O ile jeszcze album „18” momentami dawał rade, to „Hotel” utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że z Panem M. zupełnie mi nie po drodze. Znam jednak takich, którzy z niecierpliwością czekali na jego nowy album. Dochodziły mnie głosy, że to będzie coś zupełnie nowego, szalonego, coś czego się nie spodziewamy. Nie przeskakiwałam z nogi na noge, w napięciu licząc dni do premiery… ale moja ciekawość trochę wzrosła.
Trzymając zapakowaną płytę w rękach wiedziałam już jakie jest jej przesłanie i w jaki klimat zaraz mnie wprowadzi. I było to całkiem przyjemne uczucie, gdyż już po przesłuchaniu pierwszych dźwięków gwarantowano mi, że cofnę się 20 lat wstecz, prosto do Nowego Jorku. O tak, tego mi brakowało w piątkowy wieczór! No i niestety nadal mi brakuje…
„Last Night”, czyli wspomnienie poprzedniej nocy… ale czy szalonej? Raczej takiej, której nie pamiętam. Było dużo kolorowych drinków, plastikowych lalek na parkiecie podskakujących w rytmie muzyki dance. Jak echo świdruje w mojej głowie „I Love To Move In Here”. I nie dlatego, że wprawia mnie w taneczny nastroj. Natężenie, z jakim lansują go media jest wręcz nieprawdopodobne. Choć jest to może jakaś metoda na słuchacza. Po mału już zaczynam wpadać w jego hipnotyczny rytm.
Trzeba jednak przyznać, że chronologicznie wszystko się zgadza. Klimat płyty mógłby być scenariuszem do nie najlepszej imprezy. Zaczyna się osadzonym w tanecznych rytmach lat `90 „Ooh Yeah”. Później powoli rozkręcamy się przy oldschoolowym hip hopie, który wciąż zachowywał elementy disco. „Everyday It`s 1989” i „The stars” przywołują erę rave`u, gdy Moby był jeszcze rezydentem nowojorskiego Future Shock. „Czuję się dziś jak apostoł tej muzyki” – mówi Moby i widać na płycie, że bardzo chce byśmy tak o nim myśleli. Dużo też na „Last Night” syntezatora. Szczególnie w „I`m In Love” i „Ooh Yeah” plasujących się w klimacie eurodisco. Pod koniec imprezy u Moby`ego atmosfera zabawy wyrażnie siada. Można pokiwać głową w rytm „Mothers Of The Night” i nawet przypomnieć sobie świetne czasy „Play”. Ale i od tego bujania można się zmęczyć. Na szczęście zostaje na koniec kawałek „Last Night” przy którym świetnie się śpi i śni o Nowym Jorku, klubie 54 i świetnej zabawie, która może kiedyś nam się przydarzy…
Utwory:
Ooh Yeah
I Love To Move In Here
257.Zero
Everyday It?s 1989
Live For Tomorrow
Alice
Hyenas
I`m In Love
Disco Lies
The Stars
Degenerates
Sweet Apocalypse
Mothers Of The Night
Last Night