foto: Shealah Craighead / oficjalne materiały prasowe Białego Domu
Choć Jennifer Lopez urodziła się na Bronksie, jest córką Portorykańczyków, o czym chętnie przypomina od początku swojej kariery. Podczas ostatniego wiecu Kamali Harris artystka mówiła o swoich korzeniach, atakując w ten sposób Donalda Trumpa. Podczas niedawnego spotkania Trumpa z wyborcami, zaproszony przez niego komik Tony Hinchcliffe zakpił z Portoryko, nazywając je „pływającą wyspą śmierci”. JLo nie mogła zostawić tego bez komentarza.
– Tego dnia obrażono nie tylko Portoryko, ale każdego Latynosa w tym kraju. Pochodzę z Portoryko. Tak, urodziłam się tu i jesteśmy Amerykanami. Nie ma słowa „American” bez „Rican”. Regularnie starał się nas podzielić. W Madison Square Garden przypomniał nam wszystkim, kim jest i co naprawdę myśli – grzmiała Lopez.
– Nieważne czy jesteś z Castle Hill w Bronksie, czy z Sunrise Manor we wschodnim Las Vegas, wszyscy chcemy świata, w którym nasze dzieci będą się czuły wolne, bezpiecznie i cenione przez naszego prezydenta. Jestem matką, siostrą, aktorką i artystką. Lubię hollywoodzkie zakończenia i lubię, gdy ten dobry, a w tym przypadku ta dobra, wygrywa. Z poszanowaniem naszej historii i z wiarą w lepsze jutro oddam swój głos na Kamalę Harris w nadchodzących wyborach – zadeklarowała gwiazda.
W przyszłym tygodniu dowiemy się, czy wybory prezydenckie w USA wygra kandydująca z ramienia Partii Demokratycznej Kamala Harris czy też reprezentujący republikanów Donald Trump, który był już prezydentem Stanów w latach 2016-2020.