foto: Karol Makurat / tarakum.pl
Przed kilkoma dniami grupa Slayer poinformowała, że po pięciu latach wraca na scenę. Wprawdzie zespół deklaruje, że nie będziemy mieli do czynienia z pełnowymiarową reaktywacją, a jedynie kilkoma koncertami, ale wieści i tak wywołały mnóstwo zamieszania wśród ich fanów. Warto od razu zaznaczyć, że nie wszyscy są z tego powrotu zadowoleni. Część fanów ma do zespołu żal, że wraca na scenę po tym, jak jasno deklarował, że zakończona w 2019 r. trasa jest pożegnalną.
W koncertowym kalendarzu Slayera widnieją póki co dwie daty – 22 września grupa wystąpi na Riot Festivalu w Chicago, pięć dni później będzie headlinerem Louder Than Life w Louisville. Finalnie koncertów ma być więcej, ale management grupy podkreśla, że nie będzie to oszałamiająca liczba.
Co ciekawe – kilka tygodni temu w sieci pojawił się pierwszy singiel zapowiadający solowy projekt Kerry’ego Kinga. Gitarzysta Slayera ogłosił również trasę, w ramach której zawita do Polski, by wystąpić na czerwcowym Mystic Festivalu. Nie jest tajemnicą, że King i Tom Araya nie utrzymywali żadnych relacji po zakończeniu pożegnalnej trasy swojej grupy, stąd informacje o tym, że znów ponownie na niej staną, można traktować jako dużą niespodziankę. Okazuje się, że Araya długo nie był zainteresowany powrotem i uległ jedynie ze względu na prośby swojej żony.
– Wyjaśnijmy to trollom: Tom skończył z graniem. Męczyłam go oto ponad rok. W KOŃCU się zgodził. Podzieliliśmy się tą wiadomością z managerami Slayera, a oni zajęli się resztą! Więc tak, bez Toma to by się nie wydarzyło… bez mojego MĘCZENIA GO także by się nie wydarzyło. (…) Będę cieszyć się kilkoma koncertami i jestem wdzięczna, że kocha mnie i fanów na tyle, by to zrobić – napisała na instagramowym i facebookowym profilu Sandra Araya.