– Eksperymenty z kompozytorami z zewnątrz były całkiem zabawne, ale jednocześnie zastraszające. Spotykasz się na sesji nagraniowej z kimś, kogo uważasz za geniusza, siadasz z nim, a ta osoba zaczyna: „Pracuję ze wszystkim – co masz?”. A ty: „Cóż, nie za wiele. Nawet nie wiem, jak napisałam piosenkę”. Cała ta sytuacja jest na tyle delikatna, że nie warto się w nią angażować – powiedziała w rozmowie z „The Sun”.
Od czasu reaktywacji No Doubt ze słownika Stefani zniknęło słowo „solowy”: – Nigdy już tego nie powtórzę. Nie chcę. Nie potrzebuję. Jestem szczęśliwa, że gram w No Doubt.