Piotr Zioła – „Revolving Door”

Piotrze, nie spi**dol tego.

2016.04.27

opublikował:


Piotr Zioła – „Revolving Door”

Jeśli ktoś tak debiutuje, to aż strach pomyśleć, co będzie dalej? Jeśli Piotr Zioła pogubi się i przepadnie, to całe Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego powinno w ramach politycznej odpowiedzialności podać się do dymisji. Ale raczej do tego nie dojdzie. Zioła prowadzony jest bardzo roztropnie i mądrze. Wytwórnia, management czy sam artysta? Pewnie jakiś miks tych składników. Zwłaszcza pierwszych dwóch, zważywszy na to, że Piotr objawił się nam już w wieku 16 lat i już wtedy można było wszystko spieprzyć. Kiedy triumfował w telewizyjnym talent show Podsiadło, jedyne, czego można było żałować, to przegranej (?) Zioły. Potem supportowanie Skubasa, Natalii Przybysz, Open’, współpraca z Rysami, Spring Break i wreszcie 22 kwietnia – premiera debiutanckiego „Revolving Door”. Pracownicy marketingu i promocji wielkich wytwórni o niemalże każdym debiucie mówią z egzaltacją „długo wyczekiwany” – w tym przypadku nie ma tu specjalnie dużej przesady. I wcale nie chodzi o te 4 lata, tylko o to, że nie zostały one zmarnowane. Gra na czas opłaciła się. Wydaje się, że Piotr ukształtował się, dojrzał i teraz znów jego nazwisko wymieniane będzie jednym tchem z Podsiadło. A ten zyskał wreszcie godnego przeciwnika w swojej kategorii.

Czym Zioła tak zachwyca na „Revolving Door”? Przede wszystkim tym, z czego dał się poznać. Świetną barwą głosu, trochę łobuzerską, delikatnie szorstką jak drobnoziarnisty papier ścierny. Jeśli taki głos opakujemy w podane bez zbędnej egzaltacji i kompleksów aranże całymi garściami czerpiącymi z lat 60. i 70., dorzucimy do tego produkcję na naprawdę światowym poziomie, to otrzymamy właśnie TO. Czyli jeden z jaśniejszych debiutów ostatnimi czasy na polskiej scenie.

„Revolving Door” to 10 bardzo spójnych i jednocześnie różnorodnych utworów. Do tego bonusowo koncertowe wersje dwóch singli. O, z tymi singlami to mam problem. Bo czemu nie na przykład otwierający płytę „CFTCL”? Tu Zioła zdradza nie tylko ciągoty do vintage, ale i do świetnych, z pazurem granych gitar i napędzania utworów pulsującą sekcją rytmiczną, taką, która zdradza potężny zapas mocy, po który mogłaby sięgnąć w każdej chwili, ale jej się tak pięknie nie chce. Inna ciągota, ta do nadużywania chórków, ciut razi. To jedna z niewielu rzeczy, do której mógłbym się przyczepić, ale to tylko kwestia estetyki. Kto co lubi. Stąd właśnie singlowy „Podobny” nie zrobił aż takiego wrażenia na mnie. Choć udowodnił, że czeka nas wyśmienita płyta. O wiele bardziej wolę te partie płyty, w których dominują – jeśli nie wspomniane gitary – to przestrzeń, dęciaki i oldschoolowe klawisze, jak w „Let It Go” czy w „Safari” (wiem, wiem, wstęp mocno się kojarzy z tym hiciorem RHCP), ale później… to granie przestrzenią i przeciąganymi nutami. Cudko. Wyobrażacie sobie, jak za kilka czy kilkanaście lat Zioła będzie śpiewał takie utwory obniżonym już i zdartym głosem. Nie, nie mówię, że chciałbym usłyszeć od razu u niego Toma Waitsa, ale nie mam nic przeciwko, by piaskowa chrypa Piotra ewoluowała i dojrzewała jak wokal Stinga czy Roda Stewarta. Zresztą tego ostatniego Zioła mocno przypomina w utworze „Amy”, jakby żywcem wyjętego z estetyki „The Great American Songbook”. To komplement, żeby nie było.

Słabych momentów nie ma „Revolving Door”. To doskonale wyważona płyta. Kupuję ją w całości. Pal licho te chórki, jeśli są takie gitary, i skoro sekcja pracuje z takim feelingiem a klawisze rozlewają tak wyważone dźwięki, jakby miały zastąpić smyki (sprawdźcie tytułowy utwór). Mamy więc jedną z lepszych w tym roku płyt w Polsce, mamy jeden z najważniejszych debiutów i gigantyczny apetyt na więcej. Piotrze, nie spierdol tego.

 

Polecane

Share This