Julian Casablancas – „Phrazes for the Young”

Czyżby tylko tyle pozostało z muzycznej legendy naszych czasów?

2009.12.13

opublikował:


Julian Casablancas – „Phrazes for the Young”

Osiem lat po ukazaniu się przełomowego debiutu The Strokes, członkowie grupy w większości skupiają się na swoich solowych projektach. Julian Casablancas wydając „Phrazes For The Young” dołącza do tego grona.

The Strokes wydając na początku mijającej dekady swój niepozorny debiut „Is This It” wywołali lawinę, która w późniejszych latach nie tylko przyniosła szereg równie znakomitych debiutów, ale zmieniła coś w podejściu do myślenia o muzyce. Ogromny sukces, jaki grupa odniosła w latach 2000-2003, wprawił w ruch machinę zainteresowania i promocji młodymi, zdolnymi zespołami. Wielokrotnie powtarzał się scenariusz, w którym nieznana formacja ze Stanów, z trudem debiutująca na rodzimym rynku, pojawiając się w Europie natychmiast trafiała na okładki czasopism oraz pod skrzydła wytwórni. Tak było chociażby z White Stripes, Black Rebel Motorcycle Club czy Interpol. Wszystko to, łącznie z modernizacją całego procesu dystrybucji muzyki i unoszącą się w powietrzu atmosferą „new rock revieval”, stanowią pewne wyraźne znaki czasu, dzięki którym muzyka alternatywna zdołała przybliżyć się do mainstreamu.

Co zostało z tamtych lat po The Strokes? Pytając dzisiejszych słuchaczy muzyki pewnie dowiemy się, że niewiele. I rzeczywiście. O ile następca debiutu, album „Room on Fire”, z mniejszym lub większym skutkiem kontynuował pewne piosenkowe i melodyczne wątki, to już kolejny „First Impressions of Earth” wprowadzał wiele nowych elementów, które miały urozmaicić dotychczasowe brzmienie. Wyszło z tego dzieło długie, rozrośnięte i trudne do jednoznacznej oceny. Stała się przy tym rzecz dziwna – mianowicie zespół zgubił swój pierwotny dryg do pisania nośnych i błyskotliwych kompozycji. Można się spierać, czy album faktycznie zasługuje na uznanie, jednak osobiście żałuję, że grupa zrezygnowała z rozwijania prostej rock’n`rollowej formy swoich piosenek na rzecz niepotrzebnej zabawy stylami.

Julian Casablancas, bo to jego w gruncie rzeczy dotyczy ta recenzja, podpisywał swoim autorstwem większość utworów i tekstów grupy. Pozostaje więc zadać sobie pytanie, po co porywać się na solowy album, skoro ma się do dyspozycji tak dobrych muzyków i markę, jaką jest The Strokes? Odpowiedź przynosi oczywiście zawartość krążka. Już sam tytuł „Phrazes For The Young” w połączeniu z okładką rodem z lat 80-tych zapowiada wspomnieniowo-refleksyjny charakter wydawnictwa. Jak w wypadku większości podobnych side-projectów, materiał ten należy traktować jako rzecz niepowiązaną z działalnością z macierzystej formacji muzyka, a raczej z jego osobistymi upodobaniami, które do tej pory nie znalazły ujścia na żadnym z krążków The Strokes. Ciśnie się też na usta stwierdzenie, że oglądając na okładce muzyka w pustym studio, z psem u boku, chodzi o najzwyklejsze podsumowanie tego, przez co przeszedł w ostatnim 10-leciu.

Singlowy „11st Dimension” mylnie zapowiada zwrot w stronę utworów elektroniczno-tanecznych. Krążek rzeczywiście jest porządnie podszyty rozmaitymi dźwiękami syntezatorów i klawiszy, jednak nie brakuje tutaj żywych gitar i perkusji. Dowiadujemy się o tym od otwierającego album „Out Of The Blue”, w którym skojarzenie z The Strokes jest najwyraźniejsze. Całość brzmi świetnie. Wyrazisty i chwytliwy refren, a do tego stopniowanie napięcia, które na koniec kumuluje się i, jak gdyby nigdy nic, rozpływa. Kolejne „Left&Right In The Dark”, balansujące pomiędzy samplami rodem z lat 80-tych, a gitarowymi melodiami, podtrzymuje wrażenie dobrze wykonanej roboty. Rzeczywiście, utwory brzmią świeżo. I to, co słychać najwyraźniej – Julian przyłożył się do wokali. Przekonuje nas o tym chociażby w „4 Chords Of The Apocalypse”, stanowiącym próbę porwania się na stworzenie kompozycji w klimacie soulowym. Podobnie z „Glass” który tocząc się powoli, przynosi kilka wokalnych zaskoczeń, jak chociażby falsetowy śpiew Juliana w refrenie.

„Ludlow St.” rozpoczyna się mocnym „Everything goes wrong when I stop drinking”. Tym razem Casablancas zdecydował się otworzyć całkowicie z tym, co leży mu na sercu. Wątki osobiste przeplatają się tutaj z opisami miejsc oraz sytuacji, które przewinęły się przez życiorys muzyka. Brak przywiązania do jednego miejsca, a co za tym idzie szczególnego rodzaju odtrącenie, dominują w tematyce utworów. Tak jest na całym krążku, jak chociażby w zamykającym album „Tourist”. Pojawiające się w nim słowa „Feel like a tourist out in the country / Once this whole world was all countryside / Feel like a tourist in the big city / soon I will simply evaporate” to kolejny dowód na to, że płycie niedaleko do dźwiękowego pamiętnika. Być może „Phrazes For The Young” miałyby w tym znaczeniu służyć za przestrogę dla pragnących wejść na drogę rock’n`rollowej sławy młodych muzyków. Co ciekawe, ta ciemna tonacja dominuje tylko w tekstach. Muzycznie niewiele tutaj niepokojących emocji. Może poza „River of Brakelights”, który, za sprawą chaotycznego riffu gitarowego, wyraźnie odstaje od popowego otoczenia. I choć początek zbytnio nie przekonuje, to wystarczy dotrwać do połowy, gdzie chaos powoli zaczyna się klarować i utwór nabiera kształtów.

Mając w pamięci tegoroczny album, za którym stał inny nowojorski Julian, miałem pewne obawy co do powodzenia tego krążka. Nie sądziłem, że Casablancas będzie w stanie zaprezentować coś, co nie będzie jednoznacznie kojarzyć się z muzyką The Strokes. Po wysłuchaniu całości pozostaje stwierdzić jedno – dobrze, że ta płyta powstała i pokazała, że dawna legenda ma w sobie jeszcze trochę iskry do wykrzesania. Może z takim podsumowaniem muzyk podejdzie z większym dystansem do nagrywania nowego materiału The Strokes i wyda w przyszłym roku album godny debiutu.

Marcin Bieniek / uwolnijmuzyke.pl

Polecane