clipping. – „CLPPNG”

Nie taka rap awangarda straszna – posłuchaj "CLPPNG", a potem idź na Off Festival, żeby się przekonać.

2014.08.01

opublikował:


clipping. – „CLPPNG”

Nie przepadam za post-hiphopem czy okołorapowym eksperymentem z kilku powodów. Mniejsza już o przebijanie się głową przez mur często średnio czytelnych dla Polaka znaczeń, zorientowanie się w rozmnożonych niemożliwie kontekstach. Sięgałem po hip-hop, bo płynął, bo adaptował funk i groove w sposób przystający do tego, co dzieję się na blokowiskach, bo potrafił być rzuconym w twarz oskarżeniem, zwykłą zabawą słowem i odartą ze snobizmu poezją jednocześnie. Nie po to, żeby znosić skandowanie, skrzeczenie, hałas i wszelakie hipsterskie emanacje. Jak tego potrzebuję, sięgam po inną muzykę. Ale to też nie jest najważniejsze. Po prostu nie znoszę, jeżeli ktoś uwolniony od jakichkolowiek ram, wciska fuszerkę – usilnie wykoślawia bity, podciąga brak umiejętności nawijania pod artyzm, ciąg chaotycznych myśli i trudnych słów pod manifest. Spójrzmy na takie „Fluorescent Black” Anti-Pop Consortium – odjechane, ale jak dobrze zarapowane. Albo na Scroobious Pipa i to jakie perły rzucał do elektroniki Dana Le Saca. Można? Można. Tylko że rzadko się udaje.

 

Po „CLPPNG” sięgnąłem głównie dlatego, że Daveed Diggs to kawał rapera. I że udało mi się przeczytać, że sztab producencki wziął trochę na wstrzymanie z ładunkiem industralu i noise’u. Nie zawiodłem się – płyta jest już słuchalna, przyswajalna bez bólu i poświęcenia ze strony odbiorcy, ale wciąż jeszcze fascynująco brudna, przekorna. Jak złośliwie przekonuje wydawnictwo Sub Pop – „bardziej muzycznie wymagająca od  punkujących rap-rockersów, produkujących po sypialniach producentów lo-fi i uliczno-gotyckich hybryd, z którymi clipping. byli łączeni”. Przy tym wszystkim rapowa.

Krążek odbierać można na dwóch płaszczyznach. Ta pierwsza każe szukać konceptu, idei stojącej za tym wszystkim. Odbieram opowieści Diggsa jako noir w wersji getto, zarówno fascynację jak i przerażenie okrucieństwem ukazywanym w obrazkach wrzucanych w tekst niczym seria instagramowych fotek. Oczywiście facet wszystko maskuje zimnym dystansem oraz wylewającym się zewsząd sarkazmem, ale podskórne emocje są. Towarzyszy im zmyślne pogrywanie rapowymi kliszami, w których MC jest biegły  – w „Body and Blood” mamy horrocore, w „Dominoes” gangsta rap (przecinany chórem dziecięcym), w „Dream” spoken word. Produkcja żyje w ścisłym związku z wokalem, przynosi nawet puenty tam gdzie raper nie dopowiada, co więcej okazuje się równie ironiczna. Czy aby „Taking Off” nie brzmi jak dekonstrukcja trapu? Czy psychotyczny, surrealistycznie powarkujący basem bit do „Tonight” nie czaruje, gdy clipping. zmienia się w Clipse?  Aby nie należy się pochwała za irytujący jednostajnym piskiem „Get Up” z ładnym, totalnie kontrastującym refrenem r’n’b, kiedy to przy drugim hooku pisk staję się prymitywną melodyjka, a przy trzecim pieprzoną mszą organową? Ano należy się cała garść pochwał, takie to zmyślne. Podsumowując – jeżeli The Roots rzeczywiście chcieli zrobić na swojej ostatniej płycie antyhiphop, jednocześnie kłaniając się m.in. muzyce konkretnej, to tak to powinno brzmieć.

Osoby nie lubiące dociekać nie muszą wcale odpuszczać. „CLPPNG” sprawdza się ot tak, po prostu. Raper imponuje głosem, dykcją, wyczulonym okiem i językiem na tyle sprawnym, by z tempem nawijania robić co chce. Już na wstępie zasuwa jak karabin automatyczny pod niemiły, świdrujący dźwięk zakończony serią zgrzytów nasuwającą na myśl eksplozję. Dalej również wykazuje się bardzo – przyspiesza, nuci, wylicza w punktach. W kilku wersach skacze od Outkast do Black Flag, parafrazuje dziecięce wyliczanki, fantastycznie opowiada różnicując sposoby narracji, jak i narratorów (toteż nie zawsze należy utożsamiać go z tym, co się słyszy. Triumfem jest singlowe „Story 2” z podkładem, którego nie powstydziłby się sam Flying Lotus. Ale też miło słyszeć, że mając obok takiego asa jak kalifornijski weteran King T (zjadliwy numer „Summertime”) Daveed nie blednie, upychając krótkie, świetne obserwacje, czasem po dwie w wersie. A muzyka? Jest niby grzeczniejsza, wciąż jednak radykalna. Szumiące, paranoiczne „Dream” z bijącym dzwonem i bębnami zepchniętymi na drugi plan. Asortyment puszek, dzwonków, garnków i cholera wie czego jeszcze w „Work Work”. Pluszczączo-trzeszczące, wgniatające w fotel zbasowane, metalicznie tłukące bębny w porywającym „Body and Blood”.  Abstrakcja? Nie do końca, ten minimalizm, ta zmierzłość, te gry kontrastów jest po coś i jest na miejscu. To najlepsze ostatnio przedstawienie złotej dewizy „mniej znaczy więcej”. W tym wypadku mniej znaczy bardzo dużo.

 

Siłę tego typu projektów najlepiej weryfikuje koncert. Dopiero słysząc na żywo Young Fathers, które recenzowałem tu kilka miesięcy temu, w pełni zrozumiałem, o co w tym chodzi. clipping. zagrają dziś (1.08, 20.45) na Off Festivalu w Katowicach. Zróbcie co można, żeby nie przegapić.

clipping. – Body & Blood [OFFICIAL VIDEO] — NSFW — from Sub Pop Records on Vimeo.

Polecane

Share This