszcze innym fragmencie skorzysta z zapomnianego nieco spoken-word („Bilet wstępu”). Słychać w tym głód i ambicje, by utrzeć nosa kilku młokosom.

Jusis ma zresztą szansę do nich dotrzeć, bo producenci, którymi się otoczyła (Stendek, Kuba Karaś z The Dumplings i Michał Skrok z D4D), trzymają rękę na pulsie, dbając o to, by warstwa muzyczna była wystarczająco atrakcyjna dla młodszego słuchacza. Pewnie słyszeliście już tę frazę wiele razy: „otworzyć się na nowe, ale jednocześnie pozostać sobą” – ale uwierzcie, w przypadku Jusis trudno o lepszą charakterystykę. Gdy słucham ostatnich, najbardziej przebojowych nagrań z „Bang!” („Zombie świat” i „Na skróty tęczą”) słyszę jej charakterystyczny stempel: i tekściarski, i wokalny. Stempel, bez którego powyższe nagrania byłyby, kto wie, ledwie porządnym electropopem. Stempel, którego chwilę wcześniej nie zdzierają chamskie, bezpardonowe blastery w „Po kolana w mule”. Inny, jeszcze jaskrawszy przykład to inspirowane trapem, zagęszczone od hi-hatów, wolno sunące utwory ze środka płyty – także w tej popularnej ostatnio konwencji autorka „Bang!” nie straciła nic ze swojego stylu. Wejść do studia po siedmiu latach, złapać się za modne brzmienia i zostawić swój ślad – to chyba udany powrót, prawda?

Polecane

Share This