foto: mat. pras.
Ależ zaskoczenie! Czołowa skandalistka amerykańskiego show biznesu wreszcie zakłada ciuchy, chowa wielką kulę do piwnicy i zamiast wulgarnych piosenek serwuje nam kowbojskie przyśpiewki rodem z prerii. Rewolucja? Na pewno. Udana? Tego już nie jestem taki pewien.
– Kompletnie się pogubiła – komentowały jej występ(ek) podczas gali MTV Video Music Awards 2013, kiedy w trakcie piosenki „We Can’t Stop”, śpiewanej wraz z Robinem Thicke’em, klepała po pośladkach swoich tancerzy przebranych za ogromne maskotki. A potem było jeszcze dziwniej – wyuzdane kreacje, gumowe penisy na scenie podczas kolejnych koncertów czy nagie i bardzo naturalistyczne sesje zdjęciowe (m.in. z Terrym Richardsonem) – coś w karierze (lub życiu) byłej gwiazdki serialu „Hannah Montana” musiało pójść nie tak. Ale zostawmy oceny zachowania Miley psychologom – skupmy się na muzyce. Bo w tej również sporo się działo. I nadal nie ma nudy!
Ale…Przede wszystkim warto pamiętać – choć Cyrus robi(ła) wszystko, żebyśmy o tym zapomnieli – że ma świetny wokal. Kawał czystego głosu o szerokiej skali, którym mogłaby zaśpiewa dosłownie wszystko. No i jak do tej pory świetnie radziła sobie zarówno z cukierkowym popem dla (nie)grzecznych dziewczynek z liceum (jak we wspomnianych telewizyjnych produkcjach Disney Channel), jak i z pop-rockowymi (jednak) banałami z czasów debiutanckiego krążka „Meet Miley Cyrus” (2007) i następnego „Breakout” (2008). Niby były to superprodukcje, niby fajnie sprzedawały się na fali hype’u na „cudowne dziecko” show biznesu, ale czy znacie kogoś, kto słuchał „solowej Cyrus”? Bo ja nie.
A potem to już była ta wielka kula do burzenia, na której Miley bujała się na golasa (o krążkach „The Time of Our Lives” i „Can’t Be Tamed” chyba nie będziemy rozmawiać?), skutecznie odwracając uwagę od – jakby nie było – sporego przeboju (lada chwila pęknie miliard wyświetleń na YouTube). Lecz jak doskonale wiemy z wielu podobnych przykładów, kariera karmiona skandalem jest tyleż intensywna, co krótka. Chciałoby się powiedzieć – na szczęście. Bo przecież po latach, kiedy szum wokół (nie)sławnych popisów na scenie czy nagich zdjęć ucichnie, to zostaje tylko muzyka. A ta zaskakująco do dziś broni się sama – czy to na płycie „Bangerz” (2013), z której wspomniana „Demolkula” została wykrojona, czy na następnym, mocno psychodelicznym, cyfrowym – i nagranym z pomocą The Flaming Lips i Ariela Pinka udanym wydawnictwie „Miley Cyrus & Her Dead Petz” (2015).
Choć przecież był to nadal tylko (lub aż) super pop. Ale w dobrą rozrywkę również „trzeba umieć”. A Miley potrafi jak mało kto. Dlatego muszę przyznać, że jej najnowszy album wprawił mnie w… konsternację. Bo „Younger Now” zawiera przede wszystkim banalne piosenki w stylu country, rzewne „farmerskie” ballady lub popowe granie inspirowane southern rockiem.
Skąd taka zmiana? W tytułowym i otwierającym całość „Younger Now” 25-letnia Amerykanka śpiewa: „Czuję się, jakbym właśnie się obudziła / Jakbym cały ten czas była we śnie / Pomimo, że to nie jestem ja / Nie lękam się osoby, którą byłam / Nikt nie pozostaje cały czas taki sam / W życiu są wzloty, ale i upadki / Zmiana jest jedyną pewną rzeczą / Czuję się teraz o wiele młodsza”. Wszystko jasne? Czyli zmiana dla… samej zmiany? W sensie, że pokażę wam, że potrafię zaśpiewać wszystko? OK, tylko po co? Przecież w takie „kowbojskie” klimaty (prze)grała już Shania Twain – absolutna gwiazda w swojej ojczyźnie, ale raczej mało popularna poza USA. Nieco inaczej robi to natomiast Katy Perry – bardzo „amerykańska” w swojej pop-rockowej kreacji, ale na tyle uniwersalna, że z łatwością zapełnia stadiony na całym świecie.
Cyrus poszła drogą zarówno Twain, serwując miks popu i country, jak i Dolly Parton, matki chrzestnej nie tylko tego gatunku, ale też samej Miley. Panie spotkały się zresztą w piosence „Rainbowland” –niestety jednej z najbardziej bezbarwnych w tym – już i tak mocno przeciętnym zestawie. Zresztą… posłuchajcie tego albumu sami. Być może znajdziecie na nim coś dla siebie. Bo mnie ta muzyka – nie przepraszam za określenie – ani ziębi, ani grzeje. I nie chcę być złym prorokiem, ale jestem niemal pewien, że za kilka lat nikt nie tylko nie będzie potrafił zanucić jej singlowych „Younger Now” czy „Malibu”, ale w ogóle pamiętał, że takie piosenki powstały.
Artur Szklarczyk
Ocena: 2/5
Tracklista:
1. Younger Now
2. Malibu
3. Rainbowland (Feat. Dolly Parton)
4. Week Without You
5. Miss You So Much
6. I Would Die For You
7. Thinkin’
8. Bad Mood
9. Love Someone
10. She’s Not Him
11. Inspired