Onyx – „Wakedafucup”

Z annałów hip-hopowego barbarzyństwa.

2014.04.22

opublikował:


Onyx – „Wakedafucup”

Wydane w 1993 roku „Bacdafucup” Onyxu nie było płytą, której na podwórku słuchaliby tylko hip-hopowcy. Docierała do fanów Michaela Jacksona, jak i do miłośników metalu. Przerysowane style do pary z ofensywnym rytmem, gęstym skreczem, zbłąkanym dęciakiem tworzyły razem dynamit. Skoro wybuchał, nikt się wtedy nie zastanawiał dlaczego. Ci nowojorczycy byli jak Cypress Hill, którym ktoś zabrał gandzię, sypnął amfą, po czym zdrowo wkurwił. Oj, nie był to easy listening, ale słuchało się, skakało się i tak dalej.

 

Najnowszego dzieła w moim przypadku nie będzie się teraz słuchać wcale i to z kilku powodów. Mniejsza o to, że krzykacze (M.O.P., Mystikal i paru innych) są często idealni na single, nieco gorsi na longplaye. Kiedy w gardle raperów był kiedyś ogień, nie kłuło to w uszy tak bardzo, z tym że teraz mówimy raczej o sporadycznie wzniecanym płomieniu. Fredro Starr i Sticky Fingaz to dwóch nieświadomych tego faktu czterdziestolatków częstujących nas wersami o tym, że polują w świetle księżyca, że sukom ufać nie należy, a wy to lepiej uważajcie na swoją biżuterię, bo wam zerwą. Serio? Wyeksploatowana do cna konwencja zderza się z bitami Snowgoons. Niemcy klasyczny, hardcorowy najntisowy hip-hop interpretują na kolanach. O ile wykonawczo są perfekcyjni – moc perkusji z basem, wyczucie w cięciu sampla trudno kwestionować – tak każda niemalże kompozycja wywołuje reakcję „o rany, skądś to znam”. Histerycznych pianin, napastliwych smyków jakby wprost z muzyki poważnej, układu „stopa, werbel / stopa, stopa, werbel” jest tu zatrzęsienie. Działa jak zawsze? Z rzadka, częściej niestety nudzi jak nigdy.

{Diil}

„Wakedafucup” dostarcza dowodów wszystkim tym, którzy uważają, że hip-hop jest głupi i przez 20 lat nie działo się w nim godnego uwagi. Nie da się ukryć, że zawiera też parę numerów, gdzie mocny bęben dobrze zbito z samplem, opatrzono skutecznym refrenem, a oparów charyzmy w rymach starczy by rozbujać nakrytą bejsbolówką łepetynę. „Buc bac”, wspominający zamknięty przed kilkunastoma laty, kultowy klub, nieprzyzwoicie już mobbdeepowy kawałek „The Tunnel” z Cormegą i Papoosem, czy „Turndafucup”, gdzie Sticky rzuca perłę „When it come to ya`ll niggas, less is more” i cytuje Elmera Fudda (przy „waskally wabbits” padłem) – to utwory dobre, niemniej nic co możnaby konfrontować ze „Slam”, „Shut`em Down” czy nawet „Slam Harder”. Poza tym mamy momenty – synth odzierający podkład „Hustlin Hour” z monotonii, Seana Price`a gościnnie cisnącego „You dress like mos def” i parę podobnych smaczków. Za mało, by ten krążek polecić.

{sklep-cgm}

Polecane