Wczorajsza tragedia w Bostonie przejdzie do historii mediów jako pierwsza, o której cały glob czerpał informacje przede wszystkim z mediów społecznościowych. Facebook, a zwłaszcza Twitter były najszybszym źródłem informacji. Tradycyjne, potężne media amerykańskie i ogólnoświatowe potrzebowały znacznie więcej czasu na przygotowanie syntetycznych relacji dłuższych niż pasek „braking news” niż zwykli przypadkowi ludzie, świadkowie tragedii ściskający w dłoniach telefony komórkowe. To oni zarejestrowali i pokazali światu co się stało. Ich wpisy i tweety były pierwszym i wcale nie wybrakowanym źródłem informacji. Stream tagowanych komunikatów popłynął szeroką rzeką w świat. Social media zostały też natychmiast użyte do komunikowania się ze społeczeństwem przez bostońskie służby. To m.in. z kanału bostońskiej policji i kilku innych instytucji docierały do wszystkich bieżące komunikaty, informacje, instrukcje czy prośby o zdjęcia lub zarejestrowane filmy wykonane na mecie maratonu. Google błyskawicznie zareagowały na wyłączenie telefonii komórkowej w Bostonie tworząc prostą i skuteczną witrynę dla ludzi poszukujących informacji o bliskich lub chcących przekazać, że wszystko z nimi ok.
Jak po każdej takiej tragedii uaktywnili się muzycy. W większości składali kondolencje bliskim ofiar, łączyli się w bólu i modlitwie oraz byli myślami z…. Byli i tacy, którzy w pierwszej kolejności wyrazili ulgę, że ich bliskim i przyjaciołom nic się nie stało i dalej zaczęli się łączyć, składać i modlić. Tylko niewielu, jak Moby wyrażało oburzenie, iż komuś mogło przyjść do głowy, że zabijanie niewinnych ludzi może być pomysłem na rozwiązanie jakiejkolwiek sprawy.
Z całym szacunkiem dla rozmiarów bezsensownej tragedii i powagi sytuacji… ale czy naprawdę tego oczekujemy od muzyków? Czy pustosłowie ma swoje granice?