– Czasami mam wrażenie, że to wszystko jest snem. Błogosławieństwem – tłumaczy artysta w rozmowie z „Global Grind”. – Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, to podniosłem Biblię. Dzięki Bogu. Później zacząłem ciężko pracować. Nigdy nie bałem się braku snu. Nigdy nie bałem się podróży po całym świecie, tego, że pewnego dnia mogę wylądować na ulicy tylko dlatego, że robię coś, co kocham.
– Wydaje mi się, że Bóg się mną opiekuje. Wie, że moją pasją jest muzyka i nigdy z niej nie zrezygnuję. Nigdy też zresztą nie było planu „B”.