fot. mat. pras.
W kwietniu ubiegłego roku Shakira zawarła ugodę pozasądową z władzami Hiszpanii, na mocy której zgodziła się zapłacić 7,3 mln euro kary, nałożonej na nią przez tamtejszy urząd skarbowy. Sytuacja była na tyle poważna, że wokalistce groziła kara więzienia za uchylanie się od płacenia podatków. Hiszpański fiskus poinformował wówczas, że kwota 7,3 mln euro była równowartością połowy długu, jaki mieszkająca przez laty w Barcelonie Kolumbijka miała wobec skarbu państwa.
Teraz artystka wraca do tej sprawy w wywiadzie udzielonym redakcji „El Mundo”, jednego z największych dzienników ukazujących się w Hiszpanii. Artystka nie szczędzi gorzkich słów pod adresem władz, sugerując, że wystawiono ją „na strzał”, ponieważ jest osobą publiczną.
SPRAWDŹ TAKŻE: The Weeknd żegna się ze sceną
– To było frustrujące. Bardziej interesowało ich publiczne spalenie mnie na stosie, niż wysłuchanie wyjaśnień. Chcę, by moje dzieci pamiętały mnie jako osobę, która wypowiada własne zadanie, kiedy uzna to za konieczne, a nie gdy ktoś ją do tego zmusza. Zależy mi na tym, by moje dzieci wiedziały, że podjęłam taką decyzję, by chronić je, być przy nich i iść z nimi przez życie, a nie z powodu tchórzostwa czy poczucia winy – powiedziała Shakira, dodając, że była zastraszana przez hiszpańskie władze.
– Dążyli do tego, by opinia publiczna uwierzyła, że nie płaciłam podatków. W rzeczywistości zapłaciłam o wiele więcej, niż powinnam. To, co miało być sposobem na sformalizowanie mojej sytuacji, okazało się pułapką. Nie może być tak, że ktoś, kto koncertuje na całym świecie, jest rezydentem podatkowym w danym miejscu tylko dlatego, że żyje w nim osoba, która jest jej partnerem – stwierdziła gwiazda.
