Joey Bada$$ – „B4.DA.$$”

Przekleństwa niewinności?

2015.01.29

opublikował:


Joey Bada$$ – „B4.DA.$$”

Ten 20-latek z Brooklynu robi wszystko, by utwierdzić nas w przekonaniu, że wciąż żyjemy w XX wieku, a długi cień lat 90. kładzie się na współczesnej muzyce. W ostatnich latach bodaj żaden z amerykańskich młodych kotów nie związał się tak mocno z czymś, co wydawałoby się, że minęło już i nie wróci. Jeśli o Lupe Fiasco, J. Cole`u, Kendricku Lamarze czy Big Kricie mówiliśmy w kontekście tradycji, to tylko po to, by porównać ich z konkretnymi postaciami, wskazać inspiracje, osadzić na tle poprzedników. Tymczasem Bada$$ idzie o krok dalej. Bierze lata 90. jako całość, bez podziału na kolektywy i środowiska, a jego jedynym ograniczeniem jest chyba tylko to, by finalne brzmienie było możliwie jak najbardziej nowojorskie. Człowiek to bezgraniczne oddanie „najntisom” nie tylko słyszy, ale też widzi: w scenografii teledysków, sesjach zdjęciowych do okładek, doborze czcionek itp.

Być może dlatego to, co oferuje „B4.DA.$$”, kojarzy się ze wszystkim i niczym jednocześnie. Twarde bębny, penetrujące najniższe rejestry basy, do tego krótkie pętle z jazzującymi lub ponurymi partiami fortepianu, przewijające się tu i ówdzie instrumenty dęte, wibrafon albo inne psychodeliczne dźwięki – czyż nie jest to przepis sprawdzony i przetestowany na bitmaszynach tak rynkowych wyjadaczy, jak i podrostków, którzy dopiero co mleko spod nosa zlizali? Odpowiedzi dostarcza już lista producentów: to w dużej mierze młodzi producenci związani z grupą Pro Era (Kirk Knight, Chuck Strangers), ale swojego błogosławieństwa udzielili też przedstawiciele średniego pokolenia (Statik Selektah) i ci, którzy decydowali o obliczu nowojorskiej sceny lat 90. (DJ Premier). Na ostatecznej liście utworów znalazło się nawet miejsce dla Hit-Boya, muzyka związanego na co dzień ze szczytami mainstreamu (Kanye West, Jay Z, Lil Wayne, Beyonce). Jego „Belly Of The Beast” jest zresztą jednym z lepszych podkładów na płycie. Surowy bas, wokół którego skoncentrowane jest całe nagranie, tworzy tu nieoczywistą, ale bardzo przekonującą podstawę dla jamajskich wycieczek Chronixxa.

Cel, jaki postawili sobie twórcy warstwy muzycznej do debiutu Bada$$a, został osiągnięty – brzmienie sprzed dwóch dekad odwzorowano idealnie. A przecież nie było to, wbrew pozorom, takie łatwe. Iluż producentów w przeszłości nie chełpiło się już swoim esencjonalnym brzmieniem, podczas gdy w rzeczywistości wpisywali się w stado epigonów, którzy mają warsztat, ale brakuje im magii tamtych lat? Strangers, Knight i inni potrafią na szczęście dotknąć sampli i zamienić je – nie, nie w błyszczące złoto, ale zakurzony, trzeszczący wosk wyduszony z podstarzałych adapterów. Dlatego dzieło, za które odpowiadają, chce się postawić obok produkcji Showbiza, Buckwilda czy Da Beatminerz. To ma klimat, jest soczyste, brudne i w wielu momentach świadomie niedopracowane (ten ubogi aranż, te próby śpiewu w „Black Beetles”).

Ze swojej roli wzorowo wywiązuje się też sam Bada$$. Proszę wybaczyć, ale wszelkie próby stworzenia portretu pokolenia będą w tym wypadku skazane na marne – wszystkie te „poważniejsze” fragmenty albumu, gdy opowiada o relacjach z matką, trudnym dzieciństwie na Brooklynie czy problemach z popularnością operują raczej kliszami, kilkoma sprawdzonymi sposobami narracji o młodym raperze stojącym u progu wielkiej kariery. Emocje rosną dopiero wtedy, gdy Bada$$ zaczyna mówić konkretniej i wspomina m.in. kolegę z zespołu Capitala Steeza czy zmarłego kuzyna, a więc postacie, które znacząco wpłynęły na to, jak potoczyła się jego kariera.

Nie teksty są tu więc główną zaletą, chyba że wtedy, gdy Bada$$ uruchamia gry słowne, bawi się brzmieniem wyrazów, nawarstwia rymy i pozwala, by ten potoczysty, wzbierający styl zalał podkłady. Zdarzają się więc na „B4.DA.$$” momenty wariackie, gdy wściekły, kłębiący się rap gospodarza wręcz roznosi muzykę („Big Dusty”, „Christ Conscious”, „No. 99”); jest jednak 20-latek MC już na tyle wszechstronnym, że może sobie poradzić z nastrojowymi, łagodnymi bitami i być bardziej „smooth” niż „raw” („Like Me”, „Black Beetles”).

Słucha się więc „B4.DA.$$” z przyjemnością, motywowaną dodatkowo sentymentem za złotą erą hip-hopu. Praca domowa została więc odrobiona, chciałoby się powiedzieć. Spójrzcie jednak na ten album jako na krążek debiutanta, a nie weterana, któremu pozostało już tylko podtrzymywać pamięć o minionej epoce. Powiem otwarcie: trudno jest mi znaleźć w tym wszystkim okno na rozwój i wyjście poza (przeklęty) krąg lat 90. Tak jakby sam Bada$$ swoim dotychczasowym dorobkiem więcej dróg sobie zamknął, aniżeli otworzył. Pewne nadzieje można wiązać z rozśpiewanym, melodyjnym „Teach Me” lub „Escape 120”. Tyle że ten pierwszy znalazł się ostatecznie wśród bonusów i nie wiadomo, na ile sam autor jest do niego przywiązany; z kolei wyjątkowość „Escape 120” bierze się raczej z brawurowej zwrotki Raury`ego, aniżeli drum`n`bassowego tempa w podkładzie Strangersa.

Joey Bada$$ – „B4.DA.$$”

Cinematic/Sony

1. Save The Children

2. Greenbax (Introlude)

3. Paper Trail$

4. Piece of Mind

5. Big Dusty

6. Hazeus View

7. Like Me ft. BJ The Chicago Kid

8. Belly of the Beast ft. Chronixx

9. No. 99

10. Christ Conscious

11. On & On ft. Maverick Sabre & Dymeond Lewis

12. Escape 120 ft. Raury

13. Black Beetles

14. O.C.B.

15. Curry Chicken

16. Run Up On Ya ft. Action Bronson & Elle Varner (Bonus Track)

17. Teach Me ft. Kiesza (Bonus Track)

Polecane