„Ta płyta była wtedy taka jak stan, w którym się sam znajdowałem”, powiedział AP piosenkarz. „Sztuka imituje życie, a ja mam zwyczaj pisać dużo o moich własnych doświadczeniach. A w tamtym czasie… Dużo nieszczęść nawiedziło moją rodzinę, pojawiła się parę razy śmierć. Wszystko to przygnębiało i wpływało na muzykę, a ja pomyślałem, że muszę to zmienić”.
McCoy dodał, że proces tworzenia muzyki był dla niego swoistą terapią. „Chciałem, by było zabawnie, radośnie”, tak skomentował finalną wersję krążka wokalista.